czwartek, 22 marca 2018

Scott Walker - Scott 4 (1969)


  1. The Seventh Seal
  2. On Your Own Again
  3. The World's Strongest Man
  4. Angels Of Ashes
  5. Boy Child
  6. Hero Of The War
  7. The Old Man's Back Again (Dedicated To Rhe Neo-Stalinist Regime)
  8. Duchess
  9. Get Behind Me
  10. Rhymes Of Goodbye

Dziś ponownie ze stosiku dawno niesłuchanych. Do odtwarzacza poleciał Scott Walker, a właściwie Noel Scott Engel. Dlaczego płyta Scott 4, a nie Scott, Scott 2 itd.? Na wcześniejszych albumach Walker śpiewa utwory Jacquesa Brela. I żeby nie było, to znakomite teksty i jeszcze lepsze wykonanie, ale opisywana tu płyta jest w pełni autorstwa Walkera. To na tym albumie orkiestracje wybrzmiewają najpełniej, a przepiękny głos Scotta jakby dobitniej trafia do słuchacza…

Walker może się niektórym kojarzyć z zespołem The Walker Brothers. Jednak pozostali członkowie grupy ani nie byli braćmi Scotta ani nie nosili tego nazwiska. Mimo dobrej passy grupy, nasz bohater porzucił ją by skoncentrować się na karierze solowej. Co prawda w latach siedemdziesiątych był jeszcze epizod z Walker Brothers, ale też nie przetrwał, a Walker ponownie oddał się swojej karierze.
Gdy włączałem tę płytę za oknem słońce walczyło z chmurami. Dogrzewało mocniej przez co koty powyłaziły z tylko sobie znanych zakamarków, podobnie z psami, którym nie w głowach było szczekanie. Rozłożyły się jak długie chwytając promienie słoneczne. Ja również uległem tej magii, oczywiście nie położyłem się na trawie (jeszcze za zimno), ale stałem w oknie chłonąc widoki. I cieszyłem się, że w końcu wiosna ma więcej do powiedzenia od zimy. I w pewnym momencie zorientowałem się, że za sprawą głosu Scotta i tych pięknych orkiestracji wspominam dawne czasy. Przypomniałem sobie mój pierwszy rok studiów, całą masę nowo poznanych ludzi, ciągłe romanse i Park 3 Maja w Łodzi, w którym uwielbiałem przesiadywać. I mimo, że byłem już dorosły to było inaczej, mniej stresów, mniej obowiązków, mniej zmartwień.
Płytę otwiera piosenka The Seventh Seal, która jest bezpośrednim nawiązaniem do filmu Bergmana z 1957 roku. Świetna gitara akustyczna i trąbka na początek. A później? Później ten magiczny głos Walkera oraz świetne orkiestracje i chóry. Naprawdę dobry początek. W On Your Own Again ponownie mamy oszczędną gitarę akustyczną i ten magiczny głos, ten nieziemski baryton. Gdy dołącza orkiestra robi się naprawdę magicznie. Ja stoję w oknie i tęsknię do zielonych liści i wspomnianego parku. The World’s Strongest Man i Angels of Ashes tylko potęgują te uczucia. Przypominam sobie jak w ów parku czytałem, uczyłem się, piłem piwo z kolegami z uczelni, przyprowadzałem dziewczyny, ale też często kładłem się w trawie i patrzyłem na szumiące drzewa i niebieskie niebo. Miałem wszystko w przysłowiowej, uciekałem od złych wydarzeń i podłości świata.
Proszę posłuchać Boy Child. Niby ballada, ale gdzieś delikatnie podszyta psychodelią, przygnębieniem, smutkiem. Wielu Artystów wychwalało tę piosenkę. Wśród nich był Bowie, który często śpiewał później w podobny sposób. Cudo.
Drugą stronę otwiera bardziej skoczny Hero Of The War, a chwilę po nim mamy The Old Man’s Back Again (Dedicated to the Neo-Stalinist Regime). Już po tytule nie trudno się domyślić o co chodzi. W tym utworze Walker odnosi się do operacji „Dunaj” czyli interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji.
Dalej spokojny Duchess, bardziej energiczny Get Behind Me, w którym pojawia się gitara elektryczna i na sam koniec Rhymes Of Goodbye. Tu usłyszymy dźwięki gitary, które prowadzą nas w nieco country’owe klimaty. Jest to na tyle delikatne, że w żaden sposób nie razi i nie przeszkadza. Fajne zamknięcie całości, słońce zachodzi za chmury, a rozleniwione koty, po chwilowym zdziwieniu, udają się w nieznanych nikomu kierunkach.
Dodam jeszcze tylko, że pierwotnie ów płyta ukazała się pod nazwiskiem Scott Engel i dopiero kompaktowe wznowienia powróciły do estradowego nazwiska Scott Walker. Jak już wspominałem, mamy tu znakomity głos Walkera, przepiękne orkiestracje oraz cudowne melodie. Wszystko wyśmienicie płynie powodując, że słuchacz tonie we wspomnieniach. Na przemian lecą łzy po których pojawia się szczery uśmiech. Znakomita płyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz