wtorek, 14 lutego 2017

Kate Bush - Before The Dawn (2016)

Act I:
1. Lily; 2. Hounds Of Love; 3. Joanni; 4. Top Of The City; 5. Never Be Mine; 6. Running Up That Hill (A Deal With God); 7. King Of The Mountain
Act II:
The Ninth Wave: Astronomers Call (Spoken Monologue), And Dream Of Sheep, Under Ice, Waking The Witch, Watching Them Without Her (Dialogue), Watching You Without Me, Little Light, Jig Of Life, Hello Earth, The Morning Fog

Act III:
1. Prelude; 2. Prologue; 3. An Architect's Dream; 4. The Painter's Link; 5. Sunset; 6. Aerial Tal; 7. Somewhere In Between; 8. Tawny Moon; 9. Nocturn; 10. Aerial; 11. Among Angels; 12. Cloudbusting

Właściwie powinno być The KT Fellowship. Nawet teraz, po tylu latach i po takich sukcesach, Kate jest niezwykle skromną osobą i choć wszyscy wiedzą o kogo chodzi to Bush oddaje pokłon wszystkim muzykom (a są oni znamienici) zaangażowanym w to przedsięwzięcie. Before The Dawn to zapis koncertów które odbyły się w 2014 roku w Londynie. Na jednym z tych przedstawień miałem być, nawet fizycznie miałem już bilety w ręku, jednak życie pisze swoje scenariusze i na koncert nie dotarłem…
Czy żałuję? Oczywiście, jednak na pewne sprawy nie mamy wpływu. Profit z tego taki, że nieźle zarobiłem na tych biletach. Pierwszy i pewnie ostatni raz w życiu poczułem się jak konik. 
Te koncerty to wielki powrót Bush po latach nieobecności na scenie. Właściwie to dopiero druga trasa w jej karierze. Niesamowite prawda? Szczerze powiedziawszy tego się chyba nikt nie spodziewał. W czasach swojej młodości i największych sukcesów Kate miała gdzieś występy na żywo. No może przesadziłem, ale świadomie wybrała życie muzyka studyjnego i w swoim postanowieniu była niezwykle konsekwentna, aż do tych spektakli. Bo chyba tak trzeba nazwać to co działo się na scenie. Oczywiście wiem o tym z pierwszej ręki, od znajomych którzy na tych koncertach byli. Długo by opowiadać.

Dla mnie osobiście wieść o wydaniu tego wydarzenia na płytach była nieprawdopodobną radością, wszak Kate to moja ulubienica w muzycznym świecie, oczywiście chodzi o tę piękniejszą stronę muzycznego świata. Pewnie jak wszyscy i ja liczyłem na zapis wideo i jak wszyscy przeliczyłem się. Pani Bush, w swoim stylu, zdecydowała inaczej i dostaliśmy jedynie zapis audio. Co robić?
Cały ten muzyczny spektakl, niczym w dramacie, został podzielony na trzy akty. Pierwszy akt to swojego rodzaju rozgrzewka, ale taka że kopara opada i długo nie chce się podnieść. Utworem otwierającym to niezwykłe wydarzenie jest Lily, który pierwotnie pochodzi z płyty The Red Shoes. Świetna gitara oraz mocna i wyraźna sekcja. Tę sekcję z perkusją na czele, słychać tak dobrze przez cały koncert, chwilami chciałoby się powiedzieć, ze może zbyt mocno. Jednak tak zdecydowała sama Szefowa. Wracamy do Lily. Już tu słychać że Kate nadal jest w doskonałej wokalnej formie. Tego głosu nie da się pomylić z żadnym innym, jest nadal mocny i piękny choć niewątpliwie stracił swój dziewczęcy wydźwięk. Jest niższy, ale nadal czarujący. Z czerwonych bucików możemy wysłuchać jeszcze magicznego Top Of The City. Z płyty The Sensual World jest tylko jeden utwór Never Be Mine. Choć bardzo go lubię, to żałuję niezmiernie, że z tej pięknej płyty Kate wykorzystała na scenie tylko ten jeden kawałek. Z Aerial pochodzą natomiast Joanni oraz trwający ponad osiem minut porywający King Of The Mountain. Na płycie pierwszej znalazły się jeszcze Hounds Of Love oraz jej wielki przebój Running Up That Hill (A Deal With God), który sam zespół jak i Kate wykonali fantastycznie.

Na akt drugi złożyła się suita The Ninth Wave oryginalnie zawarta na jej albumie Hounds Of Love. Piosenek oraz całej otoczki dotyczącej tej suity nie będę opisywał, zrobiłem to już przy okazji opisywania na blogu albumu Hounds Of Love (proszę zajrzeć i poczytać). And Dream Of Sheep ustawia nam cały akt dosłownie powalając swoim pięknem i nostalgią. Głos i fortepian a wrażenia niesamowite. Podczas słuchania przeglądam książeczkę dołączoną do tego wydawnictwa. Wspaniałe fotografie dzięki którym można poczuć choć namiastkę tego występu, który musiał być niezwykły. Mrok, tajemniczość, zagubienie aż biją z aktu drugiego.

Przechodzimy do płyty numer trzy, która zawiera materiał z albumy Aerial a ściślej mówiąc drugi dysk z tego albumu zatytułowany A Sky Of Honey. Chociaż znalazła się tu dodatkowa piosenka, Tawny Moon, wykonywana przez syna Kate niejakiego Alberta McIntosha. Początek wydaje się słabszy, ale chłopak z każdą sekundą się rozkręca, tak że pod koniec brzmi to bardzo dobrze. W akcie trzecim mamy powiew optymizmu, dźwięki natury i otaczającej nas rzeczywistości, ale tej która dobrze nam się kojarzy. Ów dźwięki służą do odpoczynku, marzeń i wspomnień. No i ten znakomity bas bezprogowy, uwielbiam.  Muzycznie ta płyta brzmi chyba najlepiej ze wszystkich, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Jest przeciwieństwem smutku z aktu drugiego. Już na sam koniec pojawiły się dwa bisy w postaci piosenki Among Angels (z albumu 50 Words For Snow) oraz nieśmiertelnego Cloudbusting.

Osobiście troszkę żałuję tego, że nie mamy prawie nic z początków kariery Kate. Brakuje mi tu kilku piosenek, niekoniecznie jej największych przebojów, ale widocznie tak ibył zamysł od samego początku. Tak czy siak cieszę się ogromnie, że zdecydowała się po ponad trzydziestu latach wyjść na scenę i zaśpiewać. Świetny koncert i fantastyczna pozycja do mojej kolekcji. Dla miłośników talentu Kate Bush pozycja obowiązkowa, myślę jednak że i inni znajdą tu coś dla siebie. Czekam na kolejną niespodziankę od Kate, może nowa płyta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz