czwartek, 6 lipca 2017

Automatic Man - Automatic Man (1976)

The A Side:
1. Atlantis Rising Fanfare; 2. Comin' Through; 3. My Pearl; 4. One And One; 5. Newspapers; 6. Geni-Geni

The Other Side:
1. Right Back Down; 2. There's A Way; 3. I.T.D. Interstellar Tracking Devices; 4. Automatic Man; 5. Atlantis Rising Theme


Dziś coś co zawsze działa na moje zszargane nerwy. Coś przy czym tupie noga, chodzi głowa i poprawia mi humor. Automatic Man to debiutancki album grupy, która ma w swoim dorobku jedynie dwie płyty. Dodam, że ich drugi album (nagrany w zmienionym składzie) jest o wiele słabszy od Automatic Man i można go sobie darować. Wracając do debiutu, to mieszanka proga, popu, fusion, kosmicznych klimatów i funku. Co wyszło z takiego podejścia do muzyki? Dla mnie wyszło coś naprawdę przyjemnego…Sam zespół powstał w San Francisco. W jego skład weszli  znakomity perkusista Michael Shrieve, nie gorszy gitarzysta Pat Thrall, basista Doni Harvey oraz klawiszowiec Todd Cochran, który występuje pod pseudonimem Bayete. Na marginesie można dodać, że trzej pierwsi współpracowali z japońskim artystą Stomu Yamashtą. Shrieve jako młody chłopak grał też w zespole Santany. Jak wspomina sam Shrieve, to on kupił wszystkie instrumenty, a intensywne próby odbywały się w jego domu. Aby nagrać płytę zespół przeniósł się do Londynu.

Utwory pierwszy i ostatni stanowią swojego rodzaju instrumentalną klamrę spinającą cały materiał, który znalazł się na tym albumie. I właśnie Atlantis Rising Fanfare tworzy świetny klimat już na samym starcie. Klawisze, gitara, sekcja. Wszystko mocne, ciężkie, przysadziste. Kapitalny wstęp, jedynie szkoda że taki krótki. Podobny wydźwięk ma zamykający całość Atlantis Rising Theme. Drugi na płycie Comin' Through czaruje przede wszystkim znakomicie „chodzącym” basem, który napędza ten utwór. No i ten popis instrumentów klawiszowych. Świetny funkowo-rockowy numer.
 
W My Pearl, wydaje się podobny do poprzednika, tyle że jest nieco wolniejszy i bardziej popowy. Znakomity popis Thralla, który prezentuje swoje umiejętność gry na gitarze plus niezły fortepian. 
Lubię kosmiczny, syntezatorowy fragment w One And One z eleganckim basem i fajnymi gitarowymi wstawkami. Powolnie snujący się niczym dym Newspapers, ale też Right Back Down z ponownie z pulsującym basem i fajną gitarą w wielu odsłonach. Jest jeszcze kapitalny There’s A Way, w którym usłyszymy dobrą pracę gitary Thralla z zapierającą dech solówką na czele.  
Z resztą zespół najlepsze kąski zostawił słuchaczowi na koniec albumu, poczynając właśnie od There’s A Way przez osadzony w klimatach Davida Bowie I.T.D. Interstellar Tracking Devices oraz galopujący (proszę posłuchać co tu znowu wyprawia gitara) utwór tytułowy, na wspomnianym już Atlantis Rising Theme kończąc. 

Na drugim albumie zabrakło Shrieve’a oraz Harvey’a. Po rozpadzie grupy Tood Cochran współpracował między innymi z Arethą Franklin i Peterem Gabrielem, Pat Thrall grał z Alphonso Johnsonem oraz w zespole Pat Travers Band. Harvey także współpracował z wieloma muzykami poruszającymi się w kręgu fusion.
 
Zapomniany to zespół i zapomniana płyta, której warto poświęcić czas. Bo jest z czego wybierać. Jedenaście utworów więc każdy znajdzie coś dla siebie. Jako się rzekło, znakomita sekcja wspierana dzielnie przez niezgorszych gitarzystę i klawiszowca. Uprzedzam, nie jest to arcydzieło, ale warto mieć ten album w swoich zbiorach tym bardziej, że winylowe wydanie można kupić dosłownie za grosze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz