czwartek, 2 lipca 2020

Michael Hoenig - Baldur’s Gate (1999)



Kilka dni temu robiłem porządki w pudle z przeróżnymi płytami CD. A w nim jakieś słowniki, masa instrukcji i sterowników do telefonów, lodówek, kart graficznych, kart dźwiękowych, drukarek i tego typu rzeczy. Plus mnóstwo jakichś dodatków do gazet i innego szmelcu oraz przygarść osobiście wypalonych płyt. Aż tu nagle przed mymi oczami ukazuje się ten oto egzemplarz. Szukałem go przez całe lata, wiedząc, że miałem to cudo w swych zbiorach. I teraz jest, ścieżka dźwiękowa do gry Baldur's Gate skomponowana i zagrana przez wyśmienitego muzyka. To co? Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę… 
Pamiętam jak dziś. Jesień 1999 roku. Mój serdeczny kolega, który naówczas studiował na Politechnice Łódzkiej, wpada do mnie i mówi „Mam jakąś gierkę od chłopaków z roku. Ponoć fajna. Masz, zobacz”. Patrzę, sześć płyt, może rzeczywiście sprawdzę co to. Instalacja, pierwsze uruchomienie i… magia od samego początku. Tu wszystko zagrało. Pomysł, świat w którym gra się dzieje, scenariusz, postaci, kapitalny dubbing i oczywiście muzyka. Trudno jest mi przedstawić to słowami. Nigdy przedtem i nigdy później żadna gra mnie tak nie oczarowała. Spędziłem przy niej długie godziny chłonąc niemal wszystkimi zmysłami każdą jej cząstkę. Po jakimś czasie zakupiłem wypasioną wersję gry, która między innymi zawierała osobną płytę ze ścieżką dźwiękową do gry (zdjęcie).
No ale przejdźmy w końcu do tego co w tym wpisie najważniejsze czyli do muzyki. Kim jest jej autor? To niestety zapomniany kompozytor, który swoje początki zanotował w grupie Agitation Free. Miał epizod z Tangerine Dream, nagrał znakomity, ale to znakomity album z Manuelem Gӧttschingiem, do tego wydał kilka albumów solowych. I w końcu stworzył ścieżkę dźwiękową do gry Baldur’s Gate.
Powiem Państwu tak. Bardzo trudno oddać słowami zawartość muzyczną tej ścieżki dźwiękowej. Zawiera ona ponad trzydzieści krótkich motywów muzycznych. Każdy na swój sposób jest znakomity. Przyznam jednak, że niektóre miniatury i myślę tu o tych, które ilustrują sceny bitew, mogą nieco drażnić jako osobny byt, ale cała reszta? Drodzy Państwo już sam początek w postaci Main Theme powala. Te kotły, chóry w tle i dęciaki dosłownie powalają. Zaraz po nim The Stage Is Set, które również powala. Dalej. Chwila wytchnienia w postaci sielankowego, a jednocześnie podniosłego klimatu w utworze Candlekeep. Tak mógłbym pisać o każdym z osobna. A to raptem miniaturki, trwające w większości niecałe dwie minuty, a mimo to niosące ze sobą całą opowieść. A proszę posłuchać takiej znakomitości jak Helm’s Temple. Klimat jaki uzyskał tu Hoenig powoduje, że dosłownie siedzi się w wiekowym opactwie. Coś pięknego.
Ale proszę sobie jeszcze włączyć choćby Leaving Home czy The Dream. Dla mnie cuda, które za każdym razem wywołują gęsią skórkę. Słuchając ich widzę przed oczami ogromne, ponure, prastare bory i knieje, przez które muszę się przedzierać. Zaczyna padać deszcz, a z daleka czuć delikatny dym. To oberża. W końcu będę mógł wypocząć po wyczerpującej wędrówce.


Dla mnie ten zbiór muzyczny to arcydzieło. Owszem, przyznaję to, że działają tu ogromne pokłady sentymentalne, ale to nie wszystko. Przez lata ta ścieżka dźwiękowa służyła mi jako tło do czytania książek fantasy. I robiło to piorunujące wrażenie. Przeczytałem przy tych dźwiękach całą masę wolumenów z serii Frogotten Realms. Ależ to były czasy. I przyznam Państwu, że gdy włączyłem sobie wczoraj tę płytę po niemal dziesięciu latach przerwy, w dodatku na dobrym sprzęcie, przeżyłem ekstazę. Dosłownie w ciągu jednej chwili stałem się dwadzieścia lat młodszy. Przesłuchałem całość wpatrując się w kolumny, a gdy płyta się skończyła włączyłem ją raz jeszcze tym razem podchodząc do półek z książkami i zastanawiałem się, którą z nich przeczytać. A może po prostu zainstaluję sobie Baldura i poprowadzę moją drużynę do kolejnego zwycięstwa z Sarevokiem? To jest myśl…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz