- Matjora Is Still Alive
- Zeit (for Stephan)
- Kneeplay No. 9
- Walking On Wooden Legs
- Wuivend Riet Part I
- Wuivend Riet Part II
Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Dziś płyta, której nie słuchałem baaaaardzo długo. Będzie chyba z piętnaście lat i to był błąd. Dlaczego tak? Nie wiem. Pewnie powodem jest to, że częściej słucham płyt kompaktowych, a winyli też mam sporo i nie zawsze pamiętam co mam. "Nieważne, napijmy się" – jak mówił docent Furman z genialnego serialu Alternatywy 4. Johannes Schmoelling, znakomity muzyk, w latach 1979-1985 członek Tangerine Dream. Zadowolony członek grupy. Jednak koledzy z zespołu w osobach Froese, Franke byli tytanami pracy, a to w pewnym momencie zaczęło przeszkadzać Johannesowi. Postanowił opuścić zespół. Wuivend Riet to jego pierwsze solowe dzieło…
Do Tangerine Dream dołączył w 1979 roku. Pierwszy album z jego udziałem zatytułowany był Tangram. Ostatni to ścieżka dźwiękowa do filmu Legend w reżyserii Ridley’a Scotta. Wiem, że jest wielu słuchaczy, którzy kręcą nosem na ten okres twórczości Mandarynek, w którym członkiem grupy był Schmoelling. Owszem, ich muzyka złagodniała, stała się bardziej przystępna, ale moim skromnym zdaniem była nadal znakomita. Osobiście bardzo lubię albumy wydane za ery Johannesa i dość często do nich wracam. Ale jak to w życiu, jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki.
Jak wspomniałem, Edgar Froese i Chris Franke byli pracoholikami. Jak wspomina sam Schmoelling, przez te kilka lat jego życie wyglądało następująco: studio - trasa - studio - trasa. W pewnym momencie miał dość. I tak w październiku 1985 roku odszedł z zespołu. Rok później ukazuje się jego debiutancki album zatytułowany Wuivend Riet. Przez wielu album uważany jest za jego największe dokonanie i ogólnie wspaniałą płytę.
A co zawiera materiał z tego albumu? To w dużej mierze muzyka bardzo zbliżona do tego co prezentowało na swoich płytach Tangerine Dream.
Co zrozumiałe, rozpocznijmy naszą przygodę od pierwszej kompozycji zawartej na tym albumie. To Matjora Is Still Alive. Niespieszny, z ładnie pulsującym basem, syntezatorowymi tłami i fortepianem na pierwszym planie. Bardzo relaksacyjny, melancholijny utwór przy którym można znaleźć wytchnienie. Słuchając tej kompozycji tylko nasza własna wyobraźnia podpowie nam dokąd się udamy. Czy to będzie widok na cudowny ocean czy kosmiczna podróż po bezmiarze wszechświata. Naprawdę ładna kompozycja.
Zeit (for Stephan) to kolejna uczta dla sympatyków Tangerine Dream. Rozpoczyna się dość złowieszczo by później za sprawą pulsujących sekwencji basowych i wspaniałych syntezatorowych pejzaży przenieść nas do innego świata. Ależ ja lubię ten utwór. To narastające napięcie, które ustępuje dostarczając słuchaczowi muzycznej ekstazy. Dla mnie faworyt tego albumu.
W Kneeplay No.9 Schmoelling koncentruje się na dźwiękach fortepianu dając się ponieść swojej wyobraźni. Stronę pierwszą zamyka Walking On Wooden Legs, który moim zdaniem jest nieco słabszym utworem od pozostałych. Słuchając go moje skojarzenia idą w stronę serialu Przyjaciel wesołego diabła. Nie wiem dlaczego, ale nie leży mi ta kompozycja.
Cała strona B to utwór tytułowy podzielony na dwie części. Kompozycja ta była częścią muzyki teatralnej, którą Schmoelling skomponował na potrzeby przedstawienia Opus ESP wystawionej jeszcze w roku 1985. Początek to późno popołudniowe odgłosy stawu lub innego zbiornika wodnego. Żaby, jezioro i las. Te dźwięki to próba oderwania się od tego co do tej pory robił z Tangerine Dream. Muzyka ilustracyjna, sytuacyjna, nawiązująca w tym przypadku do natury. W końcowej fazie, chciałoby się rzec ambient, zakłócony przetworzonym głosem ludzkim należącym do Hansa Boscha. Część druga jest dużo bardziej melodyjna, ale raczej skłaniająca się ku jakiejś tajemnicy, mroczna, stawiająca pytania, wywołująca niepokój. Tak, to raczej tło do filmu grozy, ale bardzo ciekawe tło. Zdecydowanie lepsza część kompozycji tytułowej.
Wuivend Riet jest podzielone niejako na dwie części. Pierwsza strona to w dużej mierze nawiązanie do muzyki Tangerine Dream, dodam znakomite nawiązanie. W szczególności dwa pierwsze utwory osadzają nas w świecie Mandarynek z lat, w których ich członkiem był Schmoelling. Druga odsłona tego albumu to próba poszukania swojej drogi, swojego stylu. Ja naprawdę lubię ten debiut Johannesa. Teraz częściej do niego będę wracał (mam przynajmniej taką nadzieję). A Państwa zachęcam do wysłuchania i własnej oceny.
W każdym razie z tego wynika, że ma Pan ładną kolekcję płyt.
OdpowiedzUsuńMam ładną, ale to tylko moje subiektywne zdanie ;-)
Usuń