wtorek, 23 lipca 2019

Perigeo - Abbiamo Tutti Un Blues Da Piangere (1973)

  1. Non c'e Tempo da Perdere
  2. Deja Vu
  3. Rituale
  4. Abbiamo Tutti un Blues da Piangere
  5. Country
  6. Nadir
  7. Vento, Pioggia e Sole
Oj, dawno nie było „włoszczyzny” na moim blogu. Spojrzałem i ostatnia płyta z włoskiego poletka była opisywana w październiku zeszłego roku. Ale ten czas zaiwania. Dziś zespół, który w 1971 roku założył basista Giovanni Tommaso. Skład szybko się ukonstytuował w osobach: Franco D’Andrea (instrumenty klawiszowe), Claudio Fasoli (saksofony), Tony Sidney (gitary) oraz Bruno Biriaco (perkusja). Wydali kilka znakomitych albumów by w 1981 roku przestać istnieć. Abbiamo Tutti Un Blues Da Piangere jest drugą płytą w dorobku tej włoskiej formacji…
Album zawiera siedem utworów. Otwiera go, trwający niemal dziewięć minut Non c’e Tempo da Perdere. I od samego początku wita nas fantastyczny fortepian, genialnie współpracujący z perkusją. Do tego wokale Tommaso. Raczej spokojny to utwór. W dalszej części prawdziwy fortepian zastąpił ten elektryczny, który wraz z gitarą mają swoje obszerne solówki. Na koniec delikatnie szaleje saksofon. Wyśmienity początek.
Deja Vu. Zaczyna się dość niespokojnie i złowieszczo. Prym wiodą fortepian i saksofon. Tu melancholia przeplata się z obawą.
W Rituale od samego początku usłyszymy tamburyn, do którego po upływie minuty dołącza bas. Utwór rośnie z każdą sekundą gdy po kolei dołączają kolejne instrumenty, począwszy od fortepianu przez gitarę na saksofonie kończąc. Robi się fajna jazzowa atmosfera, w której słuchać dobrą zabawę panów z Perigeo.
Dochodzimy do utworu tytułowego, który rozpoczyna fantastycznej urody gitara akustyczna. Nieco później dołącza bas. Brzmi to jednocześnie niezwykle pięknie, ale i dramatycznie. I mniej więcej w połowie tej kompozycji wchodzi saksofon. To chyba mój ulubiony fragment na tym albumie. Jak słucham tego utworu muszę się zatrzymać, zamyślam się, wyłączam. Fantastyczny.
W Country mamy powrót elektrycznego fortepianu, który wraz z saksofonem tworzą klimat całej kompozycji. Nadir rozpoczyna się wręcz ambientowo. Dopiero po dołączeniu wyraźnie zarysowanej gitary, kompozycja nieco nabiera mocy. 
Całość zamyka najdłuższa propozycja na tym albumie, która nosi tytuł Vento, Pioggia e Sole. To znakomity eksperyment dźwiękowy, który pełny jest kosmicznej elektroniki, niespodziewanych zagrań saksofonu, rzężącej chwilami gitary, i uderzeń perkusji. To utwór zagrany z największą swobodą przez muzyków zespołu. Fajnie poczyna sobie tu gitara, ale i saksofon nie pozostaje w tyle, malując fantastyczne dźwiękowe obrazy. Fenomenalny utwór.


Tak, Perigeo to znakomite połączenie jazz-rocka, fusion, symfonicznych zapędów oraz maleńkiej domieszki psychodelii. Przy tym albumie można świetnie odpocząć, mimo że muzyka nie należy do kanonu ładnie, radiowo, wszyscy to znamy. Warto mieć, warto znać i zdecydowanie warto często do tego wracać. Kapitalna płyta. No i ta okładka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz