1. Big Wheels In Shanty Town; 2. Every Colour You Are; 3. Rain Tree Crow; 4. Red Earth (As Summertime Ends); 5. Pocket Full Of Change; 6. Boat's For Burning; 7. New Moon At Red Deer Wallow; 8. Blackwater; 9. A Reassuringly Dull Sunday; 10. Blackcrow Hits Shoe Shine City; 11. Scratchings On The Bible Belt; 12. Cries And Whispers.
Sporo myślałem nad tym jakim albumem się z Państwem pożegnać. Wybór jest tak ogromny, że miałem mętlik w głowie. W końcu postanowiłem, że będzie to jedna z tych płyt, których słuchałem ostatnio najintensywniej. A były takie dwie, Talk Talk Laughing Stock oraz ta właśnie, Rain Tree Crow. Ostatecznie postawiłem na ten drugi album. Dlaczego? Odnoszę wrażenie, że jest mniej znany od swojego rówieśnika, a równie ciekawy i wciągający…
Jakie postaci wchodzą w skład tej formacji? Już wyliczam. David Sylvian, Richard Barbieri, Steve Jansen oraz Mick Karn. Tak, to oczywiście skład grupy Japan. Ta rozpadła się niemal dekadę wcześniej. Muzycy poświęcili się innym projektom aż nadszedł czas gdy ponownie się skrzyknęli by nagrać coś wspólnie. Ale nie chcieli czynić tego pod dawnym szyldem, stąd nazwa Rain Tree Crow.
Pamiętam, że chwilę po ukazaniu się tej płyty nie była ona moją faworytką, ale z każdym mijającym rokiem dawałem jej kolejne szanse i w końcu zaskoczyło. Dziś to jedna z moich ulubionych z rocznika 1991. No ale co zawiera ten album?
To raczej spokój, leniwy strumyk, ale nudziarstwa tu nie ma, o nie. Ciągle coś się dzieje, a to za sprawą bardzo wielu gości zaproszonych do zagrania na tym albumie. Spora część utworów to studyjne improwizacje, ale są też utwory przemyślane, poukładane i z wielką precyzją zagrane.
Całość otwiera ponad siedmiominutowy, instrumentalny (choć przez sekundy pojawia się głos Sylviana) Big Wheels In Shanty Town. I jest raczej żywszym (jak na tę płytę) utworem. Wspaniała perkusja, przeszkadzajki, saksofon, trąbka, wszelkiej maści instrumenty klawiszowe, fragmenty audycji radiowej, gitary oraz afrykańskie zaśpiewy. Wszystko smakuje wybornie, a noga sama chodzi.
Następnie zmiana klimatu w postaci Every Colour You Are. Spokojna gitara i ten głos Sylviana, niski, wibrujący, po prostu magiczny. Całość płynie prowadzona przez znakomitą sekcję Jansen/Karn. Dalej krótki, świetnie wyłaniający się z nicości, minimalistyczny utwór tytułowy.
Idąc dalej mamy piękny, instrumentalny Red Earth. Spokój i wyciszenie stworzone przez klawiszowe pasaże, znakomite solo gitary klasycznej plus cała masa przeszkadzajek.
Pocket Full Of Change, w którym do chłopaków dołączył Michael Brook. Naprawdę trudno coś napisać. Niby prosty numer, ale ile w nim pasji, smutku, wspomnień, obawy i strachu. I ponownie ten głos Davida. Zatracam się w takich numerach, patrzę w dal, często w jeden punkt, całkowicie wyłączając otoczenie. Jestem tylko ja, moje myśli i oczywiście muzyka.
Ale żeby nie było tak sielankowo i filozoficznie, w dalszej części płyty usłyszymy New Moon At Red Deer Wallow. Znakomite klawiszowe tła, klarnet basowy, marokańskie bębny oraz gitara. Niby spokój, niby ambientowy klimat, ale wszystko podlane jakby jazzowym sosem. Chwilę później jedyny singiel z tej płyty w postaci utworu Blackwater. Przepiękny popowo-ambientowy utwór. Nie do opisania. Proszę włączyć i posłuchać. Wystarczy położyć się, wyłączyć telefony i dać się ponieść tej muzyce. Muzyka oczyszcza, wyrzuca z człowieka złość i rezygnację. Daje szansę na lepsze jutro choć to jutro wygląda trochę jak ta tytułowa woda. Patrząc wieczorem na dowolny zbiornik czy ciek wodny człowiek jest raczej przerażony bo wyobraża sobie nie wiadomo co w tych czarnych toniach. Jednak wie, że z nastaniem świtu ta woda zmieni się w coś pięknego. Cudowny utwór.
Co dalej? Iście Sylvianowy Blackcrow Hits Shoe Shine City, dalej Scratchings On The Bible Belt z dalekowschodnimi naleciałościami i jazzowym posmakiem oraz zamykający wszystko Cries And Whispers równie piękny co singlowy Blackwater.
Album od wielu dni idealnie mnie uspokaja w bieganinie związanej z przeprowadzką, nową pracą, zmianą miasta, zamykaniem wszystkich starych spraw, pożegnaniami i wielką obawą przed nowym. Po całodziennej bieganinie ta muzyka jest jak miód na serce, pozwala złapać oddech, poukładać myśli, uciec od niewiadomego jutra. Znakomita płyta, wspaniali muzycy i przepiękna muzyka. Warto!
Dziękuję Państu i mam nadzieję do przeczytania...
Ale jak to "pożegnać"? Prowadzisz jeden z nielicznych polskich blogów muzycznych, które promują mniej znaną, a wartościową muzykę, nie rezygnuj z tego.
OdpowiedzUsuńDziękuję Pawle za te słowa. Ten stan rzeczy wymusza na mnie życie. Jak we wpisie. Przeprowadzka, zmiana miasta, pracy. Chociażby z technicznych powodów trochę potrwa nim się urządzę i wszystko ogarnę. Praca też zajmie mi więcej czasu. Może nie mówię żegnajcie, ale pojawię się pewnie dopiero za jakiś czas. I jeśli już to pewnie rzadziej. Ale czy to wtedy będzie miało sens?
UsuńPozdrawiam
Sens jak najbardziej będą miały nawet takie okazjonalne teksty, bo przecież nie ilość, a jakość się liczy ;)
UsuńRównież pozdrawiam i życzę powodzenia w nowym miejscu.
SzyMonie, mam nadzieję, że przerwa w prowadzeniu bloga nie będzie długa. Tak jak już kiedyś pisałem, dzięki "Music Is The Healer" poznałem co najmniej kilkanaście bardzo interesujących płyt. Wszystkiego dobrego na nowym etapie życia. Pozdrawiam, Adam
OdpowiedzUsuńJa tak jak poprzednicy liczę na Twój szybki powrót. To jeden z tych blogów, które odwiedzam najczęściej i najchętniej. Robisz wspaniałą robotę. Chciałbym usłyszeć Cię kiedyś w jakimś radio, w którym z taką samą pasją opowiadałbyś o płytach i muzyce. Powodzenia na nowej drodze.
OdpowiedzUsuńPiotr
Zapowiadałeś to już jakiś czas temu. Ale potem pisałeś, trochę rzadziej, ale wciąż byłeś gościem w naszych domach. I pocichu liczyłem, że tak będzie zawsze. Choć jeden dzień w tygodniu. I mimo, że zazwyczaj był to środek tygodnia, dla mnie robiła się niedziela. Nigdy nic nie trwa wiecznie. Czasami szkoda ... Ale nowe wyzwania, nowe doświadczenia są nam również potrzebne w życiu. Dają nową jakość.Tak jak muzyka. Życzę wszystkiego najlepszego! Ale pewnie jeszcze niejeden raz tu zajrzę w poszukiwaniu mojej niedzieli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Arek
Dziękuję Wam kochani za te wszystkie przemiłe słowa. To bardzo ważne dla mnie bo okazuje się, że ta moja pisanina nie trafia w próżnię. Zresztą zawsze miałem przeczucie, że mam może nieduże, ale wierne grono Czytelników.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jakoś się ogarnę i wrócę, ale na pewno to potrwa. Pozdrawiam
Drogi Szymonie,
OdpowiedzUsuńw odpowiedzi na mój komentarz do albumu „Pearl” zapowiadałeś dłuższą przerwę w prowadzeniu bloga. Wiedziałem o tym, a jednak przeczytana dziś informacja (tak, tak niestety moja niespodziewana wizyta na SOR trwała ponad 24 godziny i dopiero teraz przeglądam pocztę i ulubione strony) zaskoczyła mnie…
Co mogę dodać od siebie? Właściwie moi poprzednicy wyrazili także moje odczucia. I ta niedziela w środku tygodnia. I ten ładunek emocji obecny w każdym wpisie. I pokazywanie wartościowej, może czasem niesłusznie niedocenionej muzyki. Zgadzam się z Kolegą Pawłem, że nawet okazjonalne teksty mają równie istotne znaczenie. Jakość, nade wszystkim poziom…. Dlatego gorąco zachęcam – jak już tylko czas pozwoli oswoić nowe miasto, nową pracę (wiem, wiem poznanie nowego miejsca to przynajmniej pół roku) – pisz dalej o muzyce, choćby dla własnego odpoczynku. I dla czytelniczej przyjemności wstępujących tutaj gości. Niech to będzie taki zdrowy nałóg, lepszy od innych…
Ze swojej strony obiecałem kiedyś, że dodam kilka komentarzy do płyt omawianych na Twoim blogu. I tak chciałbym zrobić, o ile wpisy zostałyby przez Ciebie potwierdzone. Może też inni czytelnicy będą chcieli wzbogacić blog o własne przemyślenia, wtedy będzie on w stanie hibernacji, lecz nadal żywy
Dlatego nie mówię: żegnaj, lecz do rychłego przeczytania!
Pozdrawiam bardzo serdecznie Leszek
PS. Mam nadzieję, że to nowe miasto będzie piękne i przyjazne dla Ciebie. Moje myśli zawsze gnają mnie do Sanoka...
Dzięki Leszku za piękne słowa. Pisz bracie ile wlezie, komentuj, umieszczaj swoje opinie. Będzie mi niezwykle miło poczytać Twoje opinie. Przecież wiesz jak je lubię ;-)
UsuńPS. Mam nadzieję, że zdrówko wróciło do normy.
Pozdrawiam