wtorek, 17 listopada 2015

Ennio Morricone - Once Upon A Time In America (1984)


1. Once Upon a Time in America; 2. Poverty; 3. Deborah's Theme; 4. Childhood Memories; 5. Amapola; 6. Friends; 7. Prohibition Dirge; 8. Cockeye's Song; 9. Amapola - Part2; 10. Childhood Poverty; 11. Photographic Memories; 12. Friends; 13. Friendship And Love; 14. Speakeasy; 15. Deborah's Theme - Amapola

Z cyklu "Atrakcyjna Osiemdziesiątka"
Powrót z małego urlopu. Lubię powroty. Dlaczego? Otóż wreszcie można zasiąść i jak człowiek posłuchać muzyki. Na ów urlopie poszedłem z Żoną do kina na nowego Bonda. Wtedy właśnie, gdy zgasły już światła pomyślałem sobie, że ostatnio mało słucham muzyki filmowej. W kolekcji kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset płyt z przeróżnych filmów, a ja jakoś się ociągam z ich słuchaniem. Przecież to kawał historii muzyki i absolutnie nie można tej kategorii traktować po macoszemu. Do tej pory na moim blogu opisałem tak naprawdę tylko jedną ścieżkę dźwiękową do filmu Blade Runner autorstwa Vangelisa. Dziś przyszedł czas na kolejny mój ukochany soundtrack i jeden z ukochanych filmów. Czas na Dawno Temu W Ameryce
Ennio Morricone. Gigant świta filmu, oczywiście jego muzycznej części. Skomponował muzykę do około pięciuset filmów. Znałem kiedyś pewnego faceta, który namiętnie kolekcjonował Morricone. Miał w swojej kolekcji nieco ponad dwieście płyt z muzyką skomponowaną przez tego genialnego człowieka. Wspaniała kolekcja. Od długiego czasu nie mam kontaktu z miłośnikiem włoskiego Mistrza. Mam nadzieję, że na tę chwilę posiada już z czterysta pozycji. Ennio to dobry kolega kolejnego wielkiego czyli Sergio Leone, reżyser filmu. Poznali się jeszcze w szkole podstawowej. Kto mógł wtedy przypuszczać, że w przyszłości stworzą tak znakomity duet reżyser-kompozytor. Jak przecież wiemy panowie współpracowali razem przy takich filmach jak Za Garść Dolarów, Za Kilka Dolarów Więcej, Dobry, Zły i Brzydki czy wreszcie Pewnego Razu Na Dzikim Zachodzie czyli klasyce westernu. No i oczywiście przy Dawno Temu W Ameryce. Ten film to mistrzostwo świata. Pamiętam gdy pierwszy raz go obejrzałem, a mógł to być koniec lat osiemdziesiątych, po prostu oniemiałem. Ponad trzy godziny siedziałem jak zahipnotyzowany, dosłownie nie mogłem się oderwać od ekranu telewizora. Najlepsze w tym wszystkim było to, że gdy seans się skończył i doszedłem do siebie, przewinąłem taśmę do początku i włączyłem ponownie. Jakaś niesamowita prawda bije z tego obrazu. To jeden z tych filmów który smakuje coraz bardziej przy każdym kolejnym obejrzeniu. Dodatkowo smakuje jeszcze bardziej w miarę jak mijają lata, człowiek nabiera doświadczenia, spotykają go przeróżne historie życiowe, ma po prostu już jakiś bagaż doświadczeń, zna ludzi i ich zachowania. Wtedy w filmie Leone może przejrzeć się jak w lustrze. Myślę, że każdy z nas znajdzie w tym obrazie cząstkę siebie i swojego życia.



Oprócz samej fabuły i znakomitej gry aktorskiej (kapitalny De Niro) od wspomnianego już pierwszego razu, ogromne wrażenie wywarła na mnie muzyka. Coś wspaniałego. Po prostu byłem i nadal jestem nią oczarowany. Już pierwsze pół godziny filmu wystarczy aby dosłownie w niej utonąć . Bo chociażby chwila gdy Klucha (De Niro) wyjeżdża z Nowego Jorku i scena na dworcu autobusowym. Mamy tu mój ulubiony muzyczny fragment tego filmu, a mianowicie kompozycję zatytułowaną Cockeye’s Song. To coś niebywałego. To tu oprócz przepięknej orkiestry na pierwszy plan wysuwa się Gheorghe Zamfir i jego kapitalna partia na fletni Pana. Tu muszę wspomnieć o chwili gdy zdobyłem kompakt ze ścieżką dźwiękową do tego filmu. Gdy włączyłem tę właśnie kompozycję najzwyczajniej w świecie poryczałem się. Przyznam, że fletnia Pana nie jest moim ulubionym instrumentem, jednak to wykonanie powoduje, że odpływam kompletnie we wspomnieniach. Cofam się o kilkanaście, czasem kilkadziesiąt lat. Przypominam sobie dawnych kolegów, pierwsze miłości. Spotkałem ostatnio jedną z takich młodzieńczych miłości. Wtedy przepiękna dziewczyna,  wszyscy koledzy zielenieli z zazdrości gdy tylko pojawiałem się z nią w towarzystwie. Dziś kobieta smutna na twarzy, szara cera, tęga, zmęczona życiem i wychowywaniem dzieci. Spotkaliśmy się przypadkiem w jakimś sklepie przed świętami. Zaczęła mi coś opowiadać, a ja złapałem się na tym, że podgwizduję pod nosem tę właśnie melodię do Cockeye’s Song, a w głowie mam obrazy z przed lat i jej cudowny uśmiech. Nie, to nie jest kryzys wieku średniego czy inne tego typu brednie. Człowiek ma tyle lat na ile się czuje, a ja czuję się wciąż młodo. Tu raczej chodzi o przemijanie, nieunikniony upływ czasu o zdobywanie doświadczenia czy wreszcie całkiem inne postrzeganie tych samych rzeczy na przestrzeni lat. Ta melodia grana na fletni Pana pojawia się także w początkowej i końcowej fazie innej kompozycji z tego filmu, a mianowicie w Childhood Memories. W filmie to jedna z najważniejszych scen w której ginie jeden z bohaterów. Niezwykle wzruszający i chyba jeden z najważniejszych momentów obrazu Leone. 
No ale przecież miało być o pierwszych trzydziestu minutach. Pojawia się także kompozycja tytułowa. Znakomita melodia, która również łapie za serce. Wiem, wspominałem już o tym wiele razy przy innych recenzjach ale naprawdę trudno opisać piękno tej muzyki. Po prostu włącza się ją i odpływa, najczęściej do wspomnień. 
Inną i chyba najbardziej znaną i rozpowszechnioną kompozycją z tego filmu jest utwór zatytułowany Deborah’s Theme. Tu należy dodać, że w tym utworze, w Friendshiep And Love jak i wspominanym już wyżej Cockeye’s Song swego głosu użyczyła muza Morricone, którą jest Edda Dell’Orso. Proszę poszukać do ilu filmów użyczyła swojego głosu. Powiem tylko że do wielu. Ennio często prosił ją o współpracę, a Edda nie odmawiała. Nie inaczej jest w przypadku tego filmu. Znakomite wokalizy. Świetny fragment gdy Klucha wraca po trzydziestu pięciu latach do Nowego Jorku, przychodzi do Grubego Moe, spogląda na stare fotografie w tym fotografie Debory, a w tle właśnie fragment tematu Debory z tą wspaniałą wokalizą Eddy. Fantastyczna scena. No i chwilę wcześniej ten sławny dialog: 

Moe: Co robiłeś przez te wszystkie lata?

Klucha: Chodziłem wcześnie spać

Czy są żywsze utwory? Są, chociażby Prohibition Dirge utrzymany w typowych klimatach lat dwudziestych XX wieku czy podobna Speakeasy. Jest jeszcze nieco żywsze Friends.
Ale na płycie znalazły się także dwie kompozycje nie skomponowane przez Mistrza. Chodzi o kompozycje zatytułowane Ampola i Ampola – Part 2. Autorami tychże są J.M. La Calle, słowa angielskie napisał Albert Gamse. Na potrzeby filmu zrezygnowano ze słów, a Morricone dość mocno zmienił aranż tej piosenki. Pasuje ona jak ulał do tych obrazów. Co jeszcze? Ktoś nawet mało zorientowany w muzyce wyłapie w filmie jeden z przebojów Beatlesów Yesterday. Oczywiście utwór zaaranżowany został na orkiestrę. 


Co jeszcze można dodać? Może taką ciekawostkę, że większość muzyki powstała długo przed samym filmem. Dzięki temu muzyka była odtwarzana podczas kręcenia scen. Podobno brzmiało to magicznie. 
Gdy pierwszy raz film pokazano w Cannes dostał piętnastominutową  owację na stojąco. Jednak później jakiś „mundruś” w Stanach zatrudnił montażystę, który pociął ten film na kawałki, zmontował go tak że ten stracił sens. Do tego wszystkiego w wielu miejscach zapomniano dodać muzykę Morricone! Przez te wszystkie zabiegi film przepadł, został przez krytyków zmieszany z błotem, a jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii kina nie została nominowana do Oscara. 
Gdy kilka czy kilkanaście miesięcy temu wydano wersje reżyserską tego obrazu wiedziałem, że muszę ją mieć. Zawiera nieco ponad dwadzieścia minut dodatkowych scen. Teraz film trwa 241 minut. Odświeżono obraz, który wygląda przepięknie. Niestety to był ostatni film w dorobku tego reżysera. Polecam wszystkim ten genialny obraz no i oczywiście fantastyczną ścieżkę dźwiękową, która już na zawsze pozostanie jednym z niedoścignionych obrazów malowanych instrumentami. Arcydzieła. 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz