- First Light
- Metrognome
- Tell Me
- Highways Of The Sun
- Unevensong
- One Of These Days I'll Get An Early Night
- Elke
- Skylines
- Rain Dances
To co? Świętujemy dalej? Ja bardzo chętnie. Wczoraj
minęło czterdzieści lat od wydania tej płyty.
Za oknem wielkie
zmiany. Choć teoretycznie mamy jeszcze lato, to szarość, deszcze i żółknące
liście wyraźnie dają nam do zrozumienia, że oto wielkimi krokami wkracza pani
jesień. W zespole także doszło do zmian. W styczniu 1977 roku z grupy odszedł
jeden z jej współzałożycieli, basista Doug Ferguson. Na jego miejsce przyszedł
Richard Sinclair znany z takich zespołów jak Caravan czy Hatfield And The
North. Ale w zespole pojawił się jeszcze jeden członek. Był to saksofonista Mel
Collins…
Jednym z
powodów odejścia Fergusona były spięcia z perkusistą Andy Wardem, który chciał
aby zespół poszedł w bardziej jazzowe klimaty. Ferguson był temu przeciwny, co
w ostateczności doprowadziło do jego odejścia. Naturalnym było więc zatrudnienie
na jego miejsce Sinclaira, doświadczonego muzyka, któremu jazzowe terytoria nie były obce. Jak się później okazało, ten mocno ingerował w sprawy muzyczne zespołu i jego
kierunek rozwoju. W przyszłości dojdzie przez to do nieporozumień w zespole
przez co odejdzie kolejny z jego filarów, a mianowicie Peter Bardens
(instrumenty klawiszowe).
Wróćmy jednak do Rain
Dances. Po wysłuchaniu płyty wyraźnie słychać, że w kilku momentach Camel wędruje w jazzowe
zakamarki, a pod wpływem Sinclaira zmierza równie mocno w kierunku muzyki jaką
ten grał w Caravan. Notabene, Latimer żartował, że teraz powinni przemianować
nazwę zespołu na Caramel. Dodam jeszcze tylko, że zespół w nagraniu tej płyty
wspomogło kilkoro muzyków w tym Brian Eno.
Na płycie znalazło się dziewięć
utworów. Rozpoczynamy od First Light. Pięknie wyłaniające się z ciszy gitara i syntezatory,
które tworzą nieco sielankowy nastrój. Ale po pojawieniu się sekcji kompozycja zdecydowanie
przyspiesza. No i tu, oprócz wyraźnie pulsującego
basu Richarda, pojawia się partia saksofonu Collinsa. Od zawsze uważałem, że
ten numer (gdyby nie solo Collinsa) z powodzeniem mógłby się znaleźć na dwóch
poprzednich płytach zespołu. W mojej opinii, wspaniałe otwarcie tego krążka.
W kolejnym Metrognome, możemy
z kolei usłyszeć Caravan w Camelu, szczególnie w początkowej fazie trwania utworu. Syntezatorowe tła, ponownie bardzo wyraźny
bas i gitarowe zagrania Latimera. No i oczywiście świetny głos Sinclaira. Ogólnie
piosenkę cechuje spokój, gdy w mniej więcej drugiej minucie, ta przyspiesza.
Pojawia się świetna współpraca na linii Latimer-Collins po której usłyszymy
solo Andy’ego. Kolejny dobry utwór.
Tell Me to przepiękna
ballada iście w Camelowym stylu. W latach dziewięćdziesiątych słuchałem tego
utworu do znudzenia. Dodatkowo, co jakiś czas przypominał o nim w radio Tomasz
Beksiński. Nie dziwię się, wszak to piosenka posiadająca całe pokłady uroku i
tęsknoty. No i ten Latimerowski flet. Łza się w oku kręci.
Highways
Of The Sun to chyba najbardziej przebojowa piosenka na tym albumie, taka
w stylu wcześniejszych płyt Camel, tyle że bardziej zapuszcza się w popowe
rejony. Tu główny głos należy do Latimera. Poprawna.
Za
sprawą perkusji, Unevensong równie mocno przypomina
wcześniejsze dokonania grupy. Ale i klawisze Bardensa są typowo Camelowe.
Bardzo dobrze się tego słucha, fajne zmiany tempa i kilka ciekawych pomysłów.
One Of These Days I'll Get An Early Night. To tutaj usłyszymy największy zwrot
zespołu w kierunku jazzu. Niemal sześć minut świetnego grania z przepięknym
elektrycznym fortepianem Bardensa na czele. Słuchając tego kawałka, oczyma
wyobraźni widzę tę sesję nagraniową. Panowie bawią się wspólnie,
dorzucając co chwilę jakiś pomysł. Całość genialnie napędza sekcja na tle
której możemy wysłuchać popisów to klawiszy, to saksofonów Collinsa czy
wreszcie gitary Latimera. Noga chodzi więc jest dobrze.
Elke
to kolejna, po Tell Me, ballada na tym albumie. I także utrzymana jest w
Camelowych klimatach. Przepiękny flet robi tu sporo dobrej roboty.
W
Skyline wracamy do szybszego i bardziej ambitnego grania nieco w stylu fusion,
ze znakomitym basem, który napędza tę kompozycję. Gdy słucham tu gitary wyobrażam sobie, że
latam, naprawdę. Wiatr dmucha mi w twarz unosząc mnie coraz wyżej. Pode mną
zmieniające się krajobrazy, wieś, miasto, pola, lasy, rzeki. Marzenia są
piękne. Co prócz gitary Latimera? Bardzo ciekawy popis Bardensa na klawiszach.
Całość
zamyka utwór tytułowy. Tu jakoś nie leżą
mi te klawisze. Ten stan poprawia troszkę saksofonowa partia
Collinsa. Tak czy inaczej ta kompozycja nie należy do moich faworytów.
Bardzo lubię ten album.
Zawsze gdy rozmawiam ze znajomymi o zespole Camel, ci potrafią bez trudu
wymienić najgorszą i najlepszą ich zdaniem płytę grupy. Gdy dopytuję o Rain
Dances często są zakłopotani i coś kręcą. Jedni mówią, że nierówna, inni że to
też bardzo dobra płyta w ich dyskografii. Odnoszę wtedy wrażenie, że jakoś dziwnie ten album jest pomijany w dyskusjach o płytach grupy. A ja mówię zawsze, że rzeczywiście
pomimo pewnej niespójności tego materiału słucha się tej płyty naprawdę wyśmienicie,
szczególnie teraz gdy za oknem szarość, wiatr i deszcz.
Play me anything
Maybe music is the only way
to tell me how you feel…
Maybe music is the only way
to tell me how you feel…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz