- Lizard Point
- The Lost Day
- Tal Coat
- Shadow
- Lantern Marsh
- Unfamiliar Wind (Leeks Hills)
- A Clearing
- Dunwich Beach, Autumn, 1960
Z cyklu “Atrakcyjna
Osiemdziesiątka”
Dziś wracam do Eno i jego
serii zatytułowanej Ambient. Przyznam szczerze, że to jedna z moich ulubionych
pozycji w dorobku tego Artysty. Może nie najlepsza, ale na pewno jest w ścisłej
czołówce. Muzyka na ten album powstawała dość długo bo niemal cztery lata od
1978 do 1982 roku. Pierwsze pomysły zastępowały drugie, a te z kolei następne i
następne. Ostatecznie Eno oddał w ręce słuchaczy znakomite dzieło, które dla
mnie jest bardzo bliskie, osobiste i wyjątkowe…
Natchnieniem i
inspiracją do powstania tej płyty były dla Briana dwie sprawy. Pierwszą z nich
był film Felliniego z 1973 roku zatytułowany Amarcord. Obrazy tam zawarte, życie
prowincjonalnych Włochów, rodzący się faszyzm, zmiany pór roku oraz krajobrazy.
Drugą inspiracją była Ghana, w której Eno przebywał. Siadał przed domkiem w
którym tam mieszkał i włączał nagrywanie aby uchwycić odgłosy okolicy. I to
słychać. Kompozytorem wszystkich utworów jest sam no. Jednak jak przy pierwszej
płycie Ambient 1 (Music For Airports) tak i tutaj, kompozycja otwierająca album
jest wynikiem współpracy Briana Eno, Michaela Bainhorna (syntezatory), Axela
Grosa (gitara) oraz Billa Laswella (bas). Prócz wyżej wymienionych w nagraniu
płyty wzięli też udział Jon Hassell (trąbka), Michael Brook (gitara) oraz
Daniel Lanois plus niejaki Felipe Orrego, który nagrał odgłosy żab.
To co? Słuchawki na uszy
i słuchamy. Pierwsze z czym się muszę podzielić jest to iż muzyka na tej płycie
jest mroczna. To jej niebywały atut. Już od pierwszych dźwięków te dźwięki
pochłaniają mnie bezgranicznie, odcinają od rzeczywistości, pozwalają zapomnieć
o wszystkim. To podróż do innego świata. Eno nagrywając tę płytę stwierdził, że
syntezator ma ograniczone możliwości i zaczął kombinować z różnymi innymi
dźwiękami. Nagrywał uderzenia kamieni, gotującą się wodę, kapiące krople, stukanie
patyków czy brzęk łańcucha. Na tle syntezatorowych plam i melodii dokładał przeróżne
dźwięki z przyrody i otaczającego go świata. Tu każdy szczegół ma swoje
miejsce, każde pyknięcie, odgłosy lecących owadów, powolne i niezwykle
oszczędne dźwięki strun basowych, delikatna gitara czy wreszcie pojedyncze uderzenia
w klawisze fortepianu.
Wszystko to powoduje,
że słuchacza owiewa pewien dreszcz emocji, nuta strachu i obawy. Muzyka
przenosi nas w przeróżne miejsca. Słuchając jej mam wrażenie, że stoję nocą nad
brzegiem oceanu. Widzę tylko gwiazdy, a oprócz szumu fal dochodzą mnie zza
pleców odgłosy dzikiego świata. Nie wiem czy za chwilę coś do mnie nie
dobiegnie i nie pożre mnie na miejscu.
Innym razem eksploruję
niezmierzone podziemia i lochy. Zapach wilgoci, kapiąca woda, stare,
zardzewiałe łańcuchy, a nawet kości nieszczęśników, którzy przykuci do ściany
zmarli z głodu zapomniani przez cały świat. Naprawdę klimat jest
nieprawdopodobny.
Kolejny obraz to środek
dżungli i ponownie noc. Wilgoć, żaby, robale pełznące po nogach i jazgot innych
zwierząt, który potęguje uczucie strachu i zagubienia. Jedyna myśl to aby tylko
dotrwać do rana.
Dobrze, nie będę już Czytelnika straszył. Proszę
włączyć i posłuchać bo jest w tej płycie coś niesamowitego.
Pomimo tego mroku i
niepokoju, ta muzyka działa jednocześnie niezwykle kojąco i odprężająco. Jak
Eno tego dokonał? Sam nie wiem i od lat próbuję sobie to wytłumaczyć, ale tak
właśnie jest. Dwie skrajności strach i odprężenie. Czy mogą ze sobą
współistnieć, czy mogą na siebie wpływać wzajemnie, w końcu, czy mogą tworzyć
jedność? Ta płyta potwierdza to, że rzeczywiście mogą. Jest tu coś
magnetycznego, pociągającego i wciągającego. Zdecydowanie warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz