Side One:
- Fountains
- Dawning Of The Day
- Silver Winds
- True To The Light
- Portraits
- Diamond Song (Deep Is The Light)
Z wiadomych powodów
słuchałem w tym tygodniu dość sporo Yes. I tak przypomniało mi się o grupie
Starcastle, która jako żywo przypomina w brzmieniu zespół Yes. Czasami
dosłownie. Nie wiedziałem tylko którą płytę zagrać. Padło na Fountains Of
Light.
Początki
Starcastle to rok 1969. To wtedy właśnie na Uniwersytecie w Illinois studenci Steve Hagler (gitara),
Mike Castlehorn (perkusja)
i Paul Tassler
(gitara basowa), utworzyli zespół St.
James grający covery w lokalnych barach i klubach
studenckich. Po kilku zmianach
personalnych (dołączył miedzy innymi Terry Luttrell, który wcześniej był
wokalistą w REO Speedwagon) w 1974 roku zespół przyjął nazwę
Starcastle. W międzyczasie cały czas nagrywali piosenki i bardzo dużo
koncertowali. Ich debiutancki album ukazał się na początku 1976 roku i
zatytułowany był po prostu Starcastle.
W
nagraniu tego konkretnego albumu brali udział Terry Luttrell (główny głos),
Gary Strater (bas), Stephen Tassler (perkusja), Herb
Schildt (instrumenty klawiszowe), Matthew Stewart (gitara, głos) oraz Stephen
Hagler (gitara, głos). A co znajdziemy na płycie Fountains Of
Light?
Znajdziemy
tu sześć utworów. Moim skromnym zdaniem co najmniej dwa są kiepskie, ale to
tylko moje odczucie. Album rozpoczyna utwór Fountains. Kosmiczne klawisze za
chwilę bas, perkusja i gitary. No i właśnie te pierwsze dźwięki natychmiast
przywołują skojarzenia z Yes (notabene zespół nazywany jest często klonem Yes
lub amerykańską odpowiedzią na Yes. Oczywiście trochę nie ta liga, ale podobieństwa
są ogromne). I to rzeczywiście wyraźnie słychać. Bas w tym utworze? Przecież to
Chris Squire. Głos i harmonie wokalne? Anderson i Yes. Klawisze też mocno
podobne do tych Wakemana. Fountains to naprawdę udana piosenka. Trwa ponad
dziesięć minut i jak już wspomniałem usłyszymy tu fajne klawisze, świetny bas i
bardzo dobre partie wokalne.
Dawning Of The Day to
drugi i najkrótszy utwór na tym albumie. To właśnie jeden z tych słabszych. Początek
to znowu klawisze do których stopniowo dołączają inne instrumenty. Spokojna piosenka z kosmicznymi klawiszami w roli głównej. To raczej radiowy utwór, nieco komercyjny, który bardziej przypomina mi solowe dokonania Andersona.
Stronę
pierwszą zamyka Silver
Winds. I ponownie klawisze na dzień dobry. Brzmią tu one jakby były wyjęte
z gry na Atari 65XE (kto pamięta te czasy?). To drugi utwór z tej płyty który
nie do końca mnie przekonuje. Nieliczne gitarowe wstawki przypominają mi nieco
te z zespołu Kansas.
Druga
strona to ponowny powrót do nieco bardziej progresywnego grania. Pierwszy utwór
z tej strony to True To The Light. Na początku mamy fajne Yesowe gitary. Do tego
wszechobecne klawisze i harmonie wokalne żywcem z Yes wyjęte. Bardzo fajna struktura tej piosenki z kilkoma ciekawymi pomysłami i zmianami. Bardzo przyjemny utwór.
Portraits. Sam początek to piękne gitary akustyczne i przyjemny, delikatny bas plumkający gdzieś w tle. Chwilę później utwór jak żywy przypomina mi kompozycję And You And I wiadomego zespołu. Nie jest to oczywiście zjechane na żywca, ale mocne nawiązania są. Kolejna udana propozycja.
Portraits. Sam początek to piękne gitary akustyczne i przyjemny, delikatny bas plumkający gdzieś w tle. Chwilę później utwór jak żywy przypomina mi kompozycję And You And I wiadomego zespołu. Nie jest to oczywiście zjechane na żywca, ale mocne nawiązania są. Kolejna udana propozycja.
Album
zamyka trwający nieco ponad pięć i pół minuty Diamond Song (Deep Is The Light).
To drugi po Fountains mój faworyt z
tej płyty. Podobają mi się tu bardzo wokale i te gitary trochę jak w Styx. W
okolicy 2:30 kapitalne klawisze i przygrywająca im gitara z wyśmienitym wokalem.
Dalej wchodzi świetny Squire’owski bas, ponownie klawisze i gitarowe „amerykańsko”
brzmiące solo. Dla mnie znakomity utwór. Tylko tak trochę dziwnie się kończy…
Reasumując.
Słuchając całej płyty wyraźnie słychać ogromny wpływ Yes. Nie jest to
oczywiście poziom mistrzów, ale uważam, że nic chłopakom ze Starcastle zarzucić
nie można. Grają bardzo sprawnie, dobrze technicznie i odnajdziemy tu sporo ich
własnych pomysłów. Jednak z drugiej strony trochę szkoda, że tak mocno odnoszą
się muzycznie do swoich doświadczonych kolegów. Generalnie mi to nie
przeszkadza ale...
Z wielką przyjemnością wracam do albumów Starcastle i polecam
zapoznanie się z twórczością tej ciekawej grupy. Fani Yes powinni być
usatysfakcjonowani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz