wtorek, 18 września 2018

Soft Machine - Hidden Details (2018)


1. Hidden Details; 2. The Man Who Waved At Trains; 3. Ground Lift; 4. Heart Off Guard; 5. Broken Hill; 6. Flight Of The Jett; 7. One Glove; 8. Out Bloody Intro; 9. Out Bloody Rageous (Part 1); 10. Drifting White; 11. Life On Bridges; 12. Fourteen Hour Dream; 13. Breathe; 14. Night Sky (bonus track)

Od czego zacząć? Od tego, że ta wspaniała grupa powróciła po kilku dekadach? Czy może od tego, że w naszym kraju nie można dostać tej płyty? Pamiętam rozmowę z jednym ze znajomych, który stwierdził, że dziś można w Polsce kupić wszystko. Nie, nie można. Niech przykładem będą tylko płyty z muzyką. Nowy album Soft Machine jest tego przykładem. Przepraszam, właśnie przed sekundą sprawdziłem jeden z moich ulubionych sklepów płytowych działających w sieci i jest. Cena, niemal 70 złotych! Dziękuję, postoję. Dobrze, że mój dobry znajomy korzysta często z możliwości kupowania plików w jakości HD (w domu nie ma już miejsca na płyty). Dzięki niemu miałem okazję wysłuchać nowego albumu Soft Machine i podzielić się wrażeniami z Państwem… 
Tego zespołu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. A jeżeli tak, to proszę przekopać czeluści Internetu. Ciągłe zmiany składów, a w konsekwencji zmiany stylu grania zespołu wystarczyłoby na kilkustronicowy opis. A chyba nie o to chodzi. Nadmienić jednak trzeba kto w składzie nagrywającym Hidden Details się znalazł. Są to panowie John Etheridge (gitary), Roy Babbington (gitara basowa) oraz John Marshall (perkusja). Czwartym członkiem zespołu został Theo Travis, który gra tu na saksofonach, flecie oraz Fenderze. Pierwsza trójka zagrała wspólnie na albumie Softs z 1976 roku. Ale już wcześniej poszczególni panowie występowali w grupie (pierwszym był bodaj Marshall, który zagrał na Fifth). Z okazji pięćdziesięciolecia powstania zespołu koledzy postanowili się spotkać i uczcić to albumem studyjnym.

Na płycie znalazło się trzynaście utworów, ale kupując pliki, otrzymujemy dodatkowy utwór. Zaczyna się dość ostro. Oto całość otwiera utwór tytułowy z mocną, przysadzistą, kroczącą gitarą do której po chwili dołącza sekcja, ale przede wszystkim saksofon, który świetnie prowadzi cały utwór przez kilka minut. Po trzeciej minucie saksofon cichnie, a inicjatywę przejmuje powoli gitara Etheridge’a, która w dalszej części kręci niesamowite sola wciągając w to słuchacza. Na sam koniec ponownie wraca saksofon, który prowadzi utwór do końca. Znakomite otwarcie.

Następny w kolejce jest The Man Who Waved At Trains. Przypomina Państwu coś ten tytuł? Oczywiście, Soft Machine nagrali już taki numer przy okazji płyty Bundles. Tam trwał on niecałe dwie minuty, na Hidden Details rozbudowano go do minut pięciu. Kapitalny bas i flet (brawa), które pięknie prowadzą tę kompozycję. Muzyka dosłownie płynie. Coś wspaniałego. Z błogiego stanu wyrywa nas Ground Lift, który jest jednym z tych utworów należących do grupy „Jak wkurzyć sąsiadów”. Po delikatnym początku z czasem muzycy się rozkręcają z Travisem na czele. Znakomite improwizacje i jazda bez trzymanki.

Heart Off Guard daje nam chwilę wytchnienia. Jest to bowiem przepiękna kompozycja, jeszcze piękniej zagrana na gitarze akustycznej do której dołącza saksofon. W Broken Hill, które również jest spokojne i marzycielskie, króluje gitara elektryczna. Do tego pyknięcia talerzy i piękny Fender. Znakomity utwór. Na improwizacje mamy też miejsce w krótkim Flight Of The Jett. Tu w roli głównej usłyszymy perkusję Marshalla.
Co jeszcze znalazło się na płycie? No chociażby kapitalne nawiązanie do ich najlepszej płyty Third. Otóż chodzi tu o dwa utwory stanowiące jedność, a mianowicie o Out Bloody Intro i Out Bloody Rageous (Part 1). Oryginalnie utwór trwał niemal dwadzieścia minut, tutaj niecałe osiem. Ale nawiązania są wyraźne i słucha się tego wspaniale. Mnie osobiście, dość mocno zabiło serce gdy czytałem tytuły utworów i trafiłem na ten właśnie. Tych partii saksofonu nie można pomylić z niczym innym. I w nowej wersji to właśnie saksofon odgrywa główną rolę i odgrywa ją wyśmienicie. To taki troszkę uboższy brat pierwowzoru, ale i tak słucha się tego naprawdę dobrze. Dalej mamy jeszcze kolejną króciutką kompozycję na gitarę (Drifting White), ponad ośmiominutowy, będący kolejną świetną improwizacją („Jak wkurzyć sąsiadów”) Life On Bridges, a także Fourteen Hour Dream z kapitalnie napędzającym całość basem i znakomity fletem. Na sam koniec Breathe. Tu także całość prowadzi flet. Utwór troszkę jak z horroru, posępny, przyczajony, wprowadzający niepokój. Tak czy inaczej świetny.

W moim odczuciu Hidden Details to naprawdę bardzo dobra płyta. Świetne kompozycje, niezłe improwizacje, znakomite brzmienie, dobre pomysły, nawiązania do przeszłości, lekkość oraz przepiękna okładka. Przyznać należy, że album zdominowany jest raczej przez Travisa i jego popisy na saksofonach i flecie. Mnie to nie przeszkadza absolutnie, brakuje tu jednak troszkę instrumentów klawiszowych, bo pomimo tego, że jest obecny Fender Rhodes, to jest go niewystarczająco dużo. Oczywiście nie czynię tu porównań do wcześniejszych płyt Soft Machine. W moim odczuciu nie ma to sensu, nie te lata, nie te pomysły i nie ten polot, żeby nie powiedzieć - nie ten skład. Tak czy owak, Hidden Details to świetna płyta i znakomite uczczenie półwiecza istnienia zespołu. Z pewnością znajdzie się ona w moim gronie tych najlepszych za rok 2018. W tym roku będę jeszcze na zagranicznym wyjeździe i żywię ogromną nadzieję, że uda mi się zakupić ten album w formie fizycznej (w ludzkiej cenie) i w ów podsumowaniu roku zaprezentować Państwu w całej okazałości. Wszak w rok temu miałem podobny problem z płytą Petera Bjargo. 
Dodam jeszcze tylko, że zespół wyruszył w trasę. Może udałoby się ich posłuchać na przyszłorocznym koncercie w Pradze lub Bratysławie? Muszę pomyśleć, wszak jakimś trafem grupa nie ma w planach występu w naszym pięknym kraju. Przypadek?

2 komentarze:

  1. Jakie tam Soft Machine, skoro nie gra tu nikt z oryginalnego składu, ani chociaż z muzyków biorących udział w nagraniu trzech pierwszych albumów. Zwykły skok na kasę, co potwierdza obecność starszych kompozycji. Jakby panowie Marshall, Babbington, Etheridge i Travis chcieli sobie pograć dla samej przyjemności / realizowania artystycznych ambicji, to nie musieliby podpinać się pod słynny (nie dzięki nim) szyld ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oczywiście prawda, ale w końcu prawie wszyscy w Soft Machine grali wcześniej i pewnie dlatego nagrali płytę pod tym szyldem, czując się spadkobiercami panów założycieli. Ja nie mam im tego za złe, tym bardziej, że chcieli uczcić pięćdziesięciolecie tego jakże ważnego zespołu.

      Usuń