wtorek, 16 czerwca 2020

Jim Hall - Concierto (1975)


  1. You'd Be So Nice To Come Home To
  2. Two's Blues
  3. The Answer Is Yes
  4. Concierto de Aranjuez

Jeden z ostatnich upalnych dni. Słońce prażyło jak szalone już od wczesnych godzin porannych. Jako że taras, a raczej balkon mam od strony wolnej od rannych promieni słonecznych, postanowiłem zjeść śniadanie na powietrzu. Poleciały trzy rodzaje serów żółtych, ciut szyneczki, rzodkiew, pomidorki koktajlowe i oczywiście kawa. Do tego wspaniałego zestawu brakowało jeszcze tylko dobrej muzyki. Podszedłem do półek z płytami, długo nie mogłem nic wybrać aż w końcu oczom mym ukazał się grzbiet, a na nim żółty napis na niebieskim tle. To był Jim Hall i jego album Concierto. Jazz z rana? Czemu nie i powiem szanownym Państwu, że to był znakomity wybór…

Jim Hall to znakomity gitarzysta jazzowy, który w momencie nagrywania opisywanej tu płyty miał już ogromne doświadczenie w branży. Wszak przygodę z muzyką zaczął już w latach pięćdziesiątych.
Do nagrania tego albumu namówił wielu znakomitych muzyków. Dość wspomnieć takie nazwiska jak Chet Baker (trąbka), który przez długie lata borykał się z uzależnieniami, a tu zagrał jak z nut. Dalej, Paul Desmont (saksofon), Ron Carter (bas), a także Roland Hanna (fortepian) oraz Steve Gadd (perkusja).
Na płycie znalazły się cztery utwory. Trzy na stronie A i jeden długas na stronie B. Całość wita nas kompozycją zatytułowaną You’d Be So Nice To Come Home To autorstwa Cole'a Portera. Drodzy Państwo, w zasadzie od samego początku doznajemy swego rodzaju ekstazy. Dość żwawe tempo tego nagrania podlane bluesowymi smaczkami znakomicie płynie od pierwszych sekund. Kapitalna sekcja i gitara Halla na dzień dobry. W dalszej części właściwie każdy z instrumentów ma tu swoje pięć minut, poczynając od saksofonu przez trąbkę na basie kończąc. Mimo szybkiego tempa kompozycja cudownie płynie, instrumenty bardzo naturalnie przejmują od siebie pałeczkę nadając całości posmaku spokoju i odpoczynku. Trudno konsumuje się śniadanie przy takim graniu, noga chodzi, palce pstrykają, a jednocześnie oczy zamknięte w przypływie błogostanu. Do tego piękny widok, ciepłe letnie powietrze i te zapachy zieleni.
Idziemy dalej. Two’s Blues to najkrótsza propozycja na tym albumie. Od początku świetna współpraca gitary i basu po czym znakomita, sentymentalna trąbka Bakera.
Oryginalnie stronę pierwszą zamyka The Answer Is Yes. To ballada z odrobiną życia. Ponownie gitara Halla na dzień dobry po czym łagodna, spokojna, melancholijna wręcz trąbka Bakera. Gdzieś w tle, trochę na drugim planie wspaniały fortepian Hanny. No i oczywiście świetna sekcja.

Cała strona B to jak wspominałem jedna kompozycja o jakże znanym tytule Concierto de Aranjuez. Oryginalnie skomponowana w 1939 roku przez Joaquina Rodrigo. To w Aranjuez, hiszpańskim mieście swój miesiąc miodowy spędzał Rodrigo z żoną. Tym pięknym utworem chciał uchwycić tamte wspaniałe chwile oraz piękno natury i architektury. Choć trzeba dodać, że w kompozycji wyczuwalne są też smutniejsze nuty.
Iluż to artystów brało się już za tę kompozycję. Chyba jedną z najsłynniejszych interpretacji jest ta, która znalazła się na albumie Milesa Davisa zatytułowanej Sketches Of Spain. Jimm Hall zrobił to po swojemu. Utwór mimo ponad dziewiętnastu minut płynie przepięknie. W żadnym momencie jego trwania nie odczuwamy tej długości. Muzyka nas uspokaja, wycisza, relaksuje, wciąga. Znakomita współpraca wszystkich muzyków, każdy z nich pokazuje tu jak świetny jest w swoim fachu. Oj, podczas słuchania tego utworu łezka może polecieć po policzku. Delikatność, spokój, całość koi, wzbudza wspomnienia. Kapitalny utwór, którego mógłbym słuchać bez końca.


Płyta Concierto to dowód na to jak na jednym albumie może zaistnieć wielu muzyków, którzy wychodząc przed szereg nie szarżują, nie psują całości pozwalając muzyce pięknie płynąć. Żaden z tu obecnych, nie wykluczając samego Halla nie pręży się na to by być tym najważniejszym, najbardziej słyszalnym. To znakomite drużynowe granie, do którego chce się wracać ciągle i ciągle. No i niech mi ktoś powie, że jazz jest nudny i niesłuchalny. Proszę włączyć sobie ten album, a usłyszą Państwo, że to nie prawda. I choć muzycznie panowie prochu tu nie odkryli, to całość broni się znakomicie i warte jest postawienia na półce.
Jedno z moich lepszych śniadań od wielu tygodni. 

1 komentarz: