sobota, 24 lipca 2021

Idris Muhammad - Power Of Soul (1974)


  1. Power Of Soul
  2. Piece Of Mind
  3. The Saddest Thing
  4. Loran's Dance

Za kilka dni minie kolejna rocznica śmierci tego znakomitego perkusisty. Postanowiłem więc przedstawić Państwu jeden z jego albumów. Padło na Power Of Soul, który jest chyba najbardziej znanym jego dziełem, do nagrania którego Idris zaprosił wiele wspaniałości muzycznego świata o czym informuje natychmiast sama okładka płyty. A są to między innymi Grover Washington Jr., Bob James, Joe Beck czy Randy Brecker…
Idris Muhammad urodził się w Nowym Orleanie jako Leo Moris. W latach sześćdziesiątych przeszedł na islam zmieniając imię i nazwisko. Już jako mały chłopiec czuł miętę do perkusji. Jako nastolatek grał już w kilku poważniejszych bandach. W swojej karierze współpracował z wieloma znakomitymi muzykami, był uważany za jednego z najbardziej innowacyjnych perkusistów muzyki soul.
I też na tej płycie mamy kapitalną mieszankę soulu, funku i jazzu. Wszystko brzmi fenomenalnie, a album rozpoczyna kompozycja Jimi Hendrixa Power Of Soul. To jako się rzekło soulowo – funkowa wariacja kompozycji wirtuoza gitary. Początek jakby żywcem wyjęty z filmu grozy. Słychać kroki i zaniepokojony bas po czym uderza nas sekcja dęciaków, perkusja i gitara. Dalej wszystko cudownie płynie za sprawą klawiszy Boba Jamesa i znakomitej sekcji Muhammad-King. Ale w tej trwającej nieco ponad siedem minut kompozycji usłyszymy też fajne solo gitarowe Becka, a także znakomitą partię saksofonu Grovera Washingtona Juniora. Świetny początek płyty.
Piece Of Mind autorstwa Boba Jamesa koi nasze dusze od samego początku. Krainy łagodności oparte na świetnych klawiszach i instrumentach dętych. Krainy łagodności, które jednocześnie znakomicie bujają. Do tego wspaniałe orkiestracje i ten piękny saksofon Washingtona Juniora, a chwilę później trąbka Brecknera.

Strona druga oryginalnego wydania to kolejne dwie kompozycje. Pierwsza z nich jest autorstwa gitarzysty Joe Becka. W nastroju podobna do poprzedniczki tyle, że jak nie trudno się domyśleć, tu rolę przewodnią przejęła gitara. Ale klawisze także znakomicie dają tu o sobie znać co w połączeniu z saksofonami i ładną, łagodną trąbką prowadzi nas ku krainom odpoczynku i ukojenia.
Koniec płyty należy do Washingtona Juniora, który jest autorem Loran’s Dance. Świetny, spokojny, wyluzowany klimat oblany funkiem. Zwrócić tu należy uwagę na solo trąbki i nie gorszą partię samego kompozytora na saksofonie.


Uwielbiam słuchać tej płyty latem gdy jestem sam w domu i nikt mi nie przeszkadza. Otwieram okna, przez które wpada ciepłe powietrze, pachnące trawą, kwiatami i ziemią. Rozsiadam się wygodnie, podkręcam głośność i odlatuję. Wspaniała muzyka, nienachlana, kojąca, doskonale wyważona z tym groovem Idrisa. Bardzo ładne rozłożenie proporcji poszczególnych instrumentów. Każdy ma swoje pięć minut i żaden nie próbuje jakoś się wywyższać czy dominować. A sekcja, z Muhammadem na czele, trzyma wszystko w ryzach kapitalnie napędzając całość. Polecam z całego serca. To płyta z serii jazz nie musi być straszny. Klasyk, który warto znać i mieć w swojej kolekcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz