wtorek, 13 listopada 2018

The Claus Ogerman Orchestra - Gate Of Dreams (1977)

  1. Time Passed Autumn (Part I)
  2. Time Passed Autumn (Interlude and Part II)
  3. Time Passed Autumn (Part III)
  4. Caprice
  5. Air Antique
  6. Night Will Fall
  7. Night Will Fall (Interlude and Conclusion)
  8. A Sketch Of Eden

Włącz mi proszę moją ulubioną jesienną płytę
– powiedziała moja Żona. Na taką prośbę nie mogłem nie zareagować. Wszak Gate Of Dreams to także jedna z moich ukochanych jesiennych płyt. Za oknem szarzyzna, ostatnie listki usilnie trzymają się gałęzi jakby nie chciały pogodzić się z tym, że nadchodzi zima. A my w ciepłym domu, z ulubioną herbatką i kolejną książką do przeczytania słuchamy orkiestry Ogermana. To znakomity niemiecki kompozytor, urodzony w 1930 roku w Racibożu. Po wojnie wraz z rodziną przeniósł się do amerykańskiej strefy okupacyjnej, a kilka lat później do Ameryki…

Tam współpracował z wieloma znakomitościami świata muzyki. Wystarczy wspomnieć takie nazwiska jak Antonio Carlos Jobim, Frank Sinatra, Jan Akkerman, George Benson, Barbra Streisand, Bill Evans czy Diana Krall.

Moje pierwsze zetknięcie z tą płytą? Chyba początek lat dziewięćdziesiątych. Usłyszałem dwie kompozycje u znajomego, którego ojciec delektował się tym albumem. Wielce mnie zainteresował. Kilka lat później zdobyłem winyla, ale był w dość kiepskim stanie i w pewnym momencie charczał niesamowicie. Odbiór muzyki był więc niezadowalający. Później album zaginął gdzieś w odmętach mej pamięci. I dopiero kilka lat temu, przeglądając strony internetowe pewnego sklepu, wpadłem na tę okładkę. Serce mocniej zabiło, odżyły wspomnienia, a mój palec wskazujący bezwiednie kliknął przycisk myszy aby dodać płytę do koszyka.
Gdy album dotarł nie posiadałem się z radości. Znakomita jakość nagrania, ale co najważniejsze przepiękna muzyka.

Pierwsze trzy kompozycje powalają. Noszą wspólny tytuł Time Passed Autumn, ale odpowiednio posiadają podtytuły, kolejno: Part I – Interlude and Part II – Part III. Część pierwsza pięknie wprowadza słuchacza w jesienny nastrój. Oj jak to wspaniale gra gdy przez okno obserwować można wspomniane ostatnie liście na drzewach i delikatne krople deszczu na szybach. Znakomity fortepian, który otwiera tę opowieść, dalej wyśmienite orkiestracje i włączające się gitara elektryczna oraz elektryczny fortepian. W części drugiej mamy zmianę nastroju, utwór przyspiesza, na czoło wyłania się gitara elektryczna, na której kapitalnie gra George Bensosn.
Część trzecia, to z początku powrót do nastroju z części pierwszej. W chwilę później kompozycja na moment przyspiesza po czym zwalnia, a swój popis daje elektryczny fortepian, na którym gra Joe Sample. Ale możemy tu także posłuchać znakomitych partii saksofonów. Na altowym gra David Sanborn, a na tenorowym Michael Brecker, wprowadzając iście jazzowy klimat. Całość kończy sentymentalny fortepian i piękne orkiestracje.
Time Passed Autumn można słuchać bez końca. Szkoda tylko, że całość to jedynie około dwanaście minut. Zdecydowanie chciałoby się więcej.
No ale przecież płyta się nie kończy. Caprice jakby żywcem wyjęty z sensacyjnego filmu lat siedemdziesiątych gdzie w mniej więcej połowie trwania utworu możemy wysłuchać świetnej partii zagranej na saksofonie.
Niespełna trzyminutowy Air Antique to piękna kompozycja, idealna do wspomnień i zadumy.
Następnie dwuczęściowy Night Will Fall. Znakomicie buja. Gdy zamkniemy oczy widzimy brudne ulice San Francisco, neony oświetlające tłumy ludzi. Panowie w skórach, dzwonach i bokobrodach. Panie w kozakach, króciutkich spódniczkach i wielkich okularach. I te niezliczone bary, knajpy i lokale ze stripteasem. Wśród tego wszystkiego on, chodząca sprawiedliwość Clint Eastwood. Tak ja to widzę. Muzycznie? Świetne orkiestracje, wyraźny bas, ponownie saksofon oraz znakomite solo organowe.
A Sketch Of Eden zamyka ten krążek. Zamyka w barwach niepokoju, zamyślenia, wspomnień. Zamyka w kolorach jesieni. I ten odgłos wiejącego wiatru na koniec. Wspaniałe nagranie.
Całość? Wspomniane już wiele razy orkiestracje oraz sporo popisów saksofonów oraz instrumentów klawiszowych plus kapitalna sekcja. Mieszanka jazzu, klasyki, funku i soulu, która w całości smakuje wyśmienicie. Tu się człowiek zamyśli, tu powspomina by w innym momencie tego albumu noga chodziła jak ta lala. Płyta idealna na jesień oraz dla miłośników sensacyjnego kina lat siedemdziesiątych. Klimat, wykonanie oraz produkcja powalają. Dosłownie.
Gdy album się skończył Żona powiedziała – Mógłbyś włączyć tę płytę raz jeszcze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz