piątek, 17 listopada 2017

Brian Eno - Ambient 4 (On Land) (1982)

  1. Lizard Point
  2. The Lost Day
  3. Tal Coat
  4. Shadow
  5. Lantern Marsh
  6. Unfamiliar Wind (Leeks Hills)
  7. A Clearing
  8. Dunwich Beach, Autumn, 1960
Z cyklu “Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Dziś wracam do Eno i jego serii zatytułowanej Ambient. Przyznam szczerze, że to jedna z moich ulubionych pozycji w dorobku tego Artysty. Może nie najlepsza, ale na pewno jest w ścisłej czołówce. Muzyka na ten album powstawała dość długo bo niemal cztery lata od 1978 do 1982 roku. Pierwsze pomysły zastępowały drugie, a te z kolei następne i następne. Ostatecznie Eno oddał w ręce słuchaczy znakomite dzieło, które dla mnie jest bardzo bliskie, osobiste i wyjątkowe…

Natchnieniem i inspiracją do powstania tej płyty były dla Briana dwie sprawy. Pierwszą z nich był film Felliniego z 1973 roku zatytułowany Amarcord. Obrazy tam zawarte, życie prowincjonalnych Włochów, rodzący się faszyzm, zmiany pór roku oraz krajobrazy. Drugą inspiracją była Ghana, w której Eno przebywał. Siadał przed domkiem w którym tam mieszkał i włączał nagrywanie aby uchwycić odgłosy okolicy. I to słychać. Kompozytorem wszystkich utworów jest sam no. Jednak jak przy pierwszej płycie Ambient 1 (Music For Airports) tak i tutaj, kompozycja otwierająca album jest wynikiem współpracy Briana Eno, Michaela Bainhorna (syntezatory), Axela Grosa (gitara) oraz Billa Laswella (bas). Prócz wyżej wymienionych w nagraniu płyty wzięli też udział Jon Hassell (trąbka), Michael Brook (gitara) oraz Daniel Lanois plus niejaki Felipe Orrego, który nagrał odgłosy żab.
To co? Słuchawki na uszy i słuchamy. Pierwsze z czym się muszę podzielić jest to iż muzyka na tej płycie jest mroczna. To jej niebywały atut. Już od pierwszych dźwięków te dźwięki pochłaniają mnie bezgranicznie, odcinają od rzeczywistości, pozwalają zapomnieć o wszystkim. To podróż do innego świata. Eno nagrywając tę płytę stwierdził, że syntezator ma ograniczone możliwości i zaczął kombinować z różnymi innymi dźwiękami. Nagrywał uderzenia kamieni, gotującą się wodę, kapiące krople, stukanie patyków czy brzęk łańcucha. Na tle syntezatorowych plam i melodii dokładał przeróżne dźwięki z przyrody i otaczającego go świata. Tu każdy szczegół ma swoje miejsce, każde pyknięcie, odgłosy lecących owadów, powolne i niezwykle oszczędne dźwięki strun basowych, delikatna gitara czy wreszcie pojedyncze uderzenia w klawisze fortepianu.
Wszystko to powoduje, że słuchacza owiewa pewien dreszcz emocji, nuta strachu i obawy. Muzyka przenosi nas w przeróżne miejsca. Słuchając jej mam wrażenie, że stoję nocą nad brzegiem oceanu. Widzę tylko gwiazdy, a oprócz szumu fal dochodzą mnie zza pleców odgłosy dzikiego świata. Nie wiem czy za chwilę coś do mnie nie dobiegnie i nie pożre mnie na miejscu.
Innym razem eksploruję niezmierzone podziemia i lochy. Zapach wilgoci, kapiąca woda, stare, zardzewiałe łańcuchy, a nawet kości nieszczęśników, którzy przykuci do ściany zmarli z głodu zapomniani przez cały świat. Naprawdę klimat jest nieprawdopodobny.
Kolejny obraz to środek dżungli i ponownie noc. Wilgoć, żaby, robale pełznące po nogach i jazgot innych zwierząt, który potęguje uczucie strachu i zagubienia. Jedyna myśl to aby tylko dotrwać do rana.
Dobrze, nie będę już Czytelnika straszył. Proszę włączyć i posłuchać bo jest w tej płycie coś niesamowitego.


Pomimo tego mroku i niepokoju, ta muzyka działa jednocześnie niezwykle kojąco i odprężająco. Jak Eno tego dokonał? Sam nie wiem i od lat próbuję sobie to wytłumaczyć, ale tak właśnie jest. Dwie skrajności strach i odprężenie. Czy mogą ze sobą współistnieć, czy mogą na siebie wpływać wzajemnie, w końcu, czy mogą tworzyć jedność? Ta płyta potwierdza to, że rzeczywiście mogą. Jest tu coś magnetycznego, pociągającego i wciągającego. Zdecydowanie warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz