wtorek, 22 stycznia 2019

Harold Budd/Brian Eno - The Pearl (1984)


1. Late October; 2. A Stream With Bright Fish; 3. Silver Ball; 4. Against The Sky; 5. Lost In The Humming Air; 6. Dark-Eyed Sister; 7. Their Memories; 8. Pearl; 9. Foreshadowed; 10. Echo Of Night; 11. Still Return.

Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Ostatni tydzień upłynął w naszym kraju pod znakiem zadumy i wyciszenia. Pewnie wiedzą Państwo o czym piszę. W stacjach radiowych, które podsłuchiwałem, słyszałem muzykę stonowaną, spokojną, skłaniającą do przemyśleń. Pewnie jak zwykle wszystko wróci do normy szybciej niż myślimy. Jakiej normy? Ano obrzucania się obelgami, winą i odpowiedzialnością. Szkoda. Ja w tym nie biorę udziału, uciekam przed takim zachowaniem i takimi ludźmi. Panaceum na wszystko jest zawsze muzyka…
Dlatego dziś album niezwykle wyciszony, niespieszny, minimalistyczny. To jedna z tych płyt, których słucham późną jesienią. Patrzę na zmieniającą się pogodę, żółte liście, deszcz, krótsze dni oraz nadciągające zimno. Włączam wtedy Perłę i tęsknię za latem, jednocześnie optymistycznie patrzę w przyszłość wyglądając wiosny, która musi nadejść. Ale to również płyta, która włączam w chwilach trudnych gdy życie daje w kość i człowiekowi wszystkiego się odechciewa.
O obu panach nie będę tu opowiadał. Wspominałem o nich przy okazji opisywania innych ich albumów. Kto chętny niech poszuka na blogu, coś na pewno znajdzie. Dodam tylko, że Harold oraz Brian współpracowali już ze sobą wcześniej, to jest przy drugiej w kolejce płycie Eno z serii Ambient. Po kilku latach spotkali się ponownie aby nagrać kolejny album, idealny do wyciszenia i uspokojenia poszarpanych nerwów.
I właściwie bardzo trudno opisać tę muzykę słowami. Przepiękny fortepian Budda, któremu towarzyszą fantastyczne tła stworzone przez Eno. Jak wspominałem, muzyka jest niespieszna. Nie ma tu gwałtownych zwrotów, ba, nie ma ich wcale. Dźwięki które nam towarzyszą wydobywają się niczym z innego świata. Jednak by nie odlecieć zbyt daleko usłyszymy też dźwięki bliższe naszej codzienności, jak chociażby odgłosy ptaków czy nocy. Pierwszy utwór w postaci Late October ustawia nam cały album. Właśnie takiej muzyki możemy się tu spodziewać gdzie przepiękny, minimalistyczny fortepian prowadzi nas w zakamarki naszej duszy, wspomnień i tęsknot. Przy tej muzyce zamieram, odcinam się, niemal medytuję.
Potrącę o jeszcze jedną kompozycję, którą jest Against The Sky. Proszę posłuchać. Czy nie przypomina Państwu czegoś? Tak, wiele lat później grupa U2 wykorzystała motyw z tego utworu w swojej piosence Cedars Of Lebanon.  
No to może jeszcze Dark-Eyed Sister. Znowu znakomity fortepian, ale tu w tle usłyszymy odgłosy, które spowodują, że ciarki przelecą nam po plecach. Jak minimalnym nakładem uzyskać efekt obawy i delikatnego strachu? Wystarczy posłuchać. Albo Echo Of Night, kapitalna kompozycja, która jest jedną z moich ulubionych na tym albumie.
Pisząc te słowa i słuchając tej płyty jest mi ciężko na sercu. Mój dobry znajomy walczy właśnie o życie. Ma 43 lata. W takich chwilach człowiek zastanawia się czy to wszystko ma sens.

Wspaniale się myśli przy tej muzyce, wspaniale się wspomina i wspaniale ucieka się przy niej gdzieś daleko. Daleko od zła, od hipokryzji, bezczelności i łajdactwa ludzkiego. Zdaję sobie sprawę, że ambient nie jest dla wszystkich, ale wystarczy mieć otwartą głowę, chęć poznawania nowego, nieznanego, a taka muzyka i taka płyta odwdzięczy się wszystkim co najlepsze. Chcesz uciec przed codzienną bieganiną i problemami? Włącz proste piękno, włącz The Pearl…

2 komentarze:

  1. Coś mało ostatnio komentarzy… No to będę pierwszy, pytając czy będzie muzyczne podsumowanie roku 2018 ? Czy zdaniem Kolegi Szymona pojawił się album, który szczególnie przykuł Jego uwagę, zapadł w pamięć ? Wyłączając oczywiście fonograficzny powrót Dead Can Dance :-)
    Nie chciałbym niczego sugerować, ale osobiście mam z tym problem. Może dlatego ostatnio w moim odtwarzaczu goszczą krążki sprzed lat… „The next day” Davida B. (2013) – zwłaszcza utwór Valentine’s day (nie wiem, ale ten fragment w tym tygodniu wciąż brzmi w mojej głowie). I jeszcze płyta „Wyspa dzikich” (1985) może nieco dziś zapomnianego Jacka Skubikowskiego. W tym miejscu serdeczne podziękowania dla GAD Records, którzy po raz kolejny (Wielki Szu, Mech, Stalowy Bagaż…) w ramach reedycji przypomnieli w zeszłym roku bardzo zacną polską muzykę…
    Pozdrawiam serdecznie, Leszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Leszku za wpis. Po kolei...
      Mało komentarzy? Cóż nigdy ich wybitnie wiele nie było. Myślę, że to już nie te czasy. Ludzie wejdą przeczytają i lecą dalej.
      Podsumowanie roku? Nie, raczej nie. Z kilku powodów. Po pierwsze mam wrażenie, że niewielu to interesuje, a po drugie, jak sam wspomniałeś, nie ma o czym za bardzo pisać. Rok 2018 upłynął mi pod znakiem muzyki z lat 70-ych, 80-ych i delikatnie 90-ych. Jakoś nie miałem ochoty na nowości i potraktowałem je po macoszemu. Wile płyt na które czekałem rozczarowało mnie sromotnie, wiele było przeciętnych. Może z pięć bym zebrał, ale to też trochę na siłę. W takim razie czy jest sens?
      Do tego miałem zawiesić prowadzenie bloga, ale życie pokrzyżowało plany i póki co ciągnę dalej, ale jak długo nie wiem. Myślę, że od końca lutego może nastąpić dłuższa przerwa. Czy tak będzie? Nie wiem.
      Pozdrawiam

      Usuń