poniedziałek, 18 września 2017

Camel - Rain Dances (1977)

  1. First Light
  2. Metrognome
  3. Tell Me
  4. Highways Of The Sun
  5. Unevensong
  6. One Of These Days I'll Get An Early Night
  7. Elke
  8. Skylines
  9. Rain Dances
To co? Świętujemy dalej? Ja bardzo chętnie. Wczoraj minęło czterdzieści lat od wydania tej płyty.
Za oknem wielkie zmiany. Choć teoretycznie mamy jeszcze lato, to szarość, deszcze i żółknące liście wyraźnie dają nam do zrozumienia, że oto wielkimi krokami wkracza pani jesień. W zespole także doszło do zmian. W styczniu 1977 roku z grupy odszedł jeden z jej współzałożycieli, basista Doug Ferguson. Na jego miejsce przyszedł Richard Sinclair znany z takich zespołów jak Caravan czy Hatfield And The North. Ale w zespole pojawił się jeszcze jeden członek. Był to saksofonista Mel Collins…
Jednym z powodów odejścia Fergusona były spięcia z perkusistą Andy Wardem, który chciał aby zespół poszedł w bardziej jazzowe klimaty. Ferguson był temu przeciwny, co w ostateczności doprowadziło do jego odejścia. Naturalnym było więc zatrudnienie na jego miejsce Sinclaira, doświadczonego muzyka, któremu jazzowe terytoria nie były obce. Jak się później okazało, ten mocno ingerował w sprawy muzyczne zespołu i jego kierunek rozwoju. W przyszłości dojdzie przez to do nieporozumień w zespole przez co odejdzie kolejny z jego filarów, a mianowicie Peter Bardens (instrumenty klawiszowe).
Wróćmy jednak do Rain Dances. Po wysłuchaniu płyty wyraźnie słychać, że w kilku momentach Camel wędruje w jazzowe zakamarki, a pod wpływem Sinclaira zmierza równie mocno w kierunku muzyki jaką ten grał w Caravan. Notabene, Latimer żartował, że teraz powinni przemianować nazwę zespołu na Caramel. Dodam jeszcze tylko, że zespół w nagraniu tej płyty wspomogło kilkoro muzyków w tym Brian Eno.

Na płycie znalazło się dziewięć utworów. Rozpoczynamy od First Light. Pięknie wyłaniające się z ciszy gitara i syntezatory, które tworzą nieco sielankowy nastrój. Ale po pojawieniu się sekcji kompozycja zdecydowanie przyspiesza. No i tu, oprócz wyraźnie  pulsującego basu Richarda, pojawia się partia saksofonu Collinsa. Od zawsze uważałem, że ten numer (gdyby nie solo Collinsa) z powodzeniem mógłby się znaleźć na dwóch poprzednich płytach zespołu. W mojej opinii, wspaniałe otwarcie tego krążka.
W kolejnym Metrognome, możemy z kolei usłyszeć Caravan w Camelu, szczególnie w początkowej fazie trwania utworu. Syntezatorowe tła, ponownie bardzo wyraźny bas i gitarowe zagrania Latimera. No i oczywiście świetny głos Sinclaira. Ogólnie piosenkę cechuje spokój, gdy w mniej więcej drugiej minucie, ta przyspiesza. Pojawia się świetna współpraca na linii Latimer-Collins po której usłyszymy solo Andy’ego. Kolejny dobry utwór.
Tell Me to przepiękna ballada iście w Camelowym stylu. W latach dziewięćdziesiątych słuchałem tego utworu do znudzenia. Dodatkowo, co jakiś czas przypominał o nim w radio Tomasz Beksiński. Nie dziwię się, wszak to piosenka posiadająca całe pokłady uroku i tęsknoty. No i ten Latimerowski flet. Łza się w oku kręci.
Highways Of The Sun to chyba najbardziej przebojowa piosenka na tym albumie, taka w stylu wcześniejszych płyt Camel, tyle że bardziej zapuszcza się w popowe rejony. Tu główny głos należy do Latimera. Poprawna.
Za sprawą perkusji, Unevensong równie mocno przypomina wcześniejsze dokonania grupy. Ale i klawisze Bardensa są typowo Camelowe. Bardzo dobrze się tego słucha, fajne zmiany tempa i kilka ciekawych pomysłów.
One Of These Days I'll Get An Early Night. To tutaj usłyszymy największy zwrot zespołu w kierunku jazzu. Niemal sześć minut świetnego grania z przepięknym elektrycznym fortepianem Bardensa na czele. Słuchając tego kawałka, oczyma wyobraźni widzę tę sesję nagraniową. Panowie bawią się wspólnie, dorzucając co chwilę jakiś pomysł. Całość genialnie napędza sekcja na tle której możemy wysłuchać popisów to klawiszy, to saksofonów Collinsa czy wreszcie gitary Latimera. Noga chodzi więc jest dobrze.
Elke to kolejna, po Tell Me, ballada na tym albumie. I także utrzymana jest w Camelowych klimatach. Przepiękny flet robi tu sporo dobrej roboty.
W Skyline wracamy do szybszego i bardziej ambitnego grania nieco w stylu fusion, ze znakomitym basem, który napędza tę kompozycję.  Gdy słucham tu gitary wyobrażam sobie, że latam, naprawdę. Wiatr dmucha mi w twarz unosząc mnie coraz wyżej. Pode mną zmieniające się krajobrazy, wieś, miasto, pola, lasy, rzeki. Marzenia są piękne. Co prócz gitary Latimera? Bardzo ciekawy popis Bardensa na klawiszach.
Całość zamyka utwór tytułowy.  Tu jakoś nie leżą mi te klawisze. Ten stan poprawia troszkę saksofonowa partia Collinsa. Tak czy inaczej ta kompozycja nie należy do moich faworytów.
Bardzo lubię ten album. Zawsze gdy rozmawiam ze znajomymi o zespole Camel, ci potrafią bez trudu wymienić najgorszą i najlepszą ich zdaniem płytę grupy. Gdy dopytuję o Rain Dances często są zakłopotani i coś kręcą. Jedni mówią, że nierówna, inni że to też bardzo dobra płyta w ich dyskografii. Odnoszę wtedy wrażenie, że jakoś dziwnie ten album jest pomijany w dyskusjach o płytach grupy. A ja mówię zawsze, że rzeczywiście pomimo pewnej niespójności tego materiału słucha się tej płyty naprawdę wyśmienicie, szczególnie teraz gdy za oknem szarość, wiatr i deszcz.
Play me anything
Maybe music is the only way
to tell me how you feel…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz