- Power Of Soul
- Piece Of Mind
- The Saddest Thing
- Loran's Dance
Za kilka dni minie kolejna rocznica śmierci tego znakomitego perkusisty. Postanowiłem więc przedstawić Państwu jeden z jego albumów. Padło na Power Of Soul, który jest chyba najbardziej znanym jego dziełem, do nagrania którego Idris zaprosił wiele wspaniałości muzycznego świata o czym informuje natychmiast sama okładka płyty. A są to między innymi Grover Washington Jr., Bob James, Joe Beck czy Randy Brecker…
Idris Muhammad urodził się w Nowym Orleanie jako Leo Moris. W latach sześćdziesiątych przeszedł na islam zmieniając imię i nazwisko. Już jako mały chłopiec czuł miętę do perkusji. Jako nastolatek grał już w kilku poważniejszych bandach. W swojej karierze współpracował z wieloma znakomitymi muzykami, był uważany za jednego z najbardziej innowacyjnych perkusistów muzyki soul.
I też na tej płycie mamy kapitalną mieszankę soulu, funku i jazzu. Wszystko brzmi fenomenalnie, a album rozpoczyna kompozycja Jimi Hendrixa Power Of Soul. To jako się rzekło soulowo – funkowa wariacja kompozycji wirtuoza gitary. Początek jakby żywcem wyjęty z filmu grozy. Słychać kroki i zaniepokojony bas po czym uderza nas sekcja dęciaków, perkusja i gitara. Dalej wszystko cudownie płynie za sprawą klawiszy Boba Jamesa i znakomitej sekcji Muhammad-King. Ale w tej trwającej nieco ponad siedem minut kompozycji usłyszymy też fajne solo gitarowe Becka, a także znakomitą partię saksofonu Grovera Washingtona Juniora. Świetny początek płyty.
Piece Of Mind autorstwa Boba Jamesa koi nasze dusze od samego początku. Krainy łagodności oparte na świetnych klawiszach i instrumentach dętych. Krainy łagodności, które jednocześnie znakomicie bujają. Do tego wspaniałe orkiestracje i ten piękny saksofon Washingtona Juniora, a chwilę później trąbka Brecknera.
Strona druga oryginalnego wydania to kolejne dwie kompozycje. Pierwsza z nich jest autorstwa gitarzysty Joe Becka. W nastroju podobna do poprzedniczki tyle, że jak nie trudno się domyśleć, tu rolę przewodnią przejęła gitara. Ale klawisze także znakomicie dają tu o sobie znać co w połączeniu z saksofonami i ładną, łagodną trąbką prowadzi nas ku krainom odpoczynku i ukojenia.
Koniec płyty należy do Washingtona Juniora, który jest autorem Loran’s Dance. Świetny, spokojny, wyluzowany klimat oblany funkiem. Zwrócić tu należy uwagę na solo trąbki i nie gorszą partię samego kompozytora na saksofonie.
Uwielbiam słuchać tej płyty latem gdy jestem sam w domu i nikt mi nie przeszkadza. Otwieram okna, przez które wpada ciepłe powietrze, pachnące trawą, kwiatami i ziemią. Rozsiadam się wygodnie, podkręcam głośność i odlatuję. Wspaniała muzyka, nienachlana, kojąca, doskonale wyważona z tym groovem Idrisa. Bardzo ładne rozłożenie proporcji poszczególnych instrumentów. Każdy ma swoje pięć minut i żaden nie próbuje jakoś się wywyższać czy dominować. A sekcja, z Muhammadem na czele, trzyma wszystko w ryzach kapitalnie napędzając całość. Polecam z całego serca. To płyta z serii jazz nie musi być straszny. Klasyk, który warto znać i mieć w swojej kolekcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz