piątek, 23 czerwca 2017

Pavlov’s Dog - Pampered Menial (1975)

  1. Julia
  2. Late November
  3. Song Dance
  4. Fast Gun
  5. Natchez Trace
  6. Theme From Subway Sue
  7. Episode
  8. Preludin
  9. Of Once And Future Kings
Dziś płyta nieco kontrowersyjna. Ma ona jednako tylu zwolenników co przeciwników. Czym zawiniła ta amerykańska grupa, że słuchacze przez tyle lat są tak podzieleni? Chodzi o głos wokalisty i jednocześnie gitarzysty, którym jest David Surkamp. I rzeczywiście, jego głos jest bardzo charakterystyczny. Wiele lat temu mój znajomy stworzył teorię, że Surkamp nie oddycha powietrzem, on oddycha helem. I chyba coś w tym jest…
Z tym głosem jest trochę jak z głosem Jona Andersona (znam wielu którzy go nie trawią) czy prędzej jak z głosem wokalisty zespołu Rush, którym jak wszyscy wiemy jest Geddy Lee. Ale co ja będę tu pisał, proszę włączyć sobie jakiś utwór grupy Pavlov’s Dog i samemu się przekonać. Ja przyznam, że za pierwszym razem byłem mocno zszokowany i ten głos Surkampa bardziej mnie rozśmieszył niż zirytował. Z biegiem czasu zaakceptowałem go i z miłą chęcią wracam do dokonań grupy. Zastrzegę jednak, że najczęściej wracam do omawianego tu debiutu.
Początki zespołu sięgają 1972 roku. Powstał w Stanach, konkretnie w St. Louis w stanie Missouri. Prócz wspomnianego już Surkampa w składzie nagrywającym płytę Pampered Menial znaleźli się David Hamilton (klawisze) Doug Rayburn (melotron, flet), Mike Safron (perkusja), Rick Stockton (gitara basowa), Siegfried Carver (skrzypce, wiolonczela) oraz Steve Scorfina (gitara prowadząca).

Na albumie znalazło się dziewięć piosenek, a całość trwa niecałe 35 minut. Krążek otwiera bardzo przyjemna ballada autorstwa Surkampa, która nosi tytuł Julia. Rozpoczyna ją piękna partia zgrana na fortepianie. Po kilkudziesięciu sekundach wchodzi ten głos, a fortepian zastępuje gitara akustyczna. Dalej sekcja, a w tle przepiękne pejzaże malowane melotronem. Nie zabrakło tu też znakomitego solo na flecie. Świetny otwieracz.
Kolejny Late November jest nieco szybszy, ale i w nim usłyszymy ten magiczny melotron i dobrą sekcję, napędzającą ten numer. Znalazło się też miejsce na gitarowe solo.
Song Dance jest piosenką, którą napisał perkusista grupy Mike Safron. To bardziej rockowy utwór. Otwiera go sekcja z gitarą i melotronem. Następnie gitara przejmuje rolę przewodnika, wysuwa się na pierwszy plan kreśląc rockandrollowe rytmy. No i ponownie ten głos Surkampa. Jest niesamowity, naprawdę. W drugiej części utworu możemy usłyszeć kapitalną partię zagraną na skrzypcach (skojarzenia z Kansas są tu jak najbardziej na miejscu), ale i gitara ma swoje "pięć minut".
Fast Gun zwalnia, choć w pewnych momentach perkusja zrywa go na chwilę do galopu. Tu usłyszymy tak melotron jak i organy. Natchez Trace autorstwa Scofiny jest kolejnym rockandrollowym numerem, ale chyba najsłabszym ogniwem tego albumu. Niby szybkie, niby jest trochę ognia, ale jakoś mi nie leży, jakieś takie to pospolite.
Theme From Subway Sue to kolejna uduchowiona piosenka napisana przez Surkampa. Ładny fortepian, melotronowe tła i solo gitary. Śpiew bardziej melancholijny. O ile taka barwa głosu może być melancholijna. Dla mnie kolejna ozdoba tej płyty.
Episode, (kolejny utwór Surkampa) otwierają piękne skrzypce, które wspaniale poczynają sobie w dalszej części piosenki.  Później mamy zestaw jak z utworu poprzedzającego, czyli ładny fortepian i melotronowe tła oraz brzdąkająca gitarka. 
Ostatni i zarazem najdłuższy na płycie Of Once And Future Kings poprzedza przepięknej urody instrumentalna miniaturka (Preludin). Wprowadza ona słuchacza do utworu zamykającego ten album. Ten ostatni rozpoczyna delikatna gitara akustyczna do której dołącza Surkamp. Z każdą sekundą utwór przyspiesza by po półtorej minuty wystrzelić w galopie z fortepianem i sekcją w roli głównej. Jednak po ów galopadzie ponownie zwalnia, za sprawą skrzypiec robi się sentymentalnie i nastrojowo. No i proszę posłuchać tego solo gitary. Wspaniały utwór, który znakomicie zamyka tę płytę.

Pampered Menial to bardzo ciekawy album. Panowie nie silą się na wielką wirtuozerię czy techniczne majstersztyki, po prostu grają swoje i dobrze im to wychodzi. Mamy tu dobre rockowe granie przepełnione duchem proga. Właśnie, rockowe gitary mieszają się z progowymi melotronowymi tłami, a to wszystko okraszone jest świetnymi skrzypcami i szczyptą fletu. No i oczywiście ten niepowtarzalny głos Surkampa. Dla mnie świetna płyta zasługująca na uwagę i szacunek. Powiem tak, jeżeli przekonają się Państwo do tego głosu, płyta na pewno zażre. Jeżeli przez te wokale nie będą Państwo w stanie przebrnąć, to nic z tego nie będzie. Ale proszę dać mu szansę, przesłuchać ze dwa, trzy razy bo wtedy płyta pokaże tę wspaniałą muzykę, pokaże całą swoją duszę, serce i emocje. Na pewno warto.

5 komentarzy:

  1. Świetny blog! Dodany do obserwowanych. Zapraszam również do mnie: http://muzykofil.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wpis. Okazał się impulsem by po długiej przerwie sięgnąć po tę płytę. Właśnie sobie uświadomiłem, że „Pampered Menial” po raz pierwszy usłyszałem ponad 20 lat temu. O istnieniu Pavlov’s Dog dowiedziałem się od mojego kolegi z pracy, który miał podobny gust muzyczny do mojego. I już od pierwszego przesłuchania płyta zwróciła moją uwagę. A jeśli chodzi o wokal. Faktycznie, niektórym może nie przypaść do gustu. Mnie nie przeszkadza. Ale to może dlatego, że lubię Rush, a David Surkamp śpiewa podobnie jak Geddy Lee.
    Pozdrawiam, Adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, powroty są najpiękniejsze. Dzięki konkretnym płytom wracamy do konkretnych miejsc, ludzi czy wydarzeń. No i znowu choćby na chwilę stajemy się młodsi.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ja także sięgnąłem dziś po ten album, zachęcony Twoim wpisem. O grupie usłyszałem po raz pierwszy w reportażu Ireneusza Białka "Romantycy Muzyki Rockowej". Nazwa zespołu pojawiła się jako jedna z wielu, które nadawał w swych audycjach Tomek Beksiński. Zanotowałem w pamięci jej nazwę, lecz nie od razu zdecydowałem się poszukać jakiejś ich płyty. Musiało minąć jeszcze nieco czasu, nim album "Pampered Menial" trafił w moje ręce. Natknąłem się na niego w pewnym sklepie płytowym. Posłuchałem pierwszego utworu i już wiedziałem, że ta płyta musi być moja. I tak też się stało. Co prawda dziś na półce mam inny egzemplarz, bo zakupiony wtedy remaster niezbyt mi odpowiadał poprzez dołożenie dodatkowych utworów i zmiany w grafice. Gdy tylko udało mi się upolować właściwą edycję, remaster powędrował w świat. Jeszcze raz dzięki za przypomnienie tej płyty.

    OdpowiedzUsuń