piątek, 15 stycznia 2021

Passport - Passport - Doldinger (1971)


  1. Uranus
  2. Schirokko
  3. Hexensabbat
  4. Nostalgia
  5. Lemuria's Dance
  6. Continuation
  7. Madhouse Jam

O tym zespole wspominałem już na łamach mojego bloga. Kto chce, niech poszuka i poczyta. Dziś wracam do ich debiutanckiej płyty. Nowego tworu, który jest dziełem znakomitego saksofonisty i klawiszowca Klauda Doldingera. Nim powstał Passport Klaus tworzył wiele zespołów i grał przeróżną muzykę, poczynając od jazzu, przez muzyczkę wpadającą w ucho na zespole Motherhood kończąc, a który poszedł w delikatnego jazz-rocka. Doldinger postanowił jednak spróbować sił w nowym zespole, który muzycznie pójdzie jeszcze bardziej w jazz-rock i fusion…
Skład zespołu to starzy znajomi Doldingera, z którymi grał już wcześniej. Najdłuższą i najbardziej zażartą znajomością Klausa był basista Lothar Meid, którego mogą Państwo kojarzyć z zespołu Embryo. A kto jeszcze? Saksofonista i flecista Olaf Kübler, amerykański organista Jimmy Jackson oraz perkusista Udo Lindenberg. I w takim właśnie składzie powstało debiutanckie dzieło, które patrząc na nazwę miało być czymś nowym, a jednocześnie nawiązywać do przeszłości. Takie trochę rozdwojenie jaźni, ale czy mi to przeszkadza? Wszak najważniejsza jest muzyka, a ta jest naprawdę świetna.

Już otwierający całość Uranus, pamiętam, od pierwszego przesłuchania zrobił na mnie wielkie wrażenie. Kapitalne bębny na początek, do których dołącza bas, a chwilę później saksofony, dając wyśmienity efekt. Muzyka porywa od samego początku, ale jest to złudne bo w okolicach drugiej minuty mamy zmianę nastroju i z jazgotliwych saksofonów przechodzimy do krainy łagodności. Na pierwszy plan wysuwa się flet, któremu fantastycznie towarzyszą klawisze w tym Moog. Ale koniec utworu to powrót do rytmicznego początku. Świetny.
Schirokko to dominacja saksofonów bo i od saksofonu wszystko się tu zaczyna. Gdy wchodzi sekcja i klawisze, robi się funkowo. A później rzeczone saksofony, które robią tu całą robotę. Noga chodzi, jest dobrze. Po drodze mamy jeszcze organowe solo Jacksona.
W Hexensabbat czyli sabacie czarownic zespół zabiera nas w bardziej mroczne i posępne klimaty. Kroczący, hardrockowy numer, a to wszystko bez użycia gitary. Można? Można. Znakomita sekcja i gdzieś tam w tle odjazdowy saksofon, jeszcze wyciszony, ale wyraźnie słyszalny. Później jednak wychodzi na przód utworu, a właściwie wychodzą by wspólne z klawiszami zrobić niezły show.
Po takiej jeździe zespół nieco stygnie i prezentuje nam spokojną kompozycję zatytułowaną Nostalgia. Tu nastrój wyciszenia, odprężenia i spokoju tworzą saksofon i flet. Ładne zamknięcie pierwszej strony.

Strona B zawierała trzy kolejne kompozycje. Na pierwszy ogień idzie Lemuria’s Dance, którą rozpoczynają eksperymentalne dźwięki syntezatorów. Po chwili dołącza rozbrykana perkusja, a następnie bas. Po tym znakomitym wprowadzeniu pojawiają się (a jakże!) saksofony.
Continuation to najdłuższy utwór na tym albumie, trwa bowiem niemal dziesięć minut. Początek to jakby narkotyczny klimat. Saksofon i klawisze mu towarzyszące grają nad wyraz spokojnie, ale odurzająco, jakby dym opium oplatał nasze głowy i próbował wprowadzić nas w baśniowe światy. Taki stan trwa niemal cztery minuty po czym utwór zmienia swój wydźwięk. Niby dalej się snuje, ale jest bardziej rozbudowany, bogatszy, dołącza flet, a sekcja jakby poczyna sobie raźniej. Lubię słuchać tej kompozycji wieczorem w słuchawkach.
Płyta kończy się utworem Madhouse Jam. I w rzeczy samej to trochę jamowe granie z kapitalnym, improwizującym fletem na czele. 


Passport – Doldinger to naprawdę świetne instrumentalne dzieło, które przecierało szlaki kolejnym wykonawcom z kraju Mercedesa i Siemensa. Dla mnie osobiście, ten album to fantastyczna muzyczna przygoda, do której zawsze wracam z miłą chęcią. A Klaus? Poszukiwał dalej i na przestrzeni kilku dekad wydał kilkadziesiąt albumów oczywiście nie zawsze dobrych, ale jest z czego wybierać. A z opisywanym tu albumem warto się zapoznać i kto wie, może i pokochać?
No i jeszcze jedno. Płyta ma 50 lat! Niesamowite. Natomiast Klaus w zeszłym roku wydał kolejny album.

1 komentarz:

  1. Też bardzo lubię tę płytę. Jest bardzo dobra. Udowadnia, że jazz-rocka umiała dobrze grać nie tylko Mahavishnu Orchestra. A co więcej ten niemiecki zespół był w stanie stworzyć własny oryginalny styl. ale też to muzyka dla koneserów i wciąż mało znana poza granicami Niemiec. Ja ten zespół znam dopiero od jakiś 10 lat, ale mój kolega znał go od dawna i zawsze mi o nim wcześniej opowiadał.

    OdpowiedzUsuń