wtorek, 8 stycznia 2019

Mellow Candle - Swaddling Songs (1972)

1. Heaven Heath; 2. Sheep Season; 3. Silver Song; 4. The Poet And The Witch; 5. Messenger Birds; 6. Dan The Wing; 7. Reverend Sisters; 8. Break Your Token; 9. Buy Or Beware; 10. Vile Excesses; 11. Lonely Man; 12. Boulders On My Grave


Koniec roku i początek nowego to czas kiedy w moim domu gra sporo płyt ABBY. To taka mała tradycja. Piosenki tej znakomitej grupy jakoś pasują do pożegnań oraz nastrajają pozytywnie na nowe horyzonty. I tak słuchając jednej z płyt fantastycznej czwórki ze Szwecji przypomniałem sobie o pewnej grupie z Irlandii, w której także śpiewały dziewczyny, a ich harmonie wokalne były równie przyjemne co u sławnych pań z ABBY…
Początki zespołu to wczesne lata sześćdziesiąte. Wtedy to trzy dziewczyny (Clodagh Simonds, Alison Bools, Maria White) uczące się w jednym z dublińskich klasztorów, zakładają zespół o nazwie The Gatecrashers.  Dziewczęta spotkały na swojej drodze byłego menagera The Yardbirds Simona Napier-Bella przy pomocy którego wydały swój pierwszy singiel. Jednak firma Napier-Bella upadła co zakończyło na jakiś czas karierę dziewcząt, które wróciły do Dublina. Clodagh nadal pisała piosenki, Alison dołączyła na chwilę do grupy Blue Tint. W międzyczasie trio opuściła Maria White. Podczas jednej z imprez Alison poznaje gitarzystę Davida Williamsa dzięki czemu klaruje się skład zespołu. Do tej trójki dołącza basista Pat Morris. Cała czwórka ostro ćwiczy w stajniach należących do rodziców Clodagh. Tak zaczęły powstawać piosenki, z których część trafiła później na debiutancki album zespołu Mellow Candle. Na szerokie wody mogli wypłynąć dzięki wstawiennictwu grupy Thin Lizzy i ich ówczesnemu managerowi. To dzięki nim Mellow Candle podpisali kontrakt z wytwórnią Deram i mogli przystąpić do nagrań. W międzyczasie z zespołu odszedł Morris, którego zastąpił Frank Boylan. Za zestawem perkusyjnym zasiadł zaś William Murray. Dodam jeszcze tylko, że gdzieś po drodze Alison wyszła za mąż za Williamsa, który jak wiemy, grał w zespole na gitarze. Zespół wraca do Londynu gdzie sporo koncertuje. W końcu 1971 roku wchodzą do studia. Nagrywają debiutancką płytę i jak się później okazało ostatnią.
Całość otwiera ładny Heaven Heath. Znakomity klawesyn, z którym było podobno sporo kłopotów podczas nagrywania tej piosenki. Simonds, która zasiadła za tym instrumentem nigdy wcześniej na nim nie grała. Instrument grał z pewnym przesunięciem czasowym przez co reszta zespołu nie mogła się zgrać. By powstała piosenka podjęto kilkadziesiąt prób. Finał brzmi fantastycznie poczynając na wspomnianym klawesynie, a na harmoniach wokalnych dziewcząt kończąc.
Chwilę po nim Sheep Seasons (jedna z moich ulubionych na tej płycie), które we fragmentach przypomina mi dokonania grupy Camel. Tak czy inaczej to cudnej urody ballada, w której należy zwrócić szczególną uwagę na instrumentalną część utworu z gitarowym solo na czele. Zamykamy oczy i odpływamy.
Silver Song to kolejna ballada z fortepianem w roli głównej. Choć nigdzie we wkładce nie jest to zaznaczone, na początku utworu wyraźnie słychać partię wiolonczeli. Kto na niej zagrał? A może to wcale nie ten instrument. Pamiętają Państwo taki zespół All About Eve? To oni  niemal dwadzieścia lat później wzięli Silver Song na warsztat i całkiem nieźle im wyszło. Po drodze jest jeszcze nieco bardziej mroczna i krótsza forma w postaci The Poet and The Witch.
Zaraz później powrót do balladowej formy, a to za sprawą Messenger Bird. To piosenka autorstwa Alison Williams. Pierwowzorem do jej napisania był artykuł w gazecie o kobiecie i jej dziecku.
W Dan The Wing nieco przyspieszamy i delikatnie kierujemy się muzycznie w stronę Jethro Tull, a może bardziej w stronę Steeleye Span. Świetny folkowy numer z jeszcze lepszym śpiewem dziewczyn.
Pamiętają Państwo jak pisałem na blogu o niejakiej Myrkur i jej albumie Mausoleum? Otóż piosenka Reverend Sisters jako żywo mogła być pierwowzorem dla Myrkur i jej jakże uduchowionej płyty z 2016 roku. Tylko fortepian i głosy dziewczyn.
Buy Our Beware to kompozycja Davida Williamsa. Skoczna, szybsza, do przodu i jest chyba najbardziej złożoną muzycznie piosenką na całym albumie.
Lonely Man napisała Simonds mając zaledwie dwanaście lat. Dziewczyny brzmią znakomicie w harmoniach, dobry fortepian i gitara. To taki nieco hipisowski utwór choć utrzymany w delikatnych klimatach.
Boulder On My Grave zamyka całość i robi to w wielkim stylu. To kumulacja wszystkiego co mogliśmy usłyszeć na płycie. Świetne aranżacje, kapitalnie współbrzmiące głosy i ta perkusja. No właśnie, Murray to świetny perkusista często zapraszany na albumy innych artystów. Zagrał chociażby na płycie Mike’a Oldfielda Ommadawn. Zresztą Simonds też na tym albumie udzielała swego głosu. Taka ciekawostka, to właśnie Murray zaznajamiał resztę zespołu z takimi grupami jak Soft Machine czy Gong.
Co powiedzieć? Jeśli lubią Państwo muzykę folk, piękne kobiece (a właściwie dziewczęce bo nagrywając ten album tak Clodagh jak i Alison nie miały jeszcze dwudziestu lat) głosy, które tworzą niezwykłe wokalne harmonie, a do tego wszystko jest pięknie zaaranżowane i zagrane, to nie mają Państwo wyjścia jak sięgnąć po ten właśnie album. Myślę, że warto oderwać się od zimowej aury i dzięki Swaddling Songs przenieść się w dawne krainy i odległe lądy, przemierzać knieje i siedząc w trawie napić się wody prosto ze studni. Świetna, zapomniana niestety płyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz