wtorek, 27 listopada 2018

Laboratorium - Quasimodo (1979)


  1. Przejazd
  2. I'm Sorry, I'm not a Driver
  3. Etiudka
  4. śniegowa panienka
  5. Lady Rolland
  6. Quasimodo
  7. Kyokushinkai
  8. Ikona
Płyta której bardzo intensywnie słuchałem na samym początku lat dziewięćdziesiątych. Nie wiem dlaczego, ale pierwsze zetknięcie z tym zespołem wywarło na mnie negatywne odczucia. Pewnie zły dzień, ale myślę, że przede wszystkim nie ten wiek oraz brak osłuchania i dojrzałości emocjonalnej. Aż do tego początku lat dziewięćdziesiątych kiedy mój kumpel przyniósł do mnie płytę winylową. Był to właśnie album Quasimodo. Kierowany wcześniejszą niechęcią powiedziałem – jak chcesz to włącz. Włączył, a te dźwięki mnie dosłownie zaczarowały…
Tak mi zostało do dziś. Muszę jednak się do czegoś przyznać. Otóż nie słuchałem tego albumu od dekady albo i dłużej. A to dlatego, że ciągle poznawałem nowe zespoły, nowych artystów, a dodatkowo winyl był już tak zjechany, że niemal niesłuchany i tak jakoś zleciało. Wszystko odżyło gdy dostałem wiadomość o wznowieniu tej płyty w serii Polish jazz.
Na albumie zagrali zacni muzycy w osobach: Janusz Grzywacz (instrumenty klawiszowe), Marek Stryszowski (śpiew, saksofony), Paweł Ścierański (gitary), Krzysztof Ścierański (gitara basowa) oraz Mieczysław Górka (perkusja). Quasimodo to piąty album w dorobku grupy. Znalazło się na nim osiem kompozycji, z czego cztery to krótkie formy, a pozostałe cztery rozbudowane utwory.

Całość rozpoczyna jedna z tych krótkich form. To utwór zatytułowany Przejazd będący fantastycznym wprowadzeniem do kolejnej pozycji na tym albumie. Przyznam, że gdy pierwszy raz to usłyszałem pomyślałem, że panowie z Laborki poszli w ambient. Ale nie, to jedynie piękne wprowadzenie do I’m Sorry, I’m Not a Driver. Ten numer powalił mnie od pierwszego przesłuchania. Otwiera go mocne basisko Krzysztofa Ścierańskiego. Gdy dochodzi perkusja, piękny Rhodes i tak samo wspaniała wokaliza Stryszowskiego robi się naprawdę bajecznie. Stryszowski świetnie bawi się tu głosem, który jest delikatnie przetworzony przez elektronikę. Ależ ten numer płynie. Co dalej? Solo gitary akustycznej, którą po chwili zastępuje elektryczna. Kapitalna kompozycja.
Etiudka to kolejne krótkie wprowadzenie, to improwizacja Grzywacza zagrana na fortepianie. Chwilę po niej Śniegowa panienka. To utwór, który kojarzy się z naszymi, polskimi krajobrazami. Jednak bardziej pasuje mi do wiosny niż zimy. Ale to jedynie moje skojarzenia. Świetna sekcja, wszędobylska gitara akustyczna, ładny fortepian i taki sam saksofon, który wycina tu niezłe solo.

Dwie pozostałe krótkie formy to Lady Rolland, które jest jakimś kosmicznym odjazdem i strasznie gryzie się z resztą materiału. Druga to Kyokushinkai ze świetnym duetem Górka – Paweł Ścierański, ocierającym się delikatnie o free.
Quasimodo czyli tytułowy utwór z tego albumu, to najdłuższa propozycja na tej płycie. Pięknie rozbudowana kompozycja, w której bardzo ciekawy duet stanowią bas i saksofon. Utwór to powtarzająca się sekwencja melodyczna, stanowiąca jedynie bazę do indywidualnych popisów poszczególnych muzyków. Gra to naprawdę wyśmienicie.
Całość zamyka utwór dedykowany pamięci Zbigniewa Seiferta zatytułowany Ikona. To także bardzo ładne melodie, znakomita sekcja oraz wyraźnie słyszalny Arp Odyssey, na którym gra Grzywacz.


Laboratorium nazywane było często polską odpowiedzią na Weather Report. Myślę, że panowie z Ameryki nie powstydziliby się w swojej dyskografii takiego albumu jak Quasimodo. To naprawdę kapitalny album, na światowym poziomie, z wyraźnym klimatem naszej słowiańskiej duszy. Znakomite melodie, mnogość pomysłów oraz perfekcyjne wykonanie. Jejku, jak ja się cieszę, że takie perełki są wznawiane i mają szansę trafić pod strzechy. To płyta, którą należy zaliczyć do tych – cudze chwalicie, swego nie znacie. Pozycja obowiązkowa na każdą półkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz