- Ocean Song
- Meeting (Garden Of Geda) / Sound Out The Galleon
- Dance Of Ranyart / Olias (To Build The Moorglade)
- Qoquaq Ën Transic / Naon / Transic Tö
- Flight Of The Moorglade
- Solid Space
- Moon Ra / Moon Ra / Song Of Search
- To The Runner
Solowy debiut
Andersona. Album kończy czterdzieści lat. To niesamowite. Przyznam szczerze, że
do słuchania tej płyty muszę mieć odpowiedni nastrój. Nie zawsze ona mi
smakuje, ale są takie chwile gdy zanurzam się w historię opowiedzianą na tym
albumie całym sobą. Tak miałem w tym roku. Kilka tygodni temu gdy go włączyłem
przetrwałem może piętnaście minut. Z kolei kilka dni temu gdy nie mogłem spać,
odpaliłem tę płytę i dosłownie odleciałem…
Olias Of Sunhillow jest
albumem koncepcyjnym. Przedstawia historię mieszkańców owego Sunhillow. Jako że
ich własnej planecie grozi zagłada, muszą wyruszyć w kosmiczną wyprawę w
poszukiwaniu nowego świata do życia. Główni bohaterowie tej opowieści to Olias,
Ranyart i Qoquaq. Olias jest konstruktorem kosmicznego żaglowca, który ma
przewieźć jego współbraci do nowej ojczyzny, Ranyart jego nawigatorem, a Qoquaq
reprezentuje i spaja lud z Sunhillow.
Anderson jest w
przypadku tego albumu (nawiązując do opowieści na nim zawartej) kapitanem, sterem
i okrętem. Sam napisał muzykę, zaśpiewał i sam zagrał na wszystkich (prawie)
instrumentach. Jest też producentem płyty. Tworzenie tego albumu to była
mordercza i jednocześnie tytaniczna praca, która trwała dwa lata z czego osiem
miesięcy Anderson spędził w studiu nagraniowym. Podobno do stworzenia tego
dzieła Jon wykorzystał prawie sto utworów, które łączył, dzielił, miksował i
przemeblowywał tak aby te dały zamierzony efekt. Finału tych zabiegów możemy
wysłuchać po włączeniu płyty.
No właśnie, jak
wspomniałem to była noc kilka dni temu. Za oknem mocno świecił księżyc, którego
blask co jakiś czas przysłaniały chmury. Klimat do słuchania był fantastyczny, igła
poszła na rozbiegówkę i za chwilę poleciały pierwsze dźwięki.
Początek albumu, złowrogi,
niepewny. Słuchając tych dźwięków człowiek zastanawia się czy to szum oceanu
czy może odgłos statku kosmicznego. Jednak chwilę później pojawiają się dźwięki
niczym żywcem wyjęte z dalekowschodnich opowieści. Znakomite wprowadzenie. Słuchając
kompozycji otwierającej tę płytę odnosi się wrażenie, że maczał w niej palce
Vangelis. Gdy w kolejnym utworze Meeting (Garden Of Geda)/Sound Out The Galleon
pojawia się głos Andersona jesteśmy w domu. Kolejne utwory i kompozycje rysują
w wyobraźni słuchacza obrazy, które układają się w wielką opowieść. Te utwory
są jakby muzycznym scenariuszem. Czytając go, a raczej słuchając, w naszych
głowach ukazują się sceny narady bohaterów, obrazy gdy Olias buduje z
metalowych drzew żaglowiec, przy pomocy którego jego współbracia odnajdą nową
ziemię na której zamieszkają.
A muzycznie? Ta
mieszanka Yes, Vangelisa i maksymalnie uduchowionego Andersona z wszystkimi
harfami, mandolinami, dzwoneczkami i sitarami daje nam kapitalny efekt, chyba
nigdy wcześniej ani później nie spotykany. Dla mnie takie Ocean Song, Qoquaq En
Transic czy cudowny Song Of Search są
tak magiczne, że naprawdę ciężko to opisać. Patrząc podczas słuchania we
wspomniane blade lico księżyca wyobrażam sobie, że to jest ten nowy świat do
którego uciekają nasi bohaterowie. I widzę analogię do naszej Ziemi. Bo czy tak
trudno sobie wyobrazić, że my ludzie doprowadzimy naszą planetę do zagłady?
Obawiam się, że nastąpi to szybciej niż nam się wydaje. Wiem, przynudzam o tym
przy okazji opisu wielu płyt, ale niestety tak to widzę. Nasza cywilizacja
chyli się ku upadkowi. Obym się mylił.
Właśnie muzyka pozwala
mi uciekać od codzienności, podłości, chciwości, zakłamania i hipokryzji ludzi.
Nic to, wracajmy do płyty. Stronę pierwszą zamyka utwór Flight Of The Moorglade.
Świetna gitara akustyczna, syntezatory i śpiew Jona. Widzimy jak statek unosi
się w przestworza na spotkanie z nieznanym.
Odwracając placek na
drugą stronę wita nas kompozycja Solid Space. Znakomite odgłosy szybującego
statku, piękne syntezatorowe tła i śpiew Andersona powodują że słuchacz czuje
się niemal uczestnikiem tej wyprawy.
Przedostatni przystanek
tej podróży to Moon Ra/Chords/Song Of Search. Cudo, które brzmi bajecznie w
iście Vangelisowskim stylu. Proszę zwrócić szczególną uwagę na Song Of Search.
Przepięknej urody kosmiczna, syntezatorowa podróż. W mojej wyobraźni maluje się
w tej chwili obraz jednego z uczestników tej podróży, który ogląda się za
siebie, w stronę starego domu. Smutek w oczach i łza, która płynie po jego
policzku, tak aby inni tego nie zauważyli. Bez cienia wahania, to jeden z
najpiękniejszych momentów tego albumu. Jak dla mnie ten album tak mógłby się
kończyć.
Jest jednak jeszcze
jedna pozycja, która nosi tytuł To The Runner. To muzyczna radość spowodowana
udanym finałem tej wyprawy.
Wracając na chwilę do
wspominanego tu kilkukrotnie Vangelisa. Wielu podejrzewało, że brodaty Grek
brał udział w nagrywaniu tego albumu. Ten, jak i z resztą sam Anderson
wielokrotnie temu zaprzeczali. Jak było naprawdę? To pewnie wie bardzo wąskie
grono ludzi. Tak czy owak znalazły się na okładce podziękowania dla Vangelisa
za duchowe wsparcie.
Jak napisałem na samym początku, do słuchania tego
albumu trzeba mieć odpowiedni nastrój (znam wielu, którzy do dziś nie mogą się przebić przez tę płytę i reagują na nią wręcz alergicznie). Przynajmniej tak to działa w moim
przypadku. Gdy on jest, płyta jest niesamowitym przeżyciem. Bo mając dobrą wyobraźnię
(że znowu do niej się odniosę) można w trakcie słuchania tego albumu stworzyć w
swojej głowie bardzo wiele scenariuszy oraz obrazów i niekoniecznie musi to być
wyobrażenie historii opowiedzianej przez Jona. Polecam nocą gdy nasz pokój
oświetla jedynie tarcza księżyca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz