wtorek, 21 sierpnia 2018

Kit Watkins - Labyrinth (1980)

  1. Glass Of Time
  2. Mt. St. Helens
  3. Coin-Op Era
  4. Labyrinth
  5. Spring 1980
  6. While Crome Yellow Shine
  7. Two Worlds
  8. 4 Bars - 1 Unit
  9. Cycles
Z cyklu „Atrakcyjna osiemdziesiątka”
Przez ostatnie tygodnie mam ogromną fazę na muzykę instrumentalną. Naprawdę bardzo dużo jej słucham i mam z tego ogromną frajdę. Wspominając ostatnio w prywatnych rozmowach dawne czasy, przypomniałem sobie o tej właśnie płycie. Co prawda nie w całości, ale miałem ją nagraną na kasecie. I przypomniały się lata dziewięćdziesiąte gdy w wakacje dorabiałem sobie aby jesienią mieć na studia. Do roboty na 5:30, czasami na 6-tą. W moim walkmanie kręciła się kaseta z tym materiałem. Mimo, że było ciężko to dobrze wspominam tamte czasy…
O Watkinsie wspominałem już na blogu, a to za sprawą płyt zespołów Happy The Man oraz Camel. Proszę poszukać w spisie recenzji i poczytać. Labyrinth jest pierwszym solowym albumem Kita. To płyta w całości instrumentalna, na której autor zagrał na wielu instrumentach klawiszowych, ale też na flecie czy gitarze klasycznej. Do projektu zaprosił Coco Roussela, z którym współpracował wcześniej w zespole Happy The Man. Coco gra tu na perkusji i różnego rodzaju perkusjonaliach.
Winylowe wydanie zawiera dziewięć kompozycji. Późniejsze kompaktowe wznowienie jest rozszerzone o kolejne trzy. Skoncentrujmy się jednak na pierwotnym materiale. Album rozpoczyna się od utworu Glass of Time. Choć pierwsze dźwięki są złowrogie, to dalej mamy bardzo optymistycznie brzmiącą kompozycję, która fajnie buja i wprowadza do naszego świata radość i ogromną chęć maszerowania. Glass of Time o piątej rano? Jak najbardziej. Kapitalnie mi się szło do roboty, mimo tak wczesnej pory. Drugim utworem jest Mt. St. Helens. Słuchacz dobrze znający dyskografię grupy Camel już po pierwszych taktach spostrzeże, że zna ten utwór. Tak, to kompozycja z płyty Nude, wspomnianego przed chwilą Camel. Co prawda Watkins w okresie Nude w Wielbłądzie już nie był, ale jest współautorem utworu Docks. Myślę, że wersja Camel jest lepsza, ale to pewnie za sprawą gitary Latimera. Natomiast wersja z Labyrinth jest w dalszej części chyba zbyt dancingowa. Coin-Op Era, podobnie jak utwór otwierający płytę, wprowadza na początku nieco w błąd. Zaczyna się niczym Kraftwerk by po chwili wskoczyć na właściwe tory.
Kompozycja tytułowa, która jest najdłuższa na tej płycie, to utwór, który wraz z bardzo ładnym While Crome Yellow Shine zostały nagrane na potrzeby grupy Happy The Man jeszcze w 1979 roku, ale ukazały się jako twory tej grupy dopiero na ich trzecim albumie, wydanym w 1983 roku. Bardzo lubię kompozycję tytułową, która utrzymana jest w bardziej progresywnych klimatach, ze świetną pracą Roussela na perkusji. Typowy utwór z repertuaru macierzystej grupy Watkinsa.
Zahaczmy jeszcze o Spring 1980. To tu Kit gra na flecie, dzięki któremu robi się niesamowicie melancholijnie i błogo. Skojarzenia z Camel jak najbardziej wskazane. Two Worlds i następne 4 Bars - 1 Unit stanowią jakby nierozerwalny duet i grają naprawdę fenomenalnie. Na szczególną uwagę zasługuje tu piękny fortepian w Two Worlds. Całość zamyka Cycles. W wydaniu kompaktowym znalazły się dodatkowe dwa utwory o tym tytule. I to jest raczej coś co odstaje od reszty materiału na tym krążku. To bardziej zapowiedź solowych dokonań Watkinsa z przyszłości.
Album Labyrinth jest świetnym połączeniem klimatów Happy The Man i Camel. W tych kompozycjach znajdziemy bardzo dużo odniesień do muzyki obu tych zespołów. Mnie to osobiście bardzo cieszy bo lubię ich płyty. To album raczej dla entuzjastów klawiszowego grania, skłaniającego się już bardziej w stronę lat osiemdziesiątych. Wydaje się, że ta płyta jest świetnym uzupełnieniem tego co robił Watkins w obu zespołach. Raczej dla fanów, ale myślę, że i przypadkowy słuchacz znajdzie tu dla siebie sporo smacznych kąsków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz