czwartek, 13 kwietnia 2017

Fleetwood Mac - Tango In The Night (1987)

  1. Big Love
  2. Seven Wonders
  3. Everywhere
  4. Caroline
  5. Tango In The Night
  6. Mystified
  7. Little Lies
  8. Family Man
  9. Welcome To The Room...Sara
  10. Isn't It Midnight
  11. When I See You Again
  12. You And I, Part II
Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Przyszła kolej na następny album Fleetwood Mac. Po niedawnym czterdziestoleciu płyty Rumours przyszła kolej na kolejną rocznicę, tym razem trzydziestolecie albumu Tango In The Night. To druga po Rumours najlepiej sprzedająca się płyta Fleetwood Mac. Aż trudno mi uwierzyć, że to minęło już trzydzieści lat. Przecież pamiętam jak dziś teledyski nakręcone na potrzeby promocji tej płyty, które ciągle i ciągle pojawiały się w polskiej telewizji. No bo kto żyjący w tamtych czasach nie pamięta klipów do Little Lies czy Everywhere z naciskiem na ten pierwszy? Tango In The Night to dla mnie zdjęcie z rodzinnego albumu. Gdy włączam ten album, automatycznie przenoszę się do końca lat osiemdziesiątych…
Płyta została niesamowicie zjechana przez krytyków. „To totalny upadek Fleetwood Mac. Komercja!” pisali i krzyczeli. To poniekąd prawda, to komercyjny album, ale czy w związku z tym zły? Moim zdaniem nie. Bo czy my wszyscy nie pracujemy dla pieniędzy? Płyta brzmi jak lata osiemdziesiąte, piosenki są krótkie, stworzone jakby specjalnie pod stacje radiowe. Czy to wada? Jak pisałem wyżej, dla mnie to moc wspomnień i wspaniałych chwil. Ale nie podchodzę do tej płyty tylko sentymentalnie, uważam że to naprawdę zgrabne utwory, znakomicie zaaranżowane i wyprodukowane. Nawet po tych trzydziestu latach słucha się ich bardzo dobrze.  
W na początku lat osiemdziesiątych grupa nagrała album Mirage i wyruszyła w trasę, po której zespół nic nie planował. Muzycy zajęli się swoimi karierami solowymi. W końcu przyszedł jednak czas na nagranie nowej płyty Fleetwood Mac. Mick był bankrutem (jedna z plotek głosi, że Tango In The Night powstało aby wyciągnąć go z długów), Stevie uzależniona od kokainy, później od leków, poddała się leczeniu w klinice odwykowej. Była w bardzo złym stanie. Lindsey Buckingham co i rusz wycinał wokale Stevie na płycie Tango In the Night. Śpiewała i brzmiała wtedy ponoć okropnie. Wracając na chwilę do Buckinghama to piosenki, które ostatecznie znalazły się na płycie, miały pierwotnie trafić na jego następny solowy album. Jednak po przeanalizowaniu swoich piosenek i tych, które dostarczyły McVie i Nicks, Lindsey postanowił, że znajdą się one wszystkie na nowym albumie Fleetwood Mac. Nieco wcześniej Buckingham wybudował w swoim domu studio nagraniowe i zespół mógł się wziąć do roboty.

Finalnie na albumie znalazło się dwanaście piosenek.
Otwiera go dynamiczna Big Love, której autorem jest Buckingham. To jedna z moich ulubionych na tej płycie. Świetny rytm perkusji plus znakomita gitara Lindsey’a. Ale i jego śpiew powoduje, że chce się słuchać tego numeru. W wersji albumowej tak tego nie słychać, ale wystarczy posłuchać jak Lindsey wykonuje ten numer na żywo. Zapindala wtedy na gitarze, że aż się kurzy, coś niesamowitego. Big Love był pierwszym z sześciu singli promujących ten album. Piosenka znalazła się w pierwszej dziesiątce tych najlepszych po obu stronach oceanu.
Zaraz po niej kolejny hit płyty. Mowa oczywiście o utworze Seven Wonders, którego autorkami są panie Nicks i Stewart. Ta druga między innymi grała i śpiewała wcześniej na albumie Nicks The Wild Heart. Świetne wspomnienia, jedna z wizytówek tej płyty. Gdy zapytamy przeciętnego czterdziestolatka jaką zna piosenkę Fleetwood Mac możemy się spodziewać, że tę wymieni jako jedną z niewielu. Moje wspomnienia? Lato, upał, siedzę nad rzeką z porcją frytek na tekturowej tacce. Frytki zakupione w pobliskim kiosku, robione z prawdziwych ziemniaków (a nie jak dziś z jakiejś proszkowej pulpy). Siedzę więc w cieniu, zajadam frytki, popijam oranżadą, stopy oblepione piaskiem, a w kiosku z radiowego głośnika leci Seven Wonders. Gdzie się podziało te trzydzieści lat? Piękne, piękne wspomnienia.
No i przyszedł czas na hit i kolejną wizytówkę tej płyty autorstwa Christine McVie. Piękna piosenka o wielkiej miłości, ze smutnym teledyskiem, zatytułowana Everywhere. Od początku klawisze wprowadzają element bajkowy. Dopiero uderzenia perkusji nieco wyrywają nas z tej baśniowej krainy. Mimo to, jest to łagodny, delikatny wręcz utwór z refrenem już chyba na zawsze wrytym w głowę „I want to be with you everywhere”. Ładne.
Caroline ze smaczkami jakby żywcem wyjętymi z płyty So Gabriela. Świetny, mocny głos Buckinghama, chwilami orientalny klimat i znakomita gitara. No i utwór tytułowy, który po Big Love jest kolejnym moim ulubieńcem z tej płyty. Tajemniczy, przyczajony, z mocniejszymi gitarowymi akcentami. Lubię tu ten krzyk Buckinghama oraz na zmianę delikatne fragmenty i mocniejsze uderzenia. No i znakomite gitarowe solo, które zamyka tę piosenkę. Lubię tu podkręcić potencjometr.
Stronę pierwszą zamyka Mystified. Piosenka duetu McVie/Buckingham. Spokojna, troszkę słodziutka, ale przyjemna dla ucha. Na pewno nie jest to zapychacz.    

Strona druga wita nas kolejnym wielkim hitem zespołu. Mowa o Little Lies. I ponownie lato, wakacje. Tym razem siedzę przed blokiem. Z racji upału w mieszkaniach pootwierane są okna. W wielu domach grają radia, Program Pierwszy i ta piosenka, którą słychać jednocześnie z wielu okien. Te obrazy są tak mocne i żywe, jakby to było wczoraj a nie trzydzieści lat temu. Zgrabna popowa piosenka, idealna do radia, idealna na lato.
Family Man, słaby tekst, początek też nie porywa, ale gitara Buckinghama zawsze mnie tu powalała. Kapitalnie jej tu używa i jest mocnym punktem tego utworu. Chwilę później piosenka Stevie, Welcome To The Room…Sara, która ma opowiadać o czasie gdy Stevie była na odwyku (pod zmyślonym nazwiskiem Sara Anderson). Powiem uczciwie, że nie przepadam za tą piosenką.
Ostatnim, szóstym singlem z tej płyty była piosenka Isn't It Midnight. Mocniejsza, szybsza. Choć mocno osadzona w latach osiemdziesiątych troszkę nawiązuje do twórczości Fleetwood Mac z poprzedniej dekady. Moim zdaniem świetnie by się nadawała do serialu Policjanci z Miami.
When I See You Again to „bujaczek” i cała Stevie Nicks. Piękna ballada. Gitara akustyczna, delikatne klawiszowe tła i chrypka Nicks.  Całość zamyka You And I, Part II napisana przez duet McVie/Buckingham. Optymistyczne, skoczne (nie należy do moich faworytów) zakończenie tego albumu.

Jak napisałem na początku, Tango In The Night to jedno ze zdjęć z domowego albumu. Znakomity powrót do przeszłości. I niech mówią, że to straszny pop, że to żenada, mnie to zarówno. Życzyłbym sobie aby dziś powstawał taki „słaby” pop, tak zagrany, zaśpiewany, zaaranżowany i wreszcie z takimi melodiami. W Stanach sprzedano trzy miliony egzemplarzy tej płyty, w UK dwa i pół miliona, w Niemczech milion itd. Rzeczywiście musiał to być wyznacznik „słabizny” i popu niskich lotów. Po nagraniu albumu z zespołu odszedł Lindsey Buckingham (wcześniej w domu Christine odbyła się rozmowa podczas której doszło do kłótni a nawet rękoczynów). Grupa działała jednak nadal, na potrzeby trasy zatrudniono dwóch gitarzystów, którymi okazali się Billy Burnette i Rick Vito, ale to już całkiem inna opowieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz