- Line Games
- Pyramidal Vision
- Mardi Gras
- M'Wandishi
- Song Bird
- Joyous Lake
„This is badass music,
badass” – usłyszałem stojąc w komisie z płytami i z niesmakiem patrząc na okładkę tego albumu. No bo co można wywnioskować patrząc na fotografię faceta,
dodatkowo nie mając pojęcia kto to. Już miałem odkładać tę płytę i kopać dalej
gdy usłyszałem te słowa od ciemnoskórego poszukiwacza płyt, który stał obok. Wziąłem,
poprosiłem sprzedawcę o włączenie i po pierwszych dźwiękach wiedziałem, że to
jest to, wiedziałem, że musze kupić ten album. Tym bardziej, że kosztował ze
trzy dolce. Uśmiech kompana niezapomniany…
Po jakimś czasie
zacząłem poznawać historię Martino. Facet miał tętniaka mózgu. Po jego
usunięciu stracił pamięć oraz zdolność gry na gitarze. Musiał uczyć się
wszystkiego od nowa. Jakby tego było mało, w krótkim odstępie czasu zmarli jego
rodzice, co dodatkowo załamało Pata. Trafił do zamkniętego zakładu, w którym
dzięki prostemu komputerowemu programowi odzyskiwał pamięć i uczył się na nowo dźwięków.
Po kilku latach wrócił do grania i nagrywania płyt. Ale ta cała historia miała miejsce
tuż po nagraniu albumu Joyous Lake.
W składzie, prócz
samego Martino, który zagrał na gitarze, ale też syntezatorze i
perkusjonaliach, znaleźli się Delmar Brown (elektryczne pianino, klawisze),
Mark Leonard (bas) oraz Kenwood Dennard (perkusja, przeszkadzajki). Kompozytorem
trzech utworów jest Martino, dwóch Brown, a jednego Dennard.
Całość otwiera
najkrótsza propozycja na płycie zatytułowana Line Games. Perkusja daje
znakomity popis, po chwili dołącza gitara i bas. No, a jak dochodzi elektryczne
pianino robi się naprawdę fantastycznie. Ale tu w roli głównej występują gitara
i perkusja. Noga chodzi? Chodzi. Więc musi być dobrze. Zaraz po tak
energetycznym wstępie mamy mojego ulubieńca z tej płyty. Pyramidal Vision jest
autorstwa Browna i dosłownie zamiata. Odgłosy wiatru na dzień dobry po czym
dołącza świetny bas, a zaraz po nim perkusja. Gdy pojawia się Fender i gitara
robi się naprawdę fenomenalnie. Co za groove, co za solo Martino, plus popis
Browna. Znakomicie płynie ten kawałek, takiego fusion chce się słuchać. Stronę
pierwszą zamyka Mardi Gras również autorstwa Browna. Spokojny początek po czym
przyspieszenie, bas pięknie prowadzi, a w tle plumkają klawisze. Po pewnym czasie
znowu zmiana, utwór zwalnia, a na czoło wysuwa się gitara Martino. Świetne
melodie i zmiany tempa.
Stronę B otwiera
kompozycja Dennarda, która nosi tytuł M’Wandishi. Mówi to Państwu coś? I znowu
znakomita, mocna sekcja, przetworzona gitara Martino i noga ponownie chodzi.
Nie wiem dlaczego, ale
kolejna Song Bird od zawsze kojarzy mi się z Magazynem Kryminalnym 997. Po
prostu idealnie pasowała mi jako podkład muzyczny do przedstawianych tam
rekonstrukcji. Może troszkę zbyt szybka, ale pamiętam te czasy gdy jako
podkłady muzyczne mogliśmy w 997 usłyszeć muzykę takich wykonawców jak Tangerine
Dream, Jean-Luc Ponty czy Weather Report.
Całość zamyka utwór
tytułowy. To szybki kawałek, przypominający troszkę dokonania opisywanego już na
blogu Airto Moreiry. Wyśmienite zakończenie płyty.
Joyous Lake to nazwa jednego z klubów amerykańskich, w którym zespół dał niebywały koncert. Na
cześć tego wydarzenia Martino postanowił tak zatytułować nadchodzący album.
Jak ja się cieszyłem gdy kilka lat temu wyszło wznowienie tego albumu na kompakcie (foto). Seria stylizowana na japońską i właściwie gra jak japońska. Znakomita seria. Winyl przez lata już troszkę niedomaga bo rzeczywiście intensywnie był używany. Joyous Lake to znakomity jazz-fusion, z wyczuciem, fantastycznymi melodiami, delikatnie funkujący, poprawiający niewątpliwie humor. Od lat jeden z moich ulubionych z tego poletka. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz