poniedziałek, 19 czerwca 2017

Foreigner - Foreigner (1977)

  1. Feels Like The First Time
  2. Cold As Ice
  3. Starrider
  4. Headknocker
  5. The Damage Is Done
  6. Long, Long Way From Home
  7. Woman Oh Woman
  8. At War With The World
  9. Fool For You Anyway
  10. I Need You
W sobotę naszło mnie na jakąś muzykę zza oceanu. I musiało to być coś melodyjnego, ocierającego się o popowe melodie, ale jednocześnie posiadające jakiś pazurek. Wtedy przypomniałem sobie, że kilka miesięcy temu miałem na blogu rozpocząć cykl związany z płytami debiutanckimi. Miał on nosić tytuł „Nieprawdopodobny start” czy coś w tym rodzaju. Zaniechałem go jednak, ale tak myśląc o tych debiutach, przypomniałem sobie o pierwszej płycie brytyjsko-amerykańskiej grupy Foreigner. Nie słuchałem tego albumu od wielu lat, a ten okazał się strzałem w dziesiątkę jeśli chodzi o moją sobotnią zachciankę…
Grupa powstała w 1976 roku z inicjatywy angielskiego muzyka, którym był Mick Jones (znany między innymi z występów w zespole Spooky Tooth). Współtwórcą był dobry kolega Jonesa Ian McDonald. Tak, to ten McDonald z King Crimson. Panowie natychmiast wzięli się za poszukiwania wokalisty. Mimo dziesiątek przesłuchań nie wyłoniono żadnego zwycięzcy. Wtedy Jones przypomniał sobie o swoim znajomym Lou Grammie, który podobno wtedy pracował na budowie. Skład uzupełnili, klawiszowiec Al Greenwood, basista Ed Gagliardi oraz perkusista Dennis Elliot. Zespół wziął się ostro do roboty, nagrali sporo demówek, ale żadna z wytwórni nie była nimi zainteresowana. Panowie nie poddawali się i w końcu udało im się podpisać kontrakt z Atlantic. Co więc pozostało? Weszli do studia by zarejestrować materiał na pierwszy album, który zatytułowali po prostu Foreigner.
Na płycie znalazło się dziesięć utworów. Już otwierający całość Feels Like The First Time daje do zrozumienia słuchaczowi, że jest to amerykańskie granie. Noga sama chodzi, a oczami wyobraźni widzimy highway po którym mkną ciężarówki. Świetny głos Gramma,  ciekawe gitary no i te klawisze w połowie. Tak jak głosi tytuł tej piosenki poczułem się tak samo jak za pierwszym razem gdy słuchałem tej piosenki. Banan na twarzy i tupie nóżka.
Następnie mamy ich wielki hicior. Mowa o utworze Cold As Ice, który promował tę płytę. Przez lata nieco ograna, ale nadal smakuje wyśmienicie, te harmonie wokalne i kapitalny fortepian. I znowu noga chodzi. Ale dochodzimy do jednego z moich wielkich faworytów tego albumu. Chodzi o utwór Starrider w którym głównym głosem jest Jones. Znakomite gitary akustyczne i przez chwilę flet przywodzący na myśl najlepsze artrockowe dokonania z przeszłości. A dalej klawesynowe motywy w tle, nieco kosmicznie brzmiące syntezatory i świetna gitarowa solówka (zdecydowanie zbyt krótka). Potencjometr poleciał w prawo, oj poleciał.
Ten klimat burzy kolejna pozycja zatytułowana Headknocker. Taki to jednokopytny utwór. Prosty, jakby żywcem wyjęty z przydrożnego amerykańskiego baru tamtych (ale nie tylko tamtych) czasów.
Ciekawe gitary, zarówno akustyczne jak i elektryczną usłyszymy w The Damage Is Done. Co jeszcze? Kolejna, Long Long Way From Home to znowu piosenka drogi, ze świetnymi saksofonowymi motywami (czyżby McDonald zatęsknił za czasami King Crimson?). 
Znakomita, balladowa Woman Oh Woman czy At War With The World z dobrze pomyślanym riffem gitarowym, który napędza ten numer. Całość zamykają, balladowa (w stylu Eagles) Fool For You Anyway oraz gitarowy, kroczący I Need You.

Płyta odniosła ogromny sukces. Sprzedała się w ponad czteromilionowym nakładzie w samych Stanach. To o czymś musiało świadczyć. Ale nie dziwię się, bo mamy tu sporo ciekawych riffów gitarowych, które nie rzadko łagodzone są przez wpadające w ucho ładne melodie. Dodajmy do tego wszystkiego świetny głos Gramma oraz bogate harmonie wokalne. Wszystko brzmi kapitalnie i znakomicie umiliło mi sobotnie popołudnie. Dobre rockowe granie podane w przystępny, łagodny sposób. Jak ja lubię takie powroty po latach…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz