Złych wiadomości ciąg
dalszy. Początek tego roku to jakaś klątwa. Odchodzą wielcy Artyści, dosłownie
jeden po drugim. Zmarł Maurice White założyciel i lider grupy Earth, Wind &
Fire. Odkąd sięgnę pamięcią repertuar grupy zawsze poprawiał mi humor w tych
cięższych chwilach. Gdy ogląda się teledyski zespołu i ten wieczny, szczery
uśmiech Marice’a od razu lepiej robi się na sercu…
Ile ten facet jak i
cały zespół przynieśli mi w życiu radości. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie
ile wylałem potu przy dźwiękach ich muzyki. Takie hiciory jak Boogie
Wonderland, September czy Let’s Groove, towarzyszą mi przez całe moje dotychczasowe
życie. Pamiętam ilekroć uczestniczyłem w jakiejś zabawie czy wybrałem się do
dyskoteki, zawsze trułem DJ’owi aby zaprezentował któryś z ich przebojów.
Kiedyś (jeszcze 10 lat temu) było to łatwiejsze, bo dzisiejsi młodzi za
konsoletą, a raczej za komputerem, często nie mają pojęcia co to za zespół. Nie
dalej jak dwa lata temu będąc na wypoczynie, poszliśmy z Żoną do dyskoteki. Tak
na chwilę, na drinka. Po wejściu okazało się, że w środku pusto. Postanowiliśmy
więc rozruszać imprezę i cały czas sugerowaliśmy panu grającemu co mógłby
włączyć. To właśnie przy propozycji Earth, Wind & Fire pan zrobił wielkie oczy
i powiedział „Nie znam…”. No cóż i tak bywa.
A ile wspomnień i pięknych chwil
przy piosence Fantasy…
Wiele lat temu
zdiagnozowano u White'a chorobę Parkinsona przez którą musiał zrezygnować z
występów na scenie. Nie zrezygnował jednak z muzyki. Cały czas trzymał pieczę
nad Earth, Wind & Fire, a także
współpracował z wieloma wielkimi takimi jak Neil Diamond, Barbra Streisand czy
grupa The Emotions.
Tradycyjnie dziś w moim
domu zagra składak z największymi hitami grupy. Niezapomniane chwile i radość.
Dziękuję Ci Maurice za
wszystko co zrobiłeś dla muzyki i do zobaczenia po drugiej stronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz