wtorek, 7 kwietnia 2020

Frank Lorentzen - Centering (1989)

  1. Friends
  2. Rosetten
  3. Centering
  4. A Present From The Past
Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Kontynuuję moją kosmiczną podróż. Nadal w większości słucham muzyki instrumentalnej bardzo mocno osadzonej w ambiencie i gwiezdnych podróżach. Ależ to pięknie brzmi, cudownie gra i pozwala mi odpocząć. Dziś bardzo mało znany artysta. Duńczyk, gitarzysta, który grał w takich zespołach jak Warm Guns, Daisy czy Bamses Venner…
Centering to nieco ponad 41 minut uspokajającej muzyki. Naprawdę niewiele można tu napisać, wszak tego rodzaju kompozycje charakteryzują się długimi, jednostajnymi motywami. Spokój, cisza, zamyślenie. Ostatnio pisząc o płycie Hillage’a wspominałem o lecącej wodzie. Na albumie Lorentzena wykorzystany jest podobny motyw, a do tego słychać w pewnym momencie szum morza. A to jest dla mego skołatanego serca niczym miód.
Całość materiału skomponował i zagrał sam autor jedynie w utworze tytułowym na flecie wspomógł go Jorgen Halskov. I zrobił to tak subtelnie i delikatnie, że niemal niezauważalnie. 
Proszę mi wybaczyć tak krótki wpis, ale tu naprawdę nie ma się nad czym rozwodzić. Przy takiej muzyce się po prostu siada i odlatuje, w myśli o współczesnym świecie, w rozważania o niepewności jutra, o tym jak nasze życie może się w każdej chwili zmienić o 180 stopni. Jak jest kruche i słabe. To taka muzyka jak ta na Centering pozwala zatrzymać się w tym pędzie i zastanowić, co jest lub co powinno być dla nas najważniejsze. Często ostatnimi laty słyszałem pytanie „A na cholerę ci tyle płyt?”. No właśnie po to aby uciec od wszystkiego, od ludzi, którzy zadają takie durne pytania, od pośpiechu, od tego świata.


Miłośnikom spokoju, wyciszenia i minimalizmu w muzyce polecam. Zakochani w mocnym, gitarowym graniu zapewne będą rozczarowani, ale i tym polecam bo album Lorentzena może okazać się wspaniałą odskocznią od rutyny. Wybór należy do Was, a ja oddalam się w kierunku gwiazd.

1 komentarz: