1. KM 1; 2. KM 2; 3. KM 3; 4. KM 4; 5. KM 5; 6. KM 6; 7. KM 7; 8. KM 8; 9. KM 9; 10. KM 10; 11. KM 11; 12.KM 12
Nawet nie mają Państwo
pojęcia jak tęsknię za promieniami słonecznymi. Zauważyłem, że z każdym rokiem
coraz gorzej znoszę zimową aurę. Nie przeszkadza mi zimno, śnieg czy nawet
plucha, ale te krótkie dni i permanentny brak słońca mnie dobija. W
przezwyciężeniu i przeczekaniu tego okresu pomaga mi oczywiście muzyka. I właśnie
w niedzielę, stojąc przed półkami, szukałem czegoś co mnie rozweseli i choć na
chwilę pozwoli wyświetlić w mojej głowie ciepły, letni dzień. Pamiętają Państwo
jak pisałem o płycie On the Beach, której autorem jest Chris Rea? Przeglądając
płyty szukałem podobnej okładki, aż tu nagle Rother. W sercu zaświeciło słońce…
Zorientowanym nie muszę
chyba przypominać, że Michael Rother to znana postać muzycznego świata. Swoją karierę
rozpoczynał w znanym chyba wszystkim Kraftwerk. Ale dość szybko wraz ze swoim
kolegą Klausem Dingerem założyli zespół Neu! Późniejsza kariera Michaela to między innymi jakże
znakomity zespół Harmonia. Ale Rother to także kariera solowa. Katzenmusik to
trzecia płyta w jego dorobku i przez wielu uważana za jego najlepsze dzieło.
Oczywiście główną
postacią na tym albumie jest sam Rother, który gra tu na gitarze oraz obsługuje
całą elektronikę. Do nagrania albumu zaprosił znakomitego perkusistę jakim
niewątpliwie jest (niestety zmarły w zeszłym roku) Jaki Liebezeit, członek
grupy Can. Natomiast współproducentem albumu, obok Rothera, został Conny Plank.
Katzenmuzik to utwory o
podobnej strukturze, w której góruje gitara Rothera. Kompozycja otwierająca
całość, która trwa zaledwie pół minuty to fajna elektronika. Kompozycja druga
jest niczym flagowy okręt tego co usłyszymy w dalszej części tej płyty. Niezbyt
skomplikowane rytmy perkusji i sporo gitar. Te gitary są zarówno melodyjne, ale
jednocześnie ich dźwięk jest nieco zniekształcony. Prócz typowo gitarowych
numerów Rother w niewielkim stopniu zapędza się też w bardziej ambientowe
obszary, jak choćby w KM6. Wszystkie te elektroniczno-gitarowe zabiegi powodują,
że słuchając materiału oczyma wyobraźni widzimy lato i wielki akwen wodny.
Plaża, drink, przyjemne ciepło i bryza od oceanu. Słuchając tej płyty mamy
wrażenie, że nic nie musimy. Jesteśmy tu i teraz, rozkoszujemy się dniem
wolnym, w cieniu czytamy książkę lub patrzymy w bezkresne tonie wody. Ta muzyka
wprowadza mnie po prostu w błogi stan. No i tęsknie wypatruję takiego nieba z okładki tej płyty.
Tak, właśnie czegoś
takiego potrzebowałem, w niedzielne przedpołudnie. Założyłem słuchawki,
położyłem się na dywanie, odpaliłem ten album, zamknąłem oczy i przeniosłem się
w inny świat. Z pozoru prosta muzyka, która potrafi dotrzeć gdzieś głęboko i celnie uderzyć
w klimaty które lubię, których potrzebuję i za którymi tęsknię. Właśnie zza
chmur wyjrzało słońce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz