środa, 19 grudnia 2018

John Barry - On Her Majesty’s Secret Service (1969)


1. We Have All The Time In The World; 2. This Never Happend To The Other Feller; 3. Try; 4. Ski Chase; 5. Do You Know How Christmas Trees Are Grown?; 6. Main Theme - On Her Majesty's Secret Service; 7. Journey To Blofeld's Hideaway; 8.We Have All The Time In The World; 9. Over And Out; 10. Battle At Piz Gloria; 11. We Have All The Time In The World - James Bond Theme
Bonus Tracks:
12. Journey To Draco's Hideaway; 13. Bond And Draco; 14. Gumbold's Safe; 15. Bond Settles In; 16. Bond Meets The Girls; 17. Dusk At Piz Gloria; 18. Sir Hillary's Nights Out (Who Will Buy My Yesterdays?); 19. Blofeld's Plot; 20. Escape From Piz Gloria; 21. Bobsled Chase.


Za chwilę święta, mija kolejny rok. Kiedy? Nie mam pojęcia. Jak już wspominałem wiele razy, od wielu, wielu lat ten czas jest dla mnie raczej stresem niźli odpoczynkiem i relaksem. Po prostu na przełomie wielu lat, w tym właśnie czasie, odeszło wiele ważnych i bardzo bliskich mi osób. Mimo tego staram się jak mogę dla mojej rodziny i domu aby było pięknie i wesoło. Wszystko jak zwykle łagodzi muzyka, której sporo w moim czterech ścianach. Niemal tradycją stało się, że pośród świątecznych płyt gra zawsze John Barry i jego znakomita muzyka będąca ilustracją do przygód agenta 007. A poza tym obiecałem jednemu z Czytelników, że wrócę do tej płyty…
Jak wszyscy wiedzą, a przynajmniej się domyślają, Sean Connery nie zagrał w tej części Bonda. Skończył mu się kontrakt, ale i osobiście nie chciał już grać tej postaci aby nie zostać zaszufladkowanym (jak wiemy jednak wrócił jeszcze do tej roli). Producenci zaczęli szukać nowego aktora, który mógłby się wcielić w postać znanego agenta. Wybór padł na australijskiego modela George’a Lazenby, który do tej pory grał głównie w reklamach. Przyznaję się bez bicia iż wybór tego aktora spowodował, że przez lata szerokim łukiem omijałem W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości. A to był błąd i to wielki, ale o tem potem.

Po raz kolejny muzykę do filmu popełnił John Barry i jak zwykle wywiązał się z tego zadania bezbłędnie. Stare wydanie kompaktowe gdzieś mi zaginęło, ale swego czasu tłukłem ten soundtrack niemiłosiernie. Z piętnaście lat temu zakupiłem wznowienie, które zawiera dziesięć dodatkowych utworów. Za co osobiście cenię muzykę do tej właśnie części? Za romantyczny charakter i sporo partii zagranych na flecie. No i te piękne kobiety ;-) Fabuły filmu nie będę tu oczywiście przytaczał, w dzisiejszych czasach nie ma to najmniejszego sensu. I jak już zaznaczyłem, film omijałem szerokim łukiem, za to muzykę od zawsze uwielbiałem.

Temat przewodni to utwór instrumentalny. Nie jest to takie dziwne, wszak już się to zdarzało, jednak prym w serii wiodły zawsze piosenki. Miało być też tak w przypadku tej części, jednak piosenkę śpiewaną przez Louisa Armstronga uznano za zbyt romantyczną i porzucono ten pomysł. Tematem przewodnim został więc utwór instrumentalny, ale dynamiczny, zdecydowany, który bardziej pasuje do Bonda jako twardego bohatera przeżywającego mnóstwo przygód. Mnie osobiście dziwi trochę odrzucenie piosenki Armstronga wszak później zdarzył się chociażby romantyczny motyw w postaci utworu For Your Eyes Only.

Wróćmy na chwilę do Armstronga. To jego ostatni utwór nagrany w studio. Znakomity, który często nucę pod nosem gdy przed sobą mam ślamazarną osobę, w sklepie czy urzędzie, przez co muszę sterczeć i tracić czas. Sam utwór pięknie płynie i kojarzy się z beztroską i zakochaniem. Miłe otwarcie tej muzycznej przygody. Oczywiście temat ten powraca bardzo często w filmie, w instrumentalnej formie, nadając tej ścieżce jeszcze więcej romantyczności.

Zaraz po nim typowo bondowski motyw w postaci This Never Happened To The Other Feller. Co cieszy, nie jest to kompozycja monotonna, a bardzo dynamiczna i zmienna ponieważ w czasie trwania często zmienia swój charakter. Dynamika ustępuje miejsca krainie łagodności (ach ten flet) i spokojności by w chwilę później uderzyć słuchacza siłą i zdecydowaniem. Barry bardzo umiejętnie dawkuje napięcie i sprawia, że słuchając tego utworu nie możemy się nudzić.

Podobny patent mamy w muzyce ilustrującej sceny pościgu, a mianowicie w Ski Chase. Piękne, spokojne trąby po czym kompozycja nabiera dynamiki. Znakomite smyczki, które wprowadzają element dreszczyku. Pod koniec utwór ponownie łagodnieje. Cudo!

W Try mamy już niezwykle romantyczny klimat. Muzyka płynie, rozleniwia, odpręża (i znowu ten znakomity flet).

Do You Know How Christmas Trees Are Grown? może być zaskoczeniem. Piosenka śpiewana przez Ninę ma wyjątkowo świąteczny klimat.

Journey To Blofeld’s Hideaway rozpoczynają kapitalne waltornie, po czym wchodzą jeszcze piękniejsze smyczki tworząc niepowtarzalny klimat. Spokój, potęga gór i przyrody – to obrazy, które wyświetlają się w głowie podczas słuchania tej kompozycji.

Przedostatnim utworem w podstawowym secie jest kolejna kompozycja ilustrująca akcję. To Battle At Piz Gloria, w której to kompozycji również nie brakuje momentów uspokojenia. Jednak akcja bierze tu górę. Całość zamyka instrumentalna wersja We Have All The Time In The World – James Bond Theme. Wystarczy zamknąć oczy i dać się ponieść. Dodatkowe utwory są w większości wariacjami tematów wykorzystanych w podstawowej wersji i pięknie uzupełniają i dopełniają tę muzyczną przygodę. Wspomnę tu tylko o chociażby Bond Settles In, w którym Barry wykorzystał syntezatory, nowość na ówczesne czasy. Albo fajny saksofon w Bond Meets The Girls czy mocne uderzenia w Blofeld’s Plot.


Bardzo lubię tę romantyczną tak muzycznie, jak i fabularnie część przygód agenta 007. Muzyka fajnie płynie, wprowadza relaks i uspokojenie, fantastyczna nie tylko na przedświąteczny czas. Po latach omijania tego filmu postanowiłem przełamać się i go obejrzeć. Okazało się, że to znakomita część serii, jedna z lepszych. Oczywiście ogromnie ubolewam, że w roli Bonda nie mogłem zobaczyć Connery’ego, ale Lazenby poradził sobie całkiem nieźle. Odrzucanie tego filmu ze względu na głównego aktora było wielkim błędem, ale na szczęście naprawionym. Teraz ten obraz należy do ścisłej czołówki moich ulubionych Bondów. Polecam tak film jak i muzykę do niego, która leczy moją duszę i ciało.

8 komentarzy:

  1. Bondy jako filmy nigdy specjalnie mi nie podchodził. Natomiast muzyka z nich jak najbardziej. W "Tajnej służbie" czy "Pozdrowienia z Moskwy" to muzyka najwyższej jakości, ze względu na melodię, aranżację i niesamowity klimat. Dziś sobie je odświeżyłem. Dzięki. Wszystkiego Najlepszego na Święta i Wszelkiej Pomyślności w Nowy Roku.
    Stały czytelnik Arek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wpis i życzenia. Również wszystkiego co najlepsze.

      Usuń
  2. Moim zdaniem najlepszy jaki popełnił Barry i do tego najbardziej odważny jeśli chodzi o eksperymenty z brzmieniem - wykorzystał syntezatory Mooga, które w tamtym czasie wciąż były novum. Ciekawostką jest też fakt, że główny motyw z tego odcinka serii przez długi czas był uznawany za jeden z najlepszych utworów muzyki... tanecznej(!) :) A sam film również należy do ścisłej czołówki moich ulubionych. Oczywiście, Lazenby może nie był Bondem idealnym, ale w tym filmie wypadł nad wyraz przekonująco i osobiście uważam, że trochę szkoda, że się przestraszył odbioru swojej postaci i zrezygnował, a Broccoli nawet nie próbował go przekonywać, żeby nie uciekał. Sam Lazenby po latach miał też przyznać, że żałuje tej decyzji i że nie zagrał w kolejnych jak pierwotnie zakładano, choć wtedy być może nie nastałaby era Moore'a :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby Lazenby został, na pewno nie nastałaby era Moore'a, ponieważ ponoć proponowano mu kontrakt na 7 filmów, którego, jak wiadomo, George nie przyjął. Gdyby Australijczyk skończył kręcenie tych 7 filmów, Moore byłby już za stary.

      Też nigdy nie rozumiałem krytyki Lazenby'ego. Na pewno nie był wybitny, ale - szczególnie jak na debiut filmowy - spisał się nadzwyczaj dobrze. Po prostu - zagrał jak potrafił (dla odmiany, Connery w "Diamenty są wieczne", choć ogólnie grał w miarę dobrze, nieraz sprawiał wrażenie zmęczonego rolą). Ponadto w scenach walki prezentował się wręcz fantastycznie.

      Usuń
  3. Nie zliczę ile razy oglądałem tę serię, ale naprawdę wiele (włącznie z nielubianymi przeze mnie częściami z Brosnanem), ale muszę przyznać, że nigdy nie słuchałem płyt z muzyką z tych filmów, choć miałem się za to zabrać dawno temu.

    "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości" to jedna z moich ulubionych części. Lazenby świetnie się spisał. A jego Bond znacznie się różnił od kreacji Connery'ego, która raczej nie bardzo by tutaj pasowała. Pewnie z nim powstałby zupełnie inny film, mniej wyróżniający się w serii. Choć wszystkie Bondy z Connerym bardzo lubię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skorzystam więc z okazji i jeszcze raz polecę bondowskie soundtracki Barry'ego. Szczególnie opisywany, moim zdaniem najwybitniejszy w jego karierze. Brak nominacji do Oscara za tę pracę był jakąś jawną kpiną. W sumie film ten - uważany przeze mnie za najlepszy w serii - idealnie nadaje się do oglądania w święta.

      https://tiny.pl/tqwg5 - tego np. mogę słuchać na okrągło (ale to nie jedyny taki urywek), wspaniały klimat.

      Usuń
  4. Kolejny rok mija i znowu siadamy do wigilijnego stołu. Wspominamy dobre wydarzenia i nasze przygody, ale pamiętamy również tych, którzy odeszli, a byli nam bliscy, sprawiali nam radość swoją twórczością, poczuciem humoru, po prostu swoją obecnością.
    Wspominamy, choć mamy tę świadomość, że wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu… Pomimo to, miejmy silną wiarę, że nadal mamy jeszcze czas, koniec świata nie czai się jeszcze w półmroku, a przed nami wiele wzruszeń i pięknych widoków do zobaczenia.
    Drogi Szymonie, Spokojnych, Zdrowych i Dobrych Świąt, spędzonych w gronie bliskich. Udanych prezentów (nie tylko muzycznych) i ciepłej atmosfery rozświetlonej lampkami na choince !
    Pozdrawiam serdecznie – Leszek

    PS. Każdy odtwarza swoją pieśń świąteczną. Dla mnie od wielu lat to Paul Mc Cartney i jego „Once Upon A Long Ago.” Grajmy więc..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy można ściągnąć kogoś myślami? Można. Wczoraj rano wspomniałem o Tobie. Powiedziałem do Żony, że mój Czytelnik Leszek bardzo dawno się nie odzywał i mam nadzieję, że u niego wszystko w porządku. A tu proszę :-)
      Dziękuję Leszku za życzenia i Tobie także ślę wszystkiego co najlepsze.
      McCartney? Nie przepadam za nim, a "One Upon A Long Ago" jest moim ulubionym utworem w jego repertuarze. Nawet swego czasu kupiłem składankę "All The Best" tylko dla tej piosenki.

      Usuń