- Czarne słońca
- Patrz!
- Arahja
- Jeźdźcy
- Axe
- Do Ani
- Niejeden
- Landy
- Tan
- Wstać!
Z cyklu "Atrakcyjna Osiemdziesiątka"
Znak że lato się skończyło? Sikorki. Pisałem już o tym na blogu. Dzięki nim wiem kiedy nadchodzą ciepłe dni i dzięki nim, kilka miesięcy później, wiem kiedy ciepłe dni odchodzą bezpowrotnie. Do tego krótsze dni. Wczoraj przyszedł przenikliwy chłód i mocne opady deszczu. Stałem wieczorem w oknie obserwując tę pogodę gdy nagle zagrał mi w głowie utwór Czarne słońca zespołu Kult. Od dwudziestu paru lat słucham tego utworu gdy pada mocny deszcz (czasami śnieg). Czarne słońca i płyta Spokojnie to mój jesienny uspokajacz. Dodam jeszcze tylko, że Kult był moim pierwszym, najważniejszym polskim zespołem. Dlaczego do tej pory nic nie napisałem o nim na blogu? Nie wiem, ale nadrabiam…
Nie wiem dlaczego, ale
fizyczne nośniki z albumem Spokojnie nie miały u mnie łatwo. Poltonowski winyl
poszedł na początku lat dziewięćdziesiątych do ludzi i przepadł. Później była
kaseta, która także zaginęła (odnalazłem ją dopiero kilka lat temu, w jakimś
piwnicznym pudle, z całą masą innych kaset). Następnie zakupiłem kolejną
kasetę, ale z już dołożonym jednym numerem i troszkę zmienioną okładką. Znowu
pożyczyłem i… została ukradziona wraz z samochodem kolegi, w którym była.
Samochód (porozbijany) po jakimś czasie się odnalazł w łanach zboża, ale kasety
w środku już nie było. W końcu nabyłem kompakt który służy mi do dziś i to
pewnie też tylko dlatego, że nigdy go nie pożyczyłem.
Kult znam od pierwszej
płyty i od pierwszej płyty nastała moja miłość do tego zespołu. Nie wiem
dlaczego, ale od zawsze pasowała mi ich muzyka, a teksty Kazelota robiły
ogromne wrażenie. Oczywiście nie mam zamiaru opowiadać tu o kulisach powstania
płyty ani zbytnio rozwodzić się na temat poszczególnych piosenek, wszak o tym
wszystkim można poczytać, to w necie lub we wspaniałej książce Wiesia Weissa –
Kult Biała Księga. To raczej zapis moich wspomnień i reakcji na ten znakomity
album, który niewątpliwie jest dla mnie najlepszym w ich dorobku.
Pierwszym utworem z tego
albumu jaki usłyszałem była nieśmiertelna i dziś już chyba legendarna Arahja.
To była bodaj wiosna 1988 roku, radiowa Trójka i lista Niedźwiedzia. Jezuniu,
te bijące dzwony na początek już zwiastują coś niezwykłego, a gdy dochodzą organy
Hammonda, człowiek odpływa. Tekst inspirowany jest oczywiście podzielonym
Berlinem. Ale czy ten tekst dotyczy jedynie tego miasta? Oczywiście nie. Utwór jest nieprawdopodobnie aktualny do dziś. Spójrzmy na te podziały w
społeczeństwie, na te podziały w rodzinach. I to jest właśnie moc tekstów
kazikowych. Kapitalne hammondy plus ta świetna solówka gitarowa zagrana przez
Sławka Pietrzaka i ponownie dzwony całość kończące, a skołowane wtedy przez Hirka Wronę.
Początkowo utwór miały zaczynać odgłosy kroków na śniegu, po których dopiero wchodzą
dzwony, ale niedostatki techniczne tamtych czasów spowodowały, że ostały się
jeno dzwony. Pamiętam jak nagrałem na kaseciaka ten numer z radia i katowałem
go w nieskończoność.
Jednak płytę otwierają
Czarne słońca. Zaznaczam tu, że chodzi o wznowienie albumu z 1993 roku. Bo w
pierwotnym założeniu płytę otwiera Patrz! Piszę tu jednak o wznowieniu bo przez
te wszystkie lata to właśnie Czarne słońca kojarzą się z początkiem albumu.
Piosenka nagrana na potrzeby filmu, który z wpierw otrzymał roboczą nazwę
Wysłannik. Dopiero później, na skutek pewnego konfliktu, przemianowany został na
Czarne słońca. Zresztą reżyser ów obrazu Jerzy Zalewski zmienił ten tytuł pod
wpływem Stanisława Staszewskiego i jego utworu W czarnej urnie. Film oglądałem,
ale tak dawno, że kompletnie go nie pamiętam. Zdecydowanie muszę go sobie
odświeżyć bo historia na podstawie której powstał jest arcyciekawa. Ale jak
wspomniałem na początku, Czarne słońca od zawsze grają w mojej głowie gdy za
oknem silny jesienny deszcz lub pada śnieg, a wiatr potęguję jego siłę.
Natychmiast polubiłem ten utwór za ten klawiszowy pasaż, dość ostry riff
gitary, to zwolnienie w środku utworu i kapitalne, przejmujące gitarowe solo.
Ale jako się też rzekło,
pierwotnie album otwierał utwór Patrz! Prosty, ale jednocześnie mocny, z jajem,
o punkowym zabarwieniu. I to za co
kocham ten album to waltornia. Do składu dołączył Krzysztof Banasik (Banan)
wnosząc waltornię, która do dziś robi na mnie ogromne wrażenie i za to pewnie
tak uwielbiam Spokojnie. Tekst to pozostałość po Światkach Jehowy, z którymi
utożsamiał się Kazik. Uwielbiam te teksty Kazika, które traktują o wierze, o
przekręcaniu słów biblijnych przez wiernych i Kościół, o hipokryzji ludzi.
Patrz! należy do tego grona. „Tłum stoi, tłum klęczy lecz tłum się nie porusza
– stojący wyżej gryzie ciało Jezusa Chrystusa…” Piękny tekst.
Kolejnym utworem o
zabarwieniu religijnym są Jeźdźcy. Jeden z moich ulubieńców w dyskografii
Kultu. Notabene, to dzięki temu utworowi mocno zainteresowałem się tytułowymi
jeźdźcami i Apokalipsą św. Jana, która o nich opowiada. Osobiście tego tekstu
nie traktuję dosłownie. Jest on od zawsze dla mnie drogowskazem, który mówi, że
jeżeli spotykają cię w życiu niepowodzenia, przeżywasz dramatyczne chwile i to
wszystko doprowadza cię na skraj wytrzymałości, musisz wiedzieć, że gdzieś tam
jest zawsze promyk nadziei, że wszystko się odmieni, że będzie dobrze. Za ten
utwór jestem Kazikowi i zespołowi Kult wdzięczny bo nie raz dał mi tę nadzieję,
wlał do serca otuchę. Choćby nie wiem co, trzeba liczyć na ów czwartego
jeźdźca, który pokona zło, słabość i beznadziejną sytuację.
Axe, ze świetną tablą,
dęciakami, hipnotyczny, ze wspaniałym wyciszeniem (pomysł ściągnięty od
Beatlesów). Ale to nie koniec hołdów bo tytuł Axe oznacza w języku angielskim siekierę.
Panowie grając ten utwór na próbach doszli do wniosku, że kojarzy im się z zespołem
Siekiera, dlatego Axe. W dużej mierze tekst odnosi się do Wojtka Waglewskiego,
któremu po jednym z koncertów Voo Voo Kazik powiedział „Ty wiesz czasem czuję,
jakbym myślał przez ciebie”.
Na Spokojnie znalazła
się też nowa wersja piosenki Do Ani. Pierwotnie ten utwór był na płycie Posłuchaj to
do ciebie. Osobiście wolę wersję pierwszą, ale i ta ze Spokojnie jest pełna
uroku, szczególnie kontrabas, na którym zagrał Banan, mnie rusza.
Niejeden. Piosenka
związana mocno z moją Żoną. Utwór otwiera przepiękny świergot ptaków. Ten
kojarzę z naszymi początkami i pierwszymi randkami. Siedzieliśmy w parku, jakoś
skończyły się tematy do rozmowy, zapanowała absolutna cisza i wtem zaczęły
cudownie śpiewać ptaki. Natychmiast w mojej głowie odezwały się bębny z tego
utworu, które wchodzą po ów ptasich trelach. Zacząłem wystukiwać ten rytm na
kolanach gdy nagle z boku usłyszałem Żonkę (wtedy dziewczynę) naśladującą
waltornię, która dołącza do bębnów. Natychmiast wiedziałem, że to będzie ta
jedyna. Do dziś gramy paszczami ten wstęp do utworu Niejeden, który opowiada o
nas ludziach, jacy jesteśmy różni, pragniemy innych rzeczy, mamy inne
światopoglądy czy nałogi. Ale ostatecznie wszyscy jesteśmy grzesznikami.
Niestety, ale każdy z nas ma coś na sumieniu. Niezwykle prawdziwy tekst.
Zaraz po nim Landy.
Ballada na gitary akustyczną i elektryczną. W dalszym ciągu dołącza harmonijka
ustna i tabla. Uwielbiam ten kawałek. I ponownie tekst, mocny, niesamowity,
prawdziwy, aktualny. Piosenka o tym, że my ludzie kompletnie nie doceniamy tego
co mamy. Święta prawda, ciągle nam mało i mało. Nie potrafimy docenić tego, że
na łeb się nie leje, że brzuch pełny, a obok mamy ukochaną osobę.
Tan. To nie taniec
tylko pan na włościach. Tan to ponad dwanaście minut nieprawdopodobnie
narkotycznego, wciągającego klimatu. Tu ponownie tabla, która otwiera całość,
dołącza do niej kapitalny bas, który prowadzi cały ten utwór. Później reszta
instrumentów. I co? Znowu niesamowicie ważny i aktualny tekst. Szarość życia
szeregowego pracownika, który musi chodzić do roboty by przeżyć, spłacić
kredyty (dziś). W piosence dostaje się bogaczom i duchownym, którzy od zarania
doili szarego człowieczka. Szaraczek dostawał po dupie gdy bogacze i duchowni
byli bezkarni. I jak mówi sam Kazik „Jedno prawo dla tanów, drugie dla chamów”.
Kapitalny utwór.
Całość zamyka Wstać!
Podobnie jak Patrz!, utrzymany jest w punkowych klimatach, a w warstwie
tekstowej to ponowne odniesienia do biblijnych tematów. To pierwszy utwór,
który został skomponowany na Spokojnie, jeszcze na długo przed powstaniem samej
płyty.
Tak, Spokojnie słuchałem kiedyś do znudzenia, a i dziś gdy mnie najdzie, płyta potrafi zakręcić się w odtwarzaczu trzy razy z rzędu. Niesamowity klimat ma ten krążek, znakomite teksty i taką jakąś nośność. Dla mnie osobiście jedna z najważniejszych płyt w polskiej muzyce. Nie wyobrażam sobie nie mieć tego albumu na półce. Ze Spokojnie wiąże się jeszcze kilka anegdot z mojego życia, ale rozpisywać się już nie chcę. No może jeszcze jedna. Pamiętam jak w 1993, mieszkając w Poznaniu, kupiłem sobie koszulkę Spokojnie (w Okrąglaku). To była chyba jedyna koszulka, którą nosiłem dotąd aż ze mnie sama spadła. Sprana, dziurawa, rozciągnięta. Serce krwawiło gdy w końcu musiałem ją wyrzucić. Ale kilka lat temu kupiłem nową, tym razem czerwoną, z limitowanej serii. Powiesiłem w szafie i do dziś ani razu nie założyłem. Ale w kolekcji koszulek mam. No i ta jesienna okładka, która pierwotnie była opakowaniem od niemieckiej papryki w proszku. Zacna płyta. Tym, którzy nie znają polecam, a całej reszcie… też polecam.
"Spokojnie" to także mój ulubiony album Kultu. Utwór Czarne słońca wielbię po dziś dzień (stąd też nazwa mojego bloga)choć jak wiadomo nie wchodził on w skład podstawowego repertuaru płyty. Lubię też "Your Eyes" i w ogóle ten wczesny Kult. Jeśli Metallica skończyła się na "Kill'em All" ;) to Kult jaki lubię skończył się dla mnie na "Ostatecznym krachu systemu korporacji". Później bywało różnie. Najbliżej było na "Hurra!", ale po tym wzlocie nastąpiło ostre pikowanie w dół ("Prosto", "Wstyd"). Mam nadzieję, że Kult nagra jeszcze coś na miarę swoich dawnych dokonań. Ja w każdym razie czekam.
OdpowiedzUsuńAppendix nr 2
OdpowiedzUsuń„Niejeden z nas jest pracownikiem instytucji zatykającej kanały artykulacji” – oj tak, chyba ten fragment Kultowego przeboju najbardziej zapadł w mojej pamięci. Nie jest łatwo go wyśpiewać (wyskandować), ale po latach ten utwór nadal jestem w stanie zarecytować. I na zawsze już będzie mi się kojarzył z niewesołą dla mnie jesienią 1988 (kiedy moi rodzice trafili do szpitala), ostatnim etapem szkoły podstawowej oraz schyłkiem ówczesnego ustroju politycznego. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział jak bardzo zmieni się moje życie i kraj w którym mieszkam - nie uwierzyłbym w to. Chyba tylko późniejsza „Warszawa” z repertuaru T. Love do dziś tak na mnie działa. Ciągle widzę siebie przemierzającego zimową porą swoje osiedle w 1990 roku, żeby zrobić podstawowe zakupy. Jest sobotnie przedpołudnie i muszę zdążyć przed 12-tą, bo sprzedający produkty spożywcze z samochodów niedługo odjadą. A w niedzielę nic już nie kupię. Ot, takie wspomnienie z perspektywy 30 lat, akurat jest okazja :-)
Wracając do Kultu, moje pierwsze doświadczenie to „Piosenka Młodych Wioślarzy”, która przyznam była dla mnie trochę za długa (później dowiedziałam się z czego to wynikało) i nieco monotonna. Ale później była płyta „Spokojnie”, która na lata stała się dla mnie wyjątkowa i to na tyle aby uganiać się za oryginalną kasetą z Poltonu, którą w końcu dostałem (co nie było proste). Z perspektywy czasu, pamiętając jednak jakie jest nastawienie Kazika do piractwa (vide płyta KNŻ „Las Maquinas de la Muerte”) - to pewnie zrobiłem dobrze. Co ciekawe, zapis na taśmie magnetofonowej nadal nie jest najgorszy (czego nie mogę powiedzieć o kilku płytach CD).
Oczywiście na kasecie nie było jeszcze „Czarnych słońc” – te poznałem dopiero gdzieś na przełomie 1992-93 i może przez to odtwarzając płytę kompaktową jakoś nie pasuje mi utwór pierwszy. No jakoś wolę zacząć od fantastycznej waltorni „Banana.” Co by o nim nie powiedzieć, to zarówno w Kulcie, jak i w Armii dodawał bardzo dużo muzycznego kolorytu. Ktoś pamięta utwór „Wyludniacz” albo całą płytę „Legenda”? Trudno sobie wyobrazić, jak mogłyby te utwory bez udziału tego nietypowego jak na muzykę rockową instrumentarium. Szkoda, że drogi muzyków się rozeszły po płycie „Poligono Industrial”, o czym można wyczytać z „Białej Księgi.”
Z Kultem mam jeden problem. Bardzo cenię Kazika jako autora tekstów, osobę zaangażowaną w wiele pobocznych projektów, bezustannie koncertującą. Jako jedyny był w stanie przekonać mnie do rapu (oczywiście w swoim wydaniu). Ale mam wrażenie, że poprzez to zaangażowanie na wielu polach eksploatacji cierpi główna jednostka napędowa. Kolega Jakub (pozdrawiam serdecznie „Czarne Słońca” :-) napisał w komentarzu, iż właściwie po „Ostatecznym Krachu Korporacji” nie powstała już równie dobra, zwarta płyta. Są pojedyncze przebłyski, które wspólnie może wypełniłyby płytę typu „Best of 1998-2019” ale chyba nie tego oczekujemy po zespole tego kalibru. Ale spokojnie, jest "Spokojnie"
Pozdrawiam serdecznie, Leszek
Zgadzam się z Wami Panowie. Mym zdaniem "Ostateczny krach..." to również ostatnie świetne dokonanie Kultu. Później już tylko gorzej. Dodatkowo tak zespół jak i wytwórnia potraktowali mnie swego czasu bardzo nieładnie (na wysokości albumu "Poligono Industrial") i od tej pory nie kupiłem już żadnej płyty tak Kultu jak i wszystkich Kazikowych wcieleń. Wyłamałem się jedynie przy ostatniej płycie z tekstami Stanisława Staszewskiego.
OdpowiedzUsuń