1. The Feeling Begins; 2. Gethsemane; 3. Of These, Hope; 4. Lazarus Raised; 5. Of These, Hope - Reprise; 6. In Doubt; 7. A Different Drum; 8. Zaar; 9. Troubled; 10. Open; 11. Before Night Falls; 12. With This Love; 13. Sandstorm; 14. Stigmata; 15. Passion; 16. With This Love - Choir; 17. Wall Of Breath; 18. The Promise Of Shadows; 19. Disturbed; 20. It Is Accomplished; 21. Bread And Wine
Długo zastanawiałem się o jakiej płycie jeszcze w tym miesiącu napisać. Szczerze mówiąc to nie mam ochoty na pisanie. Nie, muzyka gra w moim domu właściwie bez przerwy, ale ostatnio nijak nie mogę wykrzesać z siebie sił na pisanie, zero weny, zero pomysłów i zero chęci. Koniec końców postawiłem na trzy albumy, ale przeglądając zapiski o przeczytanych i posiadanych książkach, natknąłem się na nazwisko Kazantzakis. Ten grecki pisarz jest autorem książki Ostatnie kuszenie Chrystusa. Idąc tym tropem pomyślałem o filmie Scorsese, a ułamek sekundy później o płycie Gabriela. Słuchałem jej kilka miesięcy temu, ale jako że zbliża się Wielkanoc, wrzuciłem krążek ponowie do odtwarzacza. Zagrało magicznie…
I nie, to że jest Wielkanoc
nie znaczy, że słuchanie tej płyty ma wymiar religijny. Zresztą jak mogę unikam
tematów wiary, uważam, że to indywidualna sprawa każdego z nas. Nigdy mnie nie
interesowało w co kto wierzy czy wręcz przeciwnie, nie wierzy wcale. Jedyne co
mnie odrzuca od zawsze to hipokryzja, która nie tylko w temacie wiary wylewa
się hektolitrami. Nie ważne, napijmy się, jak mówił docent Furman w gabinecie
prezesa spółdzielni mieszkaniowej.
Sama książka jak i film
były mocno kontrowersyjne i spotkały się ze sporym oburzeniem części opinii
publicznej. Powiem tak, książkę muszę sobie odświeżyć bo czytałem ją wieki
temu, za filmem nie przepadam, a muzyka? Pierwszy raz usłyszałem ją bodaj w
Wieczorze Płytowym w 1989 roku i nie bardzo mnie poruszyła. Dopiero kilka lat
później, gdy zdobyłem własny egzemplarz płyty i jej wysłuchałem, te dźwięki wciągnęły mnie niczym
bagno. Słuchając tego albumu miałem złudzenie, że sam to przeżywam, że spojrzałem
z perspektywy kosmosu. I jak już zaznaczyłem, nie przeżywam tego religijnie, ta
muzyka skłania mnie bardziej do przemyśleń, do zastanowienia się nad ludzkim
jestestwem, nad tym jacy jesteśmy i dlaczego tacy jesteśmy.
Gabriel dzięki temu, że do nagrania albumu zaprosił
bardzo wielu gości, którzy zagrali na przeróżnych instrumentach (a że są to głównie
instrumenty pochodzące z Bliskiego Wschodu i Afryki) muzyka przenosi nas w
rejony, w których gra się na nich na co dzień. Już pierwsze dźwięki
otwierającego tę płytę The Feeling Begins dają nam wyraźnie do zrozumienia z
jakim regionem świata mamy do czynienia. To między innymi dzięki temu nagraniu
dowiedziałem się cóż to za instrument kryjący się pod arcyciekawą nazwą duduk.
Ów duduki brzmią w tej kompozycji fantastycznie, słuchacz ma wrażenie, że w
mgnieniu oka przeniósł się na pustynię, fala gorąca oblewa całe ciało,
kilkanaście domów, niskich, bez okien, a za nimi bezmiar piachu, który co
chwila sypie nam się do oczu. To uczucie niepokoju, wrażenia, że za chwilę coś
się wydarzy. Znakomity utwór, znakomity.
Nawet tak oszczędny
Gethsemane robi niesamowite wrażenie. Utwory płynnie przechodzą jeden w drugi
przez co mamy wrażenie niezwykłej podróży. Z jednej strony jest ona ciężka,
może niebezpieczna, ale z drugiej strony możemy podziwiać piękne widoki i czuć
się naprawdę wolnym, przemierzając bezludne połacie. W Lazarus Raised wraca
duduk i znowu robi się magicznie. Hipnotyzujące bębny i takie same wokalizy
Baaby Maala w Of These, Hope – Reprise. No i w A Different Drum jest to na co
zawsze czekam słuchając tej płyty. Tak, to głos Gabriela, niepowtarzalny, jedyny
w swoim rodzaju i nawet w samych wokalizach wypada kapitalnie.
Tak można pisać o
każdym następnym utworze bo w zasadzie one wszystkie zasługują na taką samą
atencję. Wspomnę jeszcze tylko o przepięknym oboju w With This Love, łzy same
napływają do oczu. Równie wzruszającym i trafiającym prosto w serce jest utwór tytułowy. A czy w It Is
Accomplished nie słychać delikatnego echa płyty So?
Ta
muzyka przypomina mi o tym, że dziś w XXI wieku, cała masa ludzi nadal żyje
podobnie lub tak samo jak za czasów Chrystusa. Bieda, wykluczenie, głód, brak
wody pitnej, choroby dziesiątkujące całe wioski. I gdy patrzę tu, w naszym
kraju, na te rozwydrzone dzieciaki, które co pół roku muszą mieć nowy telefon,
tych pozerów co to bez samochodu żyć nie mogą, to nagminne wyrzucanie jedzenia
i brak refleksji, że dla wielu milionów ludzi na świecie nadal marzeniem jest
mieć buty, strawę czy wodę do picia. Proszę posłuchać kompozycji Open czy
wspomnianej wcześniej With This Love i pomyśleć o tym co przed chwilą
napisałem. Od początku uczę mojego dzieciaka, że pieniądze to nie wszystko, że
można żyć skromnie i nadal być szczęśliwym. Nie można koledze podłożyć świni aby go
wygryźć bo przecież kredyt na trzeci samochód trzeba spłacać. Dziś to już
dorosła osoba i odnoszę wrażenie, że ta trudna sztuka w jakiejś części mi się
udała, z czego bardzo się cieszę. Drodzy Państwo, proszę rzucić na chwilę tę
pogoń za pieniądzem, usiąść, włączyć ten album i pomyśleć… nie tylko o sobie.
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny przychodzi mi przyznać, że regularne pisanie tekstów do bloga to zaiste wyzwanie. A przyznaję się do tego, kiedy zamierzam skreślić choć kilka słów w miarę sensownego komentarza do płyty odmalowanej słowem przez Kolegę Szymona :-)
Zawsze znajdzie się coś do zrobienia, co odciąga od klawiatury, a co nazywa się codziennością. Ale trzeba chociaż dać znak, że stali czytelnicy jeszcze żyją i czytają. To napiszę krótko: cieszę się bardzo, że pomimo problemów technicznych to nadal nie jest koniec podróży po muzycznym świecie (a tak przez chwilę pomyślałem czytając wpis z 31.05.18)
A dlaczego wpis pod płytą „Passion”? Bo opowieść wzruszająca, pomimo smutku i zmęczenia, który z niej wypływa. Po drugie zaś, lektura recenzji zachęciła mnie do sięgnięcia po inną płytę „Piotra” Gabriela – „Us”, której dawno nie słuchałem. To wprawdzie już lata 90-te (za którymi nie przepadam zbytnio pod względem muzycznym), ale mimo upływu ćwierćwiecza ten album wcale się nie zestarzał. W pewnym sensie stanowi swoisty pomost pomiędzy wiekopomnym „So” a niezwykle malarskim „Passion.” Wpadają w pamięć egzotyczne muzyczne zapożyczenia, a perełką prawdziwą na tym krążku jest niewątpliwie „Blood of Eden.” Zapomniałem o tym utworze, choć poziomem dorównuje „Don’t give up.” Dość długo tej płyty nie doceniałem, ale zapewne niektóre nagrania i niektórzy twórcy wymagają dojrzałości słuchacza, a ich wartość poznajemy dopiero z perspektywy lat. Kiedyś dziwiłem się osobom, które słuchały kompozycji Talking Heads, Briana Ferry czy Roberta Palmera. A teraz… inaczej o tym myślę…
Dużo zdrowia życzę i nieustannej wytrwałości w pisaniu
Pozdrawiam serdecznie, Leszek