poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Klaus Schulze - Silhouettes (2018)

  1. Silhouettes
  2. Der Lange Blick Zuruck
  3. Quae Simplex
  4. Chateaux Fais De Vent

Chyba najwyższy czas na prezentację jakiejś nowości. Przyznam, że słabo idzie mi kupowanie płyt, których premiera miała miejsce w tym roku. Jakoś na nic szczególnie nie czekam, a jak już mnie coś zainteresuje, okazuje się, że materiał jest na tyle słaby, że nie warto wydawać pieniędzy. Ale mam jeszcze kilka tytułów na oku. Dziś w nocy poszliśmy z Żoną w ciemne ostępy, założyliśmy dresy, wzięliśmy herbatę w termos i rozłożyliśmy koc. A to wszystko po to aby obserwować łzy świętego Wawrzyńca…
Jednak przed wyprawą poczyniłem dodatkowe przygotowania. Włożyłem słuchawki, położyłem się na podłodze i włączyłem najnowsze dzieło legendy muzyki elektronicznej, którą niewątpliwie jest Klaus Schulze. Myślę, że osoby Klausa nie muszę nikomu przedstawiać, a gdyby ktoś był bardzo ciekawy i rzeczywiście nie słyszał jeszcze o tym wspaniałym muzyku, niech poszpera w sieci.

A czym są wspomniane łzy świętego Wawrzyńca? To oczywiście perseidy, które co roku, możemy oglądać na niebie. I przyznam, że przez wiele, wiele lat zjawiska na niebie zakrywały mi chmury albo, jak w przypadku łez Wawrzyńca, księżyc świecił tak mocno, że nie było ich widać. W tym roku uśmiechnęło się do mnie szczęście, nie dość że mogłem obserwować przepiękne zaćmienie księżyca, to do tego wczoraj te perseidy. Nieprawdopodobnie piękny widok, radość i ściskanie ręki Żony gdy kolejna „spadająca gwiazda” zostawiała wspaniałą smugę na czarnym niebie. Wiem, ostatnio często wspominam o kosmicznych płytach, ale lato ma to do siebie, że pozwala na obserwowanie tych niezmierzonych czeluści kosmosu. Lubiłem patrzeć w niebo jako szczeniak, a i dziś patrzę w gwiazdy z takim samym zachwytem, podnieceniem i atencją.
Najnowszy album Klausa przepięknie wprowadza w stan niezmierzonej łaski, jest pomostem pomiędzy mną, a bezkresną czernią wszechświata. Na płycie znalazły się cztery kompozycje, których autorem jest oczywiście sam Schulze, mocno wspomagany przez producenta płyty Toma Damsa. To, jak pisze sam Klaus na wewnętrznej stronie okładki, prywatny koncert dla słuchaczy. Ale też koncert, który zagrał dla samego siebie, zanurzając się w ciszy, refleksjach i odzyskując siły po ciężkiej chorobie.

Słowa jakimi można opisać tę płytę to cisza, spokój, zamyślenie, relaks, kontemplacja (no może troszkę żywsza jest Quae Simplex). Nie ma tu agresywnych dźwięków, nagłych zmian tempa czy mocnych uderzeń. Wszystko płynie, działa niezwykle uspokajająco, skłania do przemyśleń. Przepiękne pejzaże, malowane przy pomocy syntezatorów, które w połączeniu z sekwencerami tworzą wspaniałą ambientowo-kosmiczną muzykę. Album trwa ponad siedemdziesiąt minut, ale wcale się tego nie odczuwa. Tej muzyce trzeba się tylko poddać, wyłączyć z otoczenia, skoncentrować się na niej, a na pewno zabierze nas w niesamowitą podróż po kosmosie i naszej przeszłości. Skłoni do refleksji i zrobienia rachunku sumienia.

Odkąd sięgam pamięcią, moim ukochanym albumem Schulze był (i jest nadal) Mirage. Przez te wszystkie lata słuchałem go z wielką atencją i uwielbieniem. Dziś do Mirage dołączył Silhouettes. Oczarował mnie od pierwszego zetknięcia, trafił w najczulsze miejsca mojej, raczej romantycznej duszy. Sprawił, że jeszcze bardziej chcę patrzeć w gwiazdy, podziwiając ich nieskończoną ilość i piękno. Schulze niby nic nowego na tym albumie nie odkrywa, ale pokazuje, że pomimo tak długiej kariery i wydania kilkudziesięciu albumów, nadal potrafi uderzyć w najczulszy punkt i oczarować słuchacza. Dla mnie wspaniała płyta, która z pewnością znajdzie się na mojej liście tych najlepszych 2018 roku. Dziś idę z herbatą i kocem sam. Zabieram ze sobą discmana, położę się, spojrzę w gwiazdy i odpalę tę płytę. Już wiem, że to będzie wspaniała podróż.

2 komentarze:

  1. fajne ale wolę Kontunuum, znalezłem jego opis na innym muzycznym blogu, zaiste zajebisty kawałek http://isolations.blogspot.com/2018/05/z-mojej-pytoteki-kontinuum-arcydzieo.html Zauważyłem że każdy kto prowadzi bloga zaskorupia się u siebie zamiast poszperać choćby u konkurencji. Żeby tego uniknąc nie mam zamiaru pisania własnego bloga, każdy autor sam zamienia się z biegiem czasu gwiazdę (nie bierz tego do siebie). hejka, Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja wcale się nie zaskorupiam. Do tego, bardzo chętnie odwiedzam inne blogi muzyczne. No i absolutnie nie aspiruję do roli gwiazdy czy muzycznego koryfeusza. Jak już wiele razy pisałem, każdy ma swoje uszy i niech każdy ocenia sam dany utwór czy album. Tu opisuję moje przeżycia i ulubione płyty. Nie znaczy to, że muszę mieć rację.

      Usuń