piątek, 16 kwietnia 2021

Kruk & Wojtek Cugowski - Be There (2021)

 

  1. Rat Race
  2. Hungry For Revenge
  3. Prayer Of The Unbeliever (Mother Mary)
  4. Made Of Stone
  5. The Invisible Enemy
  6. Dark Broken Souls
  7. To Those In Power
  8. Be There (If You Want To)

Sam się nie spodziewałem, że będę pisał recenzję płyty pasującej do półki z napisem hard rock. Mam sporo albumów w swojej kolekcji, które można zaliczyć do tego gatunku, ale taka muzyka nie jest w mym centrum zainteresowania. Dodatkowo, właściwie nic nie wiem o historii i muzyce zespołu Kruk, a właśnie teraz grupa obchodzi swoje dwudziestolecie istnienia. Jak to mówią – Lepiej późno niż wcale. Utwory z tej płyty sukcesywnie poznawałem w audycjach Piotra Kaczkowskiego i muszę przyznać, że każda z nich na swój sposób mi się podobała. Mało, podobała się też mojej Żonie i to właściwie za jej namową zakupiłem ten album…
Załogą Kruka dowodzi znakomity gitarzysta Piotr Brzychcy. To on jest autorem całej muzyki na tym albumie. Drugą centralną postacią na tej płycie jest Wojtek Cugowski, który napisał teksty i sam je zaśpiewał. Ale jak je zaśpiewał. Fantastycznie. Niesamowity talent odziedziczyli po ojcu Krzysztofie jego synowie Piotr i Wojtek. Od lat uważam, że Piotr Cugowski to jeden z lepszych rockowych wokali w Polsce. Ale że Wojtek potrafi tak fantastycznie śpiewać? O tym możemy przekonać się słuchając tego albumu. Dodam jeszcze tylko, że na perkusji zagrał tu Dariusz Nawara, na gitarze basowej Maciej Guzy, a na klawiszach Michał Kuryś, który swoją robotę wykonał naprawdę świetnie.
Na płycie znalazło się osiem utworów, z czego trzy to dziesięciominutowe długasy. Utwór rozpoczynający album jest jednocześnie pierwszym singlem promującym płytę. Rat Race, bo taki nosi tytuł, to natychmiastowa dawka żywiołowego grania z pazurem. Ma ten numer moc i daje kopa na dzień dobry. Czy naszą cywilizację charakteryzuje tytułowy wyścig szczurów? Zdecydowanie tak i to chyba nie od dziś. Zresztą w jednym z wywiadów Wojtek powiedział, że wszystkie teksty na płycie można sobie dowolnie interpretować. Pewnie w ten sposób chciał pozbyć się natrętów, którzy ciągle wypytują o czym są teksty.
Po dawce adrenaliny dostajemy kolejnego kopa w postaci Hungry For Revenge. I choć początek jest bardzo delikatny, to po pojawieniu się basu wiemy, że za chwilę będzie ostrzej i rzeczywiście jest.
Trzeci numer jest moim faworytem tej płyty. Prayer Of The Unbeliever (Mother Mary), taki nosi tytuł i trwa niemal jedenaście minut. Rozpoczynają go piękne, spokojne klawiszowe tła, pyknięcia w talerze i głos Wojtka, który chwilami brzmi jak Coverdale. Znakomity wstęp do całości. Po minucie robi się coraz bardziej niespokojnie. Znakomita ballada z delikatnym pazurem. Słucham tego utworu i widzę przed oczami obrazy z lat osiemdziesiątych kiedy to kuzyni usilnie przekonywali mnie do takich zespołów jak Deep Purple, Whitesnake, DIO czy Van Halen, którymi ciągle mnie raczyli. Po pięciu minutach mamy fantastyczną partię gitary na tle klawiszowej zadumy. Spokój, wyciszenie, powrót do przeszłości. Kapitalny jest ten numer.
W kolejnych utworach panowie wracają do mocniejszego gitarowego grania ze świetnymi solówkami Brzychcego. W ponad dziewięciominutowym The Invisible Enemy znowu wokale Cugowskiego są bardzo podobne do tych Coverdale’a. Muzyka żwawo rwie do przodu, idealny numer do jazdy samochodem.
Dark Broken Souls zaczynają klawisze, które jako żywo przypomniały mi czasy serialu Miami Vice. Jednak po chwili zmieniają swój ton i robi się Purplowo. Po drodze mamy jeszcze żywiołowy To Those In Power, który jest trzecim długasem na tym albumie, ze świetnym basem w tle.
Całość zamyka nastrojowa ballada Be There (If You Want To), która daje nam wytchnienie po wcześniejszych utworach i bardzo ładnie kończy tę płytę.


Muzyka na Be There przenosi mnie głównie w lata osiemdziesiąte i okolice albumu Perfect Strangers zespołu Deep Purple (który bardzo lubię), tyle że utwory są dłuższe, bardziej rozbudowane. Co tu dużo gadać, Brzychcy uwielbia Deep Purple i to na tym albumie wyraźnie słychać. Czy to może być zarzut? Nie wiem. Może gdybym głęboko siedział w tym gatunku muzycznym stwierdziłbym, że muzyka na Be There jest na wskroś epigońska. Całe szczęście nie siedzę i ta płyta dała mi bardzo wiele radości, a chyba o to w muzyce chodzi. Wczoraj przesłuchałem jej trzy razy pod rząd, co nie zdarza mi się często. Prochu nikt tu nie wymyślił. Panowie pokazali nam jaką muzykę kochają, kim są ich idole oraz jaką sprawia im przyjemność takie granie. Do tego potrafią to robić, a Brzychcy ma głowę pełną pomysłów. Dla miłośników mocniejszego gitarowego grania ta płyta zagra jak ta lala. Świetna muza, dobrze zagrana, no i ten głos Wojtka. Brawo.

5 komentarzy:

  1. Ma pan może konto na rymie lub innym portalu, gdzie skatalogowal pan swój zbiór??

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję w imieniu swoim, Wojtka i zespołu Kruk za niezwykle rzetelną recenzję i za tak pozytywny wydźwięk całości... aż chce się grać i tworzyć ❤
    Jedna poprawka - na płycie zagrał Krzysztof Nowak na gitarze basowej, Maciej Guzy dołączył do zespołu już po nagraniu warstwy instrumentalnej. Pozdrawiam i proszę pozdrowić Małżonkę ! / Piotr Brzychcy KRUK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za sprostowanie w sprawie basisty. Tak, twórzcie Panowie dalej bo naprawdę świetnie się tego słucha. Album ciągle leży na stosiku "do słuchania" i przynajmniej raz dziennie ze dwa utwory muszą zagrać. Pozdrawiam.

      Usuń