poniedziałek, 14 marca 2016

Brand X - Masques (1978)

  1. The Poke
  2. Masques
  3. Black Moon
  4. Deadly Nightshade
  5. Earth Dance
  6. Access To Data
  7. The Ghost Of Mayfield Lodge
Naszło mnie na gitarę basową. Jak już kilkakrotnie wspominałem na blogu, uwielbiam bas bezprogowy. Brzmi dla mnie kapitalnie. A właśnie na tym albumie Percy Jones znakomicie operuje tym instrumentem. Gdy pierwszy raz usłyszałem Black Moon, a mogło to być gdzieś w okolicach 1987 roku, dosłownie padłem na kolana. Do dziś uwielbiam ten utwór jak i cały album…
Na Masques nie zagrało dwóch arcyważnych muzyków Brand X. Pierwszy z nich, Phil Collins, był w 1978 roku niezwykle zajęty nagrywaniem, a później promowaniem płyty Genesis …And Then There Were Three…, natomiast drugi z panów, klawiszowiec Robert Lumley, wolał w tamtym czasie zajmować się bardziej produkcją nagrań niż samym graniem. W związku z taką sytuacją pozostali członkowie grupy musieli znaleźć nowych muzyków. Tak też się stało. Na perkusji zagrał wyśmienicie Chuck Burgi, natomiast za klawiszami zasiadł Peter Robinson. Pozostali muzycy którzy wzięli udział w nagraniu tego albumu to John Goodsall (gitara), wspomniany już na samym początku Pearcy Jones oraz Morris Pert (instrumenty perkusyjne), który zagrał również na klawiszach (i to jak zagrał!).
A muzycznie? Jest znakomicie. Panowie nadal potwierdzają, że potrafią grać, a to co stworzyli to fantastyczny jazz-rock, którego słucha się z wielką przyjemnością.

Już otwierający album The Poke robi wrażenie. Fajna gitara, ładne klawisze i wyraźnie zarysowana sekcja rytmiczna. W okolicach drugiej minuty kompozycja wyraźnie łagodnieje by po upływie kilkudziesięciu sekund ponownie przyspieszyć. Znakomite otwarcie tego albumu.
Dalej możemy wysłuchać utworu tytułowego, którego autorami są Jones oraz Robinson. Delikatny, subtelny wręcz utwór, jednocześnie najkrótszy na płycie. Ładny bas Jonesa, sporo tu mają do powiedzenia instrumenty perkusyjne, które na każdym kroku dają o sobie znać. Drugim instrumentem wyraźnie tu zarysowanym jest fortepian Robinsona. Minimalistyczna wręcz kompozycja w której dominuje bas.
No ale następna propozycja to właśnie ta która zwala mnie z nóg. Mowa o Black Moon autorstwa Perta. Piękna melodia która prowadzi cały ten utwór. Kapitalna praca Goodsalla i wspomniany na początku Pert, który zagrał tu na klawiszach. A zagrał przepięknie, proszę posłuchać. Kosmiczny wręcz odjazd. No i jeszcze ten bas Jonesa. Od pierwszego przesłuchania po dzień dzisiejszy ogromnie, ale to ogromnie żałuję, że partia basu w końcówce tego utworu tak brutalnie jest wyciszona. Gdyby panowie pociągnęli go jeszcze z pół minuty, ekstaza byłaby zagwarantowana. Przez te wszystkie lata Black Moon wysłuchałem niezliczoną ilość razy i nic nie stracił na uroku. Kapitalny moment płyty.
Stronę pierwszą zamyka najdłuższa kompozycja na tym albumie zatytułowana Deadly Nightshade, której autorem jest, tak jak w przypadku Black Moon, Morris Pert. Zaczyna się wręcz bajkowo, śliczne dzwoneczki i znowu arcyciekawy bas. Ale robi się jeszcze piękniej gdy pojawia się perkusja i gitara. Zwracam uwagę na wyśmienite zmiany tempa i nastrojów w tym utworze, który to raz  zwalnia, a raz przyspiesza. To dla mnie, obok poprzedniego numeru, najlepszy kawałek na tym albumie. Znakomity, w większej części żywiołowy, ze znakomitą pracą Goodsalla na gitarze. To co ten wyprawia w okolicach piątej minuty stawia włosy dęba. Chyba jeden z lepszych utworów Brand X w ogóle.

Drugą stronę otwiera Earth Dance. Delikatne basowe otwarcie, w tle przeszkadzajki. Później utwór przyspiesza, nabierając kolorytów Ameryki Łacińskiej. Na pierwszy plan wysuwa się Jones i jego bas. Świetny popis Perta na instrumentach perkusyjnych.
Zostały nam jeszcze dwa utwory. Pierwszy z nich zatytułowany Access To Data jest autorstwa Goodsalla. Bardzo podoba mi się tu właśnie gitara autora, która występuje tu oczywiście niejako w roli głównej. Niejako, ponieważ i reszta zespołu kapitalnie wykonuje swoją robotę z Jonesem na czele (brawa należą się także dla Robinsona). No i ta niespokojna końcówka.
Cały album zamyka kompozycja Jonesa The Ghost Of Mayfield Lodge. To drugi co do długości trwania utwór. Nieco ponad dziesięć minut świetnego grania. Plus dla perkusji, świetna partia gitary Goodsalla i oczywiście wszędobylski bas autora kompozycji. Bardzo ciekawe zamknięcia płyty.

Na przestrzeni lat, rozmawiając z różnymi kolegami na temat dyskografii Brand X, zdania co do ich płyt były podzielone. Niektórzy uważali, że tylko na debiucie pokazali jak trzeba grać jazz-rocka, inni upatrywali najlepszego odcienia zespołu właśnie w płycie Masques. Jeszcze inni za wzór stawiają Moroccan Roll. Ale wszyscy zgadzali się co do jednego, że opisywana tu płyta jest w ścisłej czołówce ich albumów. I tu się zgadzam. Znakomita płyta do której wracam z wielką chęcią. Nawet jak nie mam za wiele czasu, a najdzie mnie ochota na Brand X, to często mam tak, że nastawiam ten album i utwory Black Moon i Deadly Nightshade i od razu mi lepiej. Kawał dobrego fusion. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz