sobota, 21 sierpnia 2021

Joni Mitchell - The Hissing Of Summer Lawns (1975)


  1. In France They Kiss On Main Street
  2. The Jungle Line
  3. Edith And The Kingpin
  4. Don't Interrupt The Sorrow
  5. Shades Of Scarlett Conquering
  6. The Hissing Of Summer Lawns
  7. The Boho Dance
  8. Harry's House/Centerpiece
  9. Sweet Bird
  10. Shadows Of Light

Gołym okiem widać, że lato ma się ku końcowi. Choć to kalendarzowe potrwa jeszcze miesiąc, to już dziś jesień delikatnie puka do naszych drzwi. Dni są coraz krótsze, jerzyki dawno już odleciały (w tym roku wyjątkowo wcześnie), temperatury też nas nie rozpieszczają. W związku z tym postanowiłem sprawdzić co też w tej letniej trawie jeszcze piszczy. A w niej album Joni Mitchell, który jest mym ulubionym w dyskografii tej kanadyjskiej Artystki. Odkąd pamiętam zawsze mówiono, że to Blue jest tą płytą, która jest najważniejsza. Może i tak, ale nie dla mnie. Pewnego sierpniowego popołudnia 1991 roku usłyszałem The Hissing Of Summer Lawns i zostałem zaczarowany…
Od tej pory, każdego roku, gdy sierpień dogorywa, włączam sobie ten album i wspominam. Bardzo ważną częścią tej płyty są wspaniałe teksty Mitchell. Joni stawia na kobiety, opowiada o nich, o ich decyzjach, wyborach. Pochyla się nad ich sytuacją, ilustruje ich życie. To bardzo ważne i arcyciekawe opisy i opowieści nad którymi warto się choć przez chwilę zastanowić.
Muzycznie? Jak już wspomniałem na wstępie, to album przy którym odpoczywam. Podczas słuchania staram się nie zauważać tych wszystkich ważnych kwestii o których opowiada, a koncentruję się na samej muzyce. Głos Mitchell traktuję bardziej jako kolejny instrument niźli opowieść wnikliwej obserwatorki rzeczywistości.
Już pierwszy utwór kapitalnie wprowadza nastrój. Świetna gitara i to elektryczne pianino, które robi tu cały klimat. Do tego wspaniała sekcja z basem na czele. Lubię takie otwieracze, które dobrze wprowadzają w całość i tworzą świetny zaczątek do dalszych eksploracji całego albumu.
Odgłosy Afryki w The Jungle Line. Bębny, Moog, gitara akustyczna i głos Joni. Edith and the Kingpin to utwór, który cudownie został zaśpiewany przez George’a Michaela. To za sprawą wersji George’a po latach wróciłem ponownie do The Hissing Of Summer Lawns. Piękna ballada o jazzowym zabarwieniu, znakomicie buja i uspokaja. Tekst jest dość mocny inspirowany postacią alfonsa z Vancouver oraz życiem Edith Piaf. Ciekawe połączenie. Prawda?
W Don’t Interrupt The Sorrow uwielbiam te wszystkie wstawki gitary elektrycznej, na której gra Larry Carlton. Dalej? Połączenie fortepianu, basu i cudownych smyczkowych aranżacji w Shades Of Scarlett Conquering. No i utwór tytułowy. Tu znowu świetny bas i to plumkające elektryczne pianino. Do tego trąbka, saksofon i flet. Ależ to płynie. I znowu fenomenalny tekst.
Kolejne utwory utrzymane są w podobnej, spokojnej tonacji, a wśród nich bardziej akustyczny Sweet Bird i zamykający całość Shadows And Light z głosem Mitchell w roli głównej.   


Krytycy czepiali się tej płyty, że nie ma tu melodii (musieli być głusi), że ten jazz jest niepotrzebny i w ogóle gdyby nie warstwa tekstowa ten album byłby do niczego. Cóż. Dla mnie ta płyta to coś pięknego. Wspaniale płynie, kołysze, nie męczy. Po prostu sprawia ogromną przyjemność ze słuchania. Dawno temu gdy jeszcze paliłem tytoń, siadałem wieczorem po pracy, nalewałem sobie szklaneczkę czegoś mocniejszego, zapalałem cygaro i włączałem ten album. Wtedy był to dla mnie najlepszy odpoczynek. To wszystko to oczywiście tylko moje subiektywne odczucia, pewnie krytycy wiedzą lepiej, ale kto by ich słuchał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz