czwartek, 25 czerwca 2020

Richard Pinhas - Rhizosphere (1977)


  1. Rhizosphere Sequent
  2. A Piece For Duncan
  3. Claire P.
  4. Trapeze/Interference
  5. Rhizosphere
Jakiś czas temu mój blogowy znajomy Paweł Pałasz wspaniale zrecenzował dyskografię zespołu Heldon. Przyznam, że przez jedną chwilę byłem zły na siebie, że oto bloga prowadzę tyle lat, a dotąd nie sięgnąłem jeszcze po Heldon. Proszę zajrzeć na stronę Pawła i poczytać. Ja za jakiś czas może sam wrócę do tego zespołu. Odświeżyłem sobie ich dyskografię, ale posłuchałem też trzech albumów mózgu Heldon, którym był filozof, absolwent oraz wykładowca na Sorbonie i co najważniejsze, znakomity muzyk Richard Pinhas…
Jak wspomniałem Rhizosphere to debiutancka płyta Pinhasa. A ściślej rzecz ujmując pierwsza wydana. Wszak rok wcześniej nagrał płytę Chronolyse, ale ta światło dzienne ujrzała dopiero w roku 1978. Dlatego Rhizosphere zaliczana jest jako ta pierwsza. Nadmienię tu jeszcze, że w 1977 ukazał się też album grupy Heldon zatytułowany Interface (znakomity zresztą).

Na swym debiucie Pinhas położył nacisk na muzykę elektroniczną, sekwencyjną, futurystyczną, kosmiczną, hipnotyczną wręcz. Zrezygnował tu z gitary, którą tak wspaniale posługiwał się na albumach Heldon. Przez to materiał jest łagodniejszy i mniej agresywny niż ten, który możemy usłyszeć na płytach jego zespołu. Jak sam mówił, poszukiwał tu nowych dźwięków, nowych brzmień, nowych doznań, a to wszystko za sprawą modularnych syntezatorów.
Na albumie znalazło się pięć instrumentalnych kompozycji. Pinhas zaprosił do jednego z nich swego dobrego kolegę z zespołu Heldon w osobie Francoisa Augera, który zagrał na perkusji.

Pierwsza kompozycja wita nas żwawym tempem by w kolejnej (A Piece For Duncan) wyraźnie zwolnić i przenieść słuchacza w otchłanie wszechświata, a być może podróż w poszukiwaniu nieodkrytych planet.
Claire P. został zadedykowany innemu wspaniałemu muzykowi, a także filozofowi z wykształcenia Philipowi Glassowi. Bardzo ciekawy, wciągający, wprowadzający w pewien trans.
Oryginalnie pierwszą stronę winylowego wydania zamyka mroczny, posępny Trapeze/Interference. Słuchając tej kompozycji przed oczami wyświetla mi się obraz niezmierzonej pustki jaką jest kosmos.
Cała strona druga to niemal osiemnastominutowy utwór tytułowy. Tu, jak wspomniałem, prócz samego Richarda pojawia się Auger, który wykonuje tu kapitalną robotę za zestawem perkusyjnym (sam początek i te wszystkie uderzenia w talerze robią świetne wrażenie) Sama kompozycja, podobnie jak wcześniejsze, wciąga i hipnotyzuje, a wspomniana perkusja nadaje jej nieco zadziorności. Mym skromnym zdaniem troszeczkę się ten utwór ciągnie. Spokojnie można by go skrócić o kilka minut, a tak w pewnym momencie zaczyna delikatnie nużyć.
Aha. No i ta okładka autorstwa Christine Gaussot. Wspaniała. Lubię jej obrazy z początków okresu twórczości. Później zmieniła styl, a ten nie do końca mi podchodzi. 


Czy Pinhasowi udało się odkryć nowe dźwięki? Proszę posłuchać i ocenić. Odkrył czy nie, to niewątpliwie kawał dobrego grania wartego uwagi i poświęcenia czasu. Ja wracam z miłą chęcią bo za każdym razem kosmiczna podróż z doktorem filozofii powoduje odkrywanie nowych światów oraz mnóstwo przyjemności.

1 komentarz:

  1. Dzięki za tę wzmiankę ;) O solowym Pinhasie też chciałem pisać, ale odkładem to i odkładałem, a teraz jeszcze bardziej się to odwlecze, skoro można przeczytać o nim u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń