wtorek, 3 listopada 2015

Ellesmere - Les Châteaux De La Loire (2015)


  1. Le Narrateur
  2. La Loire 
  3. Sully-sur-Loire
  4. Passage
  5. Meung-sur-Loire
  6. Blois
  7. La Loire (Thème) 
  8. Chambord
  9. Chaumont-sur-Loire
  10. La Loire (Encore) 
  11. Au Revoir... 
bonus tracks: 12. The Ancient Samovar; 13. Wintry Afternoon

Chwilowo poza domem więc będzie bez zdjęcia i krótko. Nie raduje mnie ten wyjazd szczególnie, ale jest w tej sytuacji jeden wielki plus. Tym plusem jest właśnie ta płyta. Wchodząc do sklepu ta znakomita okładka jakby do mnie wołała. "Patrz na mnie, tu jestem". No nie mogłem się oprzeć. Rysunek niczym z komiksu i te czerwone oczy zająca. Podszedłem, wziąłem tę płytę do ręki i z miejsca się zachwyciłem. Przyznam, że pojęcia nie miałem co to za zespół. Ale spojrzałem na sticker, a tam dwa arcyciekawe nazwiska. Pierwsze z nich to John Hackett. Pomyślałem sobie „Już jest nieźle”. Ale kolejna postać biorąca udział w przedsięwzięciu nazwanym Ellesmere to Anthony Phillips. Wiedziałem już ze jestem w domu. Biorę, choć cena nie kiepska. Zapłaciłem i biegiem do hotelu. Nie mogłem się doczekać co usłyszę po włączeniu tego albumu.

Po odfoliowaniu okazało się, że Antohony Phillips nie gra na tym albumie. Występuje tu jedynie w roli narratora. Natomiast John Hackett gra na flecie i to jak gra. Poezja.
Ellesmere jest pomysłem Roberta Vitelli'ego, basisty i gitarzysty progresywnego  zespołu, który nazywa się Taproban. Zagrał tu między innymi na gitarach (6-cio i 12-to strunowej) oraz na basie „Geddy Lee”. Oprócz samego Vitelli’ego w nagraniu albumu Les Châteaux De La Loire wzięli też udział: Daniele Pomo (perkusja), Fabio Bonuglia (melotron i inne klawisze), głosu zaś użyczył Luciano Regoli. Po za tym pojawili się tu też inni muzycy, którzy zagrali między innymi na skrzypcach i wiolonczelach. 
A zatem włączamy płytę i udajemy się (jak sugeruje tytuł płyty) w podróż po zamkach Loary.
Sam początek to wspomniany już Phillips, który pełni tu rolę narratora. Wprowadza słuchacza w całą tę opowieść, po czym możemy usłyszeć pierwsze dźwięki. La Loire rozpoczyna się przepięknym śpiewem ptaków do których dołącza gitara akustyczna. Po krótkiej chwili zaczyna im towarzyszyć kapitalny flet, który płynie wręcz bajkowo. Znakomite melotronowe tła dopełniają całości. Ależ pięknie to wszystko brzmi. Już wiem, że to będzie cudowny album. Dalej nie jest wcale inaczej. W kolejnym utworze pojawia się ładny bas, który pogrywa sobie na tle gitary dwunastostrunowej i delikatnej perkusji. Tu także melotron tworzy piękne tła. W tej kompozycji po raz pierwszy pojawiają się wokalizy, które są stonowane i nie psują odbioru tego utworu. W tle słyszymy odgłosy walki na miecze. Pod sam koniec swoją partię wygrywa wiolonczela.
Dalsza część płyty utrzymana jest w tym samym klimacie. Przodują tu znakomite gitary akustyczne, którym towarzyszą równie kapitalne flet i melotron.

Naprawdę dzięki tej muzyce można się poczuć jak by się było w bardzo odległych czasach, kiedy to podróżowało się konno przez wiele tygodni. Co jakiś czas zajechało się na zamek aby trochę wypocząć, napić się zacnych miodów i napoić konie. Uwielbiam takie klimaty. Tak mnie nastroiła ta muzyka, że po powrocie do domu wezmę się ponownie za czytanie świetnego cyklu Królowie Przeklęci autorstwa Maurice’a Druona. Muzyka będzie pasowała jak ulał.

W międzyczasie mamy przerywnik zatytułowany La Loire (Theme) w którym usłyszymy armatnie kanonady uzupełnione muzycznym motywem przewodnim tej płyty, który mogliśmy już usłyszeć w kompozycji otwierającej ten album.
Kolejny Chambord, w którym ponownie możemy usłyszeć wokalizy, to przepełniony smutkiem i nostalgią utwór. Tu ponownie w rolach głównych przepiękne gitary akustyczne. Do tego te przejmujące wokalizy. Łza w oku się kręci. Mniej więcej w połowie utworu z oddali dochodzą odgłosy zbliżającej się burzy. Zaczyna padać deszcz. Co za fantastyczny klimat. Dosłownie naciągnąłem na siebie koc. Dodatkowo pojawia się melotron i znakomite solo na gitarze elektrycznej.
Odgłosy deszczu i burzy trwają nadal w kolejnym, najdłuższym na tej płycie utworze (nieco ponad osiem i pół minuty). Ponownie piękne gitary, którym towarzyszą świetne skrzypce. Deszcz ustał, słychać tętent i rżenie konia, który gna przed siebie. Muzyka ponownie zaczyna płynąć za sprawą Johna Hacketta i jego fantastycznej roboty którą wykonuje na tym albumie. Ale włączają się tu też bardzo ładnie bas i talerze perkusji. Fajnie rozwija się ten utwór. Ze spokojnego sielankowego początku po dość dynamiczny i skoczny koniec.
Winylowe wydanie (jeszcze go nie mam) kończy utwór Au Revoir… Spokojny, piękny klimat z cudownym fletem i pianinem, no i oczywiście gitarą akustyczną. W tle delikatny rytm werbla. Usłyszymy tu też wokalizę. Płyta kończy się tak jak się zaczęła czyli śpiewem ptaków i końcowym czytaniem Anthonego Phillipsa. Naprawdę ładne zamknięcie tej kapitalnej płyty.

Na wydaniu kompaktowym, które posiadam znalazły się dwa dodatkowe utwory zatytułowane kolejno The Ancient Samovar i Wintry Afternoon. Pierwszy utwór to trwająca około siedem i pół minuty piosenka. Tak, piosenka. Tu po raz pierwszy możemy usłyszeć śpiew wokalisty co notabene wychodzi mu zgrabnie. Spokojny utwór z fajnym basem, krótkim solo na gitarze elektrycznej i świetnymi, mięsistymi klawiszowymi tłami. W tle odgłosy morza.
Drugi utwór to przepiękna kompozycja w której w roli głównej występuje fortepian. Towarzyszą mu, wcale nie gorzej, smyczki.

Ten album to wspaniała, akustyczna opowieść o zamkach Loary. Wielbiciele wczesnego Genesis, ale przede wszystkim debiutanckiej płyty Anthony’ego Phillipsa  (opisywanej przeze mnie na blogu) zatytułowanej The Geese & The Ghost będą w pełni ukontentowani. Fantastyczny spokojny, sielankowy klimat w sam raz do rozmyślań i marzeń. Miłośnicy mocniejszych wrażeń muzycznych nie znajdą tu dla siebie niczego ciekawego. To (jak głosi napis na stickerze) znakomity, romantyczno-pastoralny włoski prog. I muszę się z tym w pełni zgodzić. Lubię takie miłe niespodzianki. Na 100% będzie to jedna z moich płyt powoli kończącego się roku 2015. Polecam. 

    

1 komentarz:

  1. dzięki Twojemu wpisowi na mnie też zrobiła ta płyta wrażenie... czas gdzieś jąsobieposłuchać. Póki co okładka bardzo mnie zachęca.... Dzięki za opis.. też przyczynił się do wzrostu zainteresowania tym wydawnictwem.

    OdpowiedzUsuń