czwartek, 3 września 2015

George Michael - Listen Without Prejudice Vol.1 (1990)

  1. Praying For Time
  2. Freedom 90
  3. They Won't Go When I Go
  4. Something To Save
  5. Cowboys And Angels
  6. Waiting For That Day
  7. Mothers Pride
  8. Heal The Pain
  9. Soul Free
  10. Waiting (Reprise)

Dziś mija 25 lat od wydania tej znakomitej płyty. Jeden z najważniejszych albumów w moim dotychczasowym życiu. To między innymi ta płyta pozwoliła mi przetrwać bardzo trudny czas. Proszę mi wierzyć, początek lat dziewięćdziesiątych to był straszny dla mnie okres i te piosenki sprawiły, że jestem i dziś piszę te słowa. Na co dzień od wielu, wielu już lat słucham głównie rocka progresywnego w przeróżnych jego odsłonach, ale George Michael odkąd sięgnę pamięcią był zawsze moją muzyczną (podkreślam muzyczną) miłością. Niestety większości kojarzy się on jako goguś w różowych szortach, który śpiewa Wake Me Up Before You Go-Go, Careless Whisper lub tak podobno znienawidzone Last Christmas.  A to nieprawda. W swoim dorobku Michael ma całe mnóstwo piosenek wielkiego formatu. Do tego w moim odczuciu jest mistrzem coverów. Prawie każda wersja piosenki innego artysty zaśpiewana przez George’a brzmi zdecydowanie lepiej. Ta płyta to jeden z moich uzdrowicieli, ale po kolei…

Po wielkim sukcesie pierwszej solowej płyty Faith (sprzedanych 25 milionów egzemplarzy) przypieczętowanym wielką, niemal półtoraroczną trasą koncertową, Michael rozpoczął pracę nad swoim kolejnym albumem.  Chciał aby było to dzieło zdecydowanie dojrzalsze, bardziej zaangażowane tekstowo. Stąd tytuł albumu, Michael pragnie aby słuchać go bez uprzedzeń, zrozumieć, że chciał stworzyć coś innego, że odchodzi od grania jakie zaprezentował na poprzednim albumie. Jednak nadal ciągnęło go do tworzenia skocznych, tanecznych piosenek. Odpowiedzią na to miał być album Listen Without Prejudice Vol.2, który miał zawierać bardziej dyskotekowy, taneczny repertuar. Ten pomysł nie doszedł niestety do skutku. Michael jest autorem wszystkich piosenek na płycie z dwoma malutkimi wyjątkami o których wspomnę w dalszej części.  

Już pierwsza piosenka na tym albumie, napisana we wrześniu 1989 roku, pokazuje słuchaczowi jaki to będzie album. Praying For Time, bo o tym utworze mowa był jednocześnie pierwszym singlem z tej płyty. Piosenka ukazała się w sierpniu 1990 roku. Promował ją bardzo skromny w swojej wymowie teledysk. Otóż przedstawiał on czarne tło na którym pojawiały się słowa śpiewane przez George’a. Michael stwierdził, że nie chce mieć nic wspólnego z dotychczasowym symbolem seksu i mega gwiazdy. Postanowił, że nie pojawi się jego wizerunek w teledyskach. Zrezygnował również z przedstawienia swojej osoby na okładce płyty. Ale wróćmy do Praying For Time. Ta bardzo smutna, a zarazem piękna piosenka, opowiada o niesprawiedliwości tego świata, o okrucieństwie i hipokryzji ludzi. Autor jest zawiedziony tym wszystkim co widzi dookoła siebie. Ileż jest prawdy w tej piosence. Lata mijają i nic się nie zmienia. Bogaci mają coraz więcej, biedni coraz mniej. Na ostatniej trasie koncertowej Symphonica, George śpiewał tę piosenkę z nieco zmienionym tekstem. „Minęło 25 lat i nic się nie zmienia…” Utwór dotarł do pierwszego miejsca na amerykańskiej liście przebojów. W Anglii singiel dotarł do miejsca siódmego. Piękny utwór: gitara, bas, klawisze i ten głos.
Druga piosenka na tym albumie to taneczny Freedom 90, który był zarazem trzecim singlem z tej płyty. Osoby żyjące w latach dziewięćdziesiątych na pewno doskonale pamiętają teledysk do tego utworu. Jako się rzekło, Michael ponownie nie wystąpił w klipie. Pierwszoplanowymi postaciami były top modelki i modele z tamtego okresu. Co jeszcze można było zobaczyć na teledysku, a  co mocno zapadało w pamięć? Po pierwsze promień lasera spadający na płytę kompaktową (wtedy w Polsce kosmos dla większości) i wybuchające szafa grająca i gitara oraz paląca się kurtka skórzana, symbole poprzedniej płyty. To wymowna scena mówiąca, że Michael zrywa z poprzednim wizerunkiem i jest teraz wolny. Utwór bardzo często grany w MTV, wtedy znakomitej stacji telewizyjnej nadającej teledyski.
They Won’t Go When I Go to cudownej urody, bardzo przejmujący w swojej wymowie cover. Autorami tego utworu są  Stevie Wonder i Yvonne Wright. Pierwotnie znalazł się on na płycie Wondera z 1974 roku zatytułowanej Fulfillingness’ First Finale (notabene jedna z moich ulubionych płyt tego Artysty). Choć kocham wersję Wondera, to gdy pierwszy raz usłyszałem tę piosenkę w wykonaniu George’a nogi dosłownie mi się ugięły w kolanach, a po policzku popłynęła łza. Jeszcze wtedy, w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, ten utwór miał dla mnie podwójne znaczenie. Znakomita partia fortepianu (odniesienia do Chopina jak najbardziej usprawiedliwione) i ponownie ten głos. Michael zaśpiewał ten utwór z takim zaangażowaniem i mocą, że chyba tylko na kimś o kamiennym sercu nie zrobi on wrażenia. Do tego jest to wykonanie na żywo, bez studyjnych wspomagaczy, wygładzeń i poprawek. Możemy się więc przekonać jaką moc i możliwości ma głos Michaela. Znakomita piosenka o odchodzeniu z tego łez padołu. To jeden z tych utworów który powinien zagrać na moim pogrzebie.  
Dalej mamy dość krótką i skoczną piosenkę Something To Save, w której oprócz głosu George’a instrumentem przodującym jest gitara akustyczna. Ale usłyszymy tu również znakomite partie na wiolonczelach, na których zagrały Emily Burrige i Alfia Nakipbekova. Ładna piosenka o miłości napisana jeszcze w grudniu 1988 roku. Jedna z ulubionych mojej Żony z tego albumu.
No ale następny utwór jest jednym z moich ukochanych jeśli idzie o całą twórczość Michaela i wtedy dla mnie najważniejszym. Do dziś nie mam pojęcia dlaczego ta piosenka nie trafiła do odbiorcy (dotarła zaledwie do 45 miejsca na Wyspach). Cowboys And Angels, bo o tym utworze mowa, był ostatnim singlem promującym ten album. Sam utwór to jazzujące cudo, utrzymane w tempie walca. Fantastyczny utwór opowiadający o trójkącie miłosnym. Jak wspomina sam George, w tamtym czasie pewna przepiękna dziewczyna była na zabój w nim zakochana, jednak w tym samym czasie on sam kochał się w innym facecie. Piosenka opowiada o skomplikowanej relacji tych trojga. A muzycznie? Już wstęp na fortepianie ścina z nóg. Pamiętam od pierwszych dźwięków ten utwór mnie powalił. Minęło dwadzieścia pięć lat i pod tym względem nic się nie zmieniło w moim odbiorze. Fantastyczny basowy motyw przez całą piosenkę, no i na sam koniec znakomite solo na saksofonie. Nieco ponad siedem minut rozkoszy. Nic tylko odpłynąć.
Co mamy dalej? Świetny Waiting For That Day, który był drugim singlem promującym płytę. Tu usłyszymy zapożyczenia od innych Artystów. Bo motyw perkusji zaczerpnięty jest z utworu Jamesa Browna zatytułowanego Funky Drummer. No i na sam koniec tekst Rolling Stonesów „You Can’t Always Get What You Want” przez co panowie Jagger i Richards wpisani są jako współautorzy tej piosenki. Zawsze podobał mi się tu motyw klawiszowy, taki w stylu Procol Harum z lat sześćdziesiątych. Chwilę później usłyszymy jedną z moich faworytek tej płyty, mianowicie Mothers Pride. Przepiękny, mocno przejmujący utwór opowiadający o wiecznych wojnach. O tym jak przez wieki matki i synowie żegnali swoich mężów i ojców, którzy wyruszali na kolejną wojnę. Po wielu latach ci sami synowie wyruszali na następną wojnę i tak bez końca. Utwór był tak zwanym B-sidem singla Waiting For That Day i zrobił ogromną furorę w Stanach. Właśnie w tamtym czasie trwała pierwsza wojna w Zatoce Perskiej i piosenka bardzo często była puszczana w amerykańskich stacjach radiowych. Ponownie usłyszymy tu przepiękny fortepian, klawiszowe tło i delikatną partię gitary George’a. No i oczywiście pełen nostalgii i bardzo mocno zaangażowany głos Michaela. Przepiękny utwór o antywojennej wymowie. Łzy same płyną.
Heal The Pain czwarty singiel z tego albumu. Bardzo ładna melodia oparta na gitarze akustycznej. Sympatyczna miłosna piosenka w której podmiot liryczny jest uzdrowicielem, który potrafi uleczyć każdy wewnętrzny ból i stać się nową miłością. W 2005 roku George ponownie nagrał ten utwór tyle że tym razem w parze z Paulem McCartney’em. Która wersja jest lepsza? To już każdy powinien ocenić sam.
Na sam koniec mamy jeszcze taneczny w swojej budowie utwór Soul Free. Ta piosenka to jakby zapowiedź tego co miało się znaleźć na drugiej części Listen Without Prejudice. Fajny, skoczny utwór, który nieco rozjaśnia ten mroczniejszy klimat wcześniejszych piosenek.
Już na sam koniec krótka bo trwająca nieco ponad dwie minuty piosenka zatytułowana Waiting (Reprise), która pięknie zamyka ten wyjątkowy album. Znowu gitara akustyczna i delikatne dźwięki fortepianu. W warstwie tekstowej to jakby spowiedź, a zarazem wyznanie George’a. Śpiewa że nie wiedział dokąd zmierza, droga która obrał wcześniej napełniła jego kieszenie forsą przez co stał się pusty w środku. Wyznaje, że te piosenki to rok jego pracy i życia, są tu także piosenki o słuchaczu. Na koniec pyta czy nie jest za późno by spróbować jeszcze raz. To właśnie ta piosenka otwierała jego koncerty na trasie 25Live

No właśnie, odpowiadając na pytanie czy nie jest za późno. Jednak chyba było. Album nie spotkał się z wielkim entuzjazmem. Sprzedał się w zaledwie ośmiomilionowym nakładzie co w porównaniu z sukcesem Faith było porażką i to wielką.  Wszystko to, plus kłopoty i kłótnie z wytwórnią spowodowały, że planowana na początek wakacji 1991 roku płyta Listen Without Prejudice Vol.2 nie została wydana. Na pocieszenie dla fanów na składance Red Hot + Dance znalazły się trzy utwory z niedoszłej płyty. Były to Too Funky, Happy oraz Do You Really Want to Know. Co do zawartości reszty niewydanego albumu przez lata chodzi całe mnóstwo spekulacji i domysłów. Jakie jeszcze piosenki miały się znaleźć na LWP Vol.2? Podobno Crazyman Dance, który znalazł się na stronie B singla Too Funky oraz piosenka zatytułowana Disco. Osobiście myślałem, że z okazji „ćwiartki” ukaże się jubileuszowe wydanie tego albumu gdzie na dodatkowej płycie mogłaby się znaleźć część druga projektu Listen Without Prejudice. Niestety, ciągłe kłopoty w życiu osobistym  George’a spowodowały pewnie to, że nic o takim wydawnictwie nie wiadomo.
Jeszcze na sam koniec moje osobiste konstatacje. Życzyłbym sobie aby w dzisiejszych czasach powstawały takie popowe arcydzieła. Niestety obawiam się, że utwory z LWP Vol.1 pozostaną jednymi z niedoścignionych wzorów. Już chyba nikt nie jest w stanie takich utworów napisać i do tego tak zaśpiewać. Żyjemy w fatalnych czasach jeśli chodzi o muzykę pop. Dla mnie opisywany tu album stawiam o wiele wyżej niż płytę debiutancką. Zgoda, Faith było przebojowe, ale jako całość mnie nie zachwyciło. Pamiętam moją alergiczną reakcję na piosenki Faith czy I Want Your Sex. LWP Vol.1 jest o wiele dojrzalsza, zarówno w sferze muzycznej jak i tekstowej. No i w końcu to właśnie między innymi ta płyta pozwoliła mi przetrwać bardzo ciężkie chwile w moim życiu. I słowa z utworu Cowboys And Angels, które wtedy wryły mi się w głowę i są aktualne do dziś:

Please be stronger than your past
The future may still give you a chance
.

PS. Fotografie (jak widać) przedstawiają tylko kompaktową część kolekcji. Winylowa jest w innym mieszkaniu.

 
 
 
 
 
 
 

4 komentarze:

  1. Pięknie opisane. Pełna zgoda. Powalająca płyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to bardzo niedoceniona, a wspaniała płyta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna recenzja tej Wybitnej Płyty Wielkiego Artysty!

    OdpowiedzUsuń
  4. Absolutnie płyta genialna. George to był jeden z nanwiększych artystów wszechczasów - i piszę to z pełną odpowoedzialnością. Ja dopiero teraz, tyle lat po jego śmierci, doceniam jak wspaniale potrafił tworzyć, jakim był perfekcjonistą. Zgadzam się, że cuda które On tworzył, są niedoścignionymi wzorami... Recenzja świetna;)

    OdpowiedzUsuń