czwartek, 17 grudnia 2020

Gentle Giant - The Power And The Glory (1974)

  1. Proclamation
  2. So Sincere
  3. Aspirations
  4. Playing The Game
  5. Cogs In Cogs
  6. No Gods A Man
  7. The Face
  8. Valedictory

Niedawno dotarła do mnie wiadomość, że oto ten kapitalny zespół się reaktywuje. Póki co chłopy mają dokonać tego wirtualnie, ale mają pograć, wczuć się z powrotem w ten niezwykły świat Gentle Giant. Czyż to nie doskonały pretekst aby w końcu na swoim blogu o nich wspomnieć? Co prawda winylowe wydania ich dwóch albumów sfotografowałem już kilka lat temu aby Państwu je przedstawić, ale jakoś tak wyszło. A to grupa, którą naprawdę trzeba poznać i mieć ich płyty na półce…
To był bodaj 1993 lub 1994 rok. Znajomy, który miał rodzinę w Londynie, przywiózł ze sobą wiele arcyciekawych rzeczy. Płyty, plakaty, gadżety, ale i VHS’y. Na jednym z nich nagrane dwa koncerty. Pierwszy był bodaj koncert Yes, a później? Piotrek powiedział „Patrzcie na ten zespół bo takiego czegoś toście nie widzieli”. Patrzymy zatem i nas wmurowało. Pięciu gości, którzy grają jak z nut, grają fantastycznie, ale zadziwiło nas coś innego. Po którymś numerze patrzymy, a tu tak: basista łapie za skrzypce, a na jego basie gra wokalista. Dalej, klawiszowiec zasiada z wiolonczelą, gitarzysta łapie za flet, a jakby tego było mało perkusista staje przy ksylofonie. I grają jak ta lala. To było coś. Zaczęła się fascynacja zespołem i poszukiwanie ich albumów.
Ja tych panów znałem wcześniej z nieco innego repertuaru (ale żeby było śmiesznie, w tym 1993 nie miałem jeszcze o tym pojęcia). Czy pamiętają Państwo taki zespół Simon Dupree and the Big Sound i ich piękny utwór Kites? Tak, to wcześniejsza grupa, w której udzielali się bracia Shulman. Pierwszym albumem Łagodnego Olbrzyma jaki poznałem był Octopus. A później już poszło. Dlaczego biorę się tu więc za The Power And The Glory? Zwykły przypadek, losowanie, traf. Podszedłem do półki z ich płytami i na ślepo wyciągnąłem jedną z nich.

I o czym jest ten zbiór ośmiu utworów? (wersja kompaktowa posiada jeszcze jeden, tytułowy). To historia stara jak świat. Album opowiada o nas ludziach. Gdy nie mamy nic, chcemy być dobrzy, sprawiedliwi i prawi. Jednak gdy dopchamy się do władzy nasze priorytety diametralnie się zmieniają. Zapominamy o biedzie i uciśnionych, sami stając się tyranem. Banalne prawda? Może i tak, ale muzycznie ta historia jest opowiedziana w sposób mistrzowski.
Już otwierający całość, najdłuższy na płycie Proclamation zbija nas z nóg. Kto choć trochę liznął ich twórczości od pierwszych dźwięków rozpozna cóż to za zespół. Te charakterystyczne klawisze mówią wszystko. Znakomite zwroty akcji, świetne wokale i pomysły. Ach te klawiatury Minneara. Zresztą to znakomity wszechstronny multiinstrumentalista. Wspaniały muzyk. Po niezwykłym Proklamation przychodzi czas na nieco atonalny So Sincere. Tu jakby każdy grał dla siebie, każdy coś innego, a jednak finalnie brzmi to fantastycznie.
Aspirations to całkiem inna para kaloszy. To wyjątkowej urody ballada z przepięknie prowadzącym całość pianinem elektrycznym. Oryginalnie pierwszą stronę zamykał utwór Playing The Game. To kolejna pozycja, która robi wrażenie na słuchaczu. Znowu mamy tu przeróżne klawiatury, które zależnie od sytuacji grają te swoje melodie lub brzdąknięcia, finalnie brzmiąc wyśmienicie. Znowu zmiany tempa i nastrojów. A wszystko razem jest takie przebojowe, wpadające w ucho. Po prostu noga chodzi.

Strona druga to Cogs In Cogs z jakże charakterystycznymi dla nich wielogłosami  oraz majstrowaniem z rytmem. Znakomita współpraca klawiszy z riffami gitary. Dalej łagodny, po prostu ładny No Gods a Man, z ciekawym solo gitarowym. No i te organy.
The Face jest już żywszą propozycją. To, jak przystało na Olbrzyma, także połamany rytmicznie utwór. Tu pojawiają się skrzypce, na których gra Ray Shulman, a które wyśmienicie współpracują z gitarą Gary’ego Greena.
Całość zamyka ostrzejszy dzięki gitarze Valedicory. I po raz kolejny proszę zwrócić uwagę na te rytmy. Cały Gentle Giant. Znakomity album. 


Na wcześniejszych płytach panowie potrafili grać bardziej zakręcone partie. Tu delikatnie łagodnieją, ale nadal jest to muzyka na najwyższym poziomie. Drodzy Państwo, tej muzyki naprawdę trzeba posłuchać. Żadne słowa nie oddadzą zaangażowania, pomysłowości i kapitalnego wykonania tych wszystkich utworów. Ci którzy Gentle Giant znają, nie muszą być przeze mnie namawiani do zapoznania się z tym kapitalnym, niedocenionym i w sumie mało znanym zespołem. Całą resztę zachęcam z całego serca po sięgnięcie po ich płyty. Właściwie od pierwszej po Free Hand włącznie. Niestety później nieco zmienili swoje brzmienie, ale nadal można znaleźć w ich muzyce wiele ciekawych utworów. Ja na ten przykład przepadam za Two Weeks In Spain. A i jeszcze jedno. Derek Shulman wspomniał coś, że Steven Wilson ma się brać za odświeżanie kolejnych ich albumów. To też chyba dobra wiadomość.

3 komentarze:

  1. Nie słyszałem, że mają się reaktywować i wcale mnie ta informacja nie cieszy. Ostatnie albumy Gentle Giant są naprawdę kiepskie. Od tamtej pory minęło 40 lat, a o ile mi wiadomo, muzycy w tym czasie w ogóle porzucili profesjonalne granie. Obawiam się, że mogli całkiem wyjść z wprawy. A pewnie będzie to taki nostalgiczny powrót, próba grania w dawnym stylu, bez proponowania czegoś nowego. To tym gorzej, bo próba grania w dawnym stylu zakończy się zapewne porażką (już "Interview", powielający głównie pomysły z wcześniejszych albumów, wypada bardzo blado w porównaniu z nimi), a jakieś nowe pomysły mogłyby się ewentualnie obronić we własnej kategorii.

    Uwielbiam pierwsze siedem albumów Gentle Giant, szczególnie zaś "Acquiring the Taste", "Octopus" i "In a Glass House" (kolejność chronologiczna). To według mnie jest absolutne mistrzostwo głównego nurtu rocka progresywnego (i w sumie rocka w ogóle). Genialne operowanie kontrapunktem, bardzo umiejętne czerpanie z muzyki renesansowej i średniowiecznej, ale też z współczesnych poważnych nurtów, ogromny kunszt kompozytorki, aranżacyjny i wykonawczy, a przy tym doskonały zmysł melodii i mnóstwo humoru, dzięki któremu ta muzyka w ogóle nie brzmi pretensjonalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jestem bardzo ciekawy tego powrotu. Właśnie z tych powodów, o których wspominasz. Wszak ciekawym czy będą tworzyć coś nowego czy skoncentrują się na starym materiale. Myślę, że póki co pograją po staremu, a jak zaskoczy, wezmą się za komponowanie nowych rzeczy. Tak czy inaczej ja czekam.

      Usuń
    2. Bardzo dobra płyta, ale dla mnie najlepsze i zarazem ulubione albumy Łagodnego Olbrzyma to "Acquiring the Taste", "Gentle Giant", "Octopus", i "Three Friends".
      Może nawet w tej kolejności, chociaż ta muzyka jest tak bogata i zaskakująca za każdym razem, że kolejność może się zmieniać dosłownie za każdym razem :)

      Usuń