wtorek, 6 czerwca 2017

Co W Napędzie Piszczy odc.2



Kontynuuję spotkania z płytami, których ostatnio słuchałem najczęściej lub powróciłem do nich po wielu miesiącach czy nawet latach.
 Właściwie tych płyt było o wiele więcej niż jest na fotografii, ale stwierdziłem, że nie ma też co przesadzać i pisać tu o 30 albumach. Bo na ten przykład sporo słuchałem Phila Collinsa, a to z okazji jego powrotu na scenę (póki co niestety jestem tym stanem mocno zaniepokojony). Nie ma ich tu, została tylko jedna płyta z nim związana.
Dobrałem się też do pudeł z kompaktowymi singlami, które namiętnie kupowałem w latach dziewięćdziesiątych. Rozstrzał gatunkowy niebywały, ale za to ile wspomnień.
W ostatnim czasie odbyłem też świetną rozmowę o muzyce. Wśród wielu tematów z nią związanych, doszliśmy do porozumienia, że dziś słuchanie płyt to już nie to. Ludzie, jak nawet kupią fizyczny egzemplarz, to pokręci się on kilka razy i bach na półkę. Takie czasy panie. Kiedyś jak już było człowieka na płytę stać, albo jak jakąś zdobył, to była cała celebra i słuchało się tego do zajechania (mówię o kasetach magnetofonowych choć i winyle piszczały pod igłą). A teraz? Cyk YouTube, Spotify i po jednym przesłuchaniu „Fe, to jest chu…” i pyk następny album. Wiem, wiem takie czasy. Ale zginęła cała ta magia, całkowicie. Całe szczęście znam jeszcze kilka osób, które słuchają płyt jak za dawnych czasów i dany album nie jest na tydzień i zapominamy o nim, ale na lata. Dobra kończmy z tym narzekaniem starego zgreda (choć stary wcale nie jestem) i przejdźmy do płyt.

1. Al Stewart – Time Passages (1978)
2. Dire Straits – Dire Straits (1978)
3. Zbigniew Wodecki with Mitch & Mitch - 1976 A Space Odyssey (2015)
4. Zbigniew Wodecki – Zacznij Od Bacha (2016)
5. Michael Stearns – Encounter (1988)
6. Harold Budd – The White Arcades (1988)
7. Tangerine Dream – Exit (1981)
8. Georg Friedrich Händel – Messiah
9. OST – Black Rain (1989)
10. Home – The Alchemist (1973)
11. Brand X – Moroccan Roll (1977)
12. Rush – 2112 (1976)
13. Rush – Power Windows (1985)
14. Rush – Exit…Stage Left (1981)
15. Yes – Reyaler (1974)
16. Yes – Going For The One (1977)

No, mniej więcej tak to wygląda.
Do Stewarta zachęcił mnie mój kolega Jakub z bloga Czarne Słońca. Oj dawno tego nie słuchałem i jak się okazało, był to fantastyczny powrót do przeszłości.
Debiut Dire Straits. Proste, ale jakże świetne granie.
Zbigniew, wiadomo. Spory smutek. Pamiętam jak dwa lata temu byłem zachwycony tą płytą z Mitchami. Teraz wszyscy się na nią rzucili i są wielkimi Wodeckimi, Śmieszne, ale prawdziwe. Jeszcze składanka z jego przebojami. Opowiadaj Mi Tak z Alibabkami rewelacyjna.
Było kilka udanych dni z elektroniką. Tu jedynie trzy płyty z kilkunastu, które przesłuchałem. Album Budda dopiero co opisywałem, do Stearnsa niedługo wrócę, a Mandarynki wiadomo, klasyka.
Przez dwa dni kompletnie też zatonąłem w muzyce klasycznej, którą reprezentuje tu znakomite oratorium Mesjasz Händela. Kapitalnie się tego słucha.
Oczywiście w związku ze śmiercią Gregga Allmana sięgnąłem bardzo nietypowo, bo po ścieżkę dźwiękową do filmu Black Rain z Michaelem Douglasem w roli głównej. Na ów ścieżce znalazł się jeden utwór zaśpiewany przez Gregga. Fantastyczne wspomnienia. Swego czasu słuchaliśmy go z kolegą dosłownie do znudzenia.
Z szeroko rozumianego proga i fusion przypomniałem sobie opowieść o chłopcu i starcu w wykonaniu grupy Home.
Słuchając Collinsa nie mogłem przegapić choć jednego albumu Brand X.
Naszło mnie też na kanadyjskie trio Rush, ze wspaniałą 2112 i równie świetną, ale osadzoną już w innych realiach brzmieniowych Power Windows. Do tego na deser ich znakomita koncertówka.
Na koniec Yes i moje dwa ulubione albumy w ich dyskografii.
Brak nowości? No jakoś tak wyszło…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz