wtorek, 24 stycznia 2017

Brian Eno - Ambient 1 (Music For Airports) (1978)

  1. 1/1
  2. 2/1
  3. 1/2
  4. 2/2
Przez kilka ostatnich dni byłem służbowo ale i prywatnie w Warszawie. Odbyłem wiele spotkań i rozmów. W większości z ludźmi, którzy pracują w dużych korporacjach. Wracałem do domu przerażony. Chęć zysku, zgniecenia czy wręcz utopienia w łyżce wody kolegi zza biurka była ogromna. Do tego niesamowita bufonada, pogarda dla słabszych czy mniej zarabiających. Wielu z tych ludzi znam od lat i obraz kim się stali zmroził mnie. Potrzebowałem natychmiastowej kuracji, najlepiej muzycznej. Dlatego dziś Eno…

Po tych „niesamowitych” wrażeniach miałem jeszcze chwilkę, wstąpiłem więc do jednej z największych sieci, która ma w swojej ofercie fizyczne nośniki z muzyką. Uwielbiam kopać w płytach ale robiłem to bezwiednie, kompletnie nie zwracałem uwagi na tytuły i wykonawców. W głowie ciągle siedziały mi obrazki z całego dnia. Stwierdziłem, że nie ma to sensu i nic nie kupię. Jak najszybciej chciałem wrócić do domu a przede mną było kilka godzin jazdy. I tuż przy końcu regałów z płytami w oczy rzuciła mi się okładka albumu Briana Eno. O tak, pomyślałem, tego mi trzeba. Płytę Ambient 1 posiadam od wielu lat w swojej kolekcji więc nie potrzebowałem jej kupować.Teraz tylko jedna myśl, jak najszybciej znaleźć się w domu.
Pamiętam jak w latach dziewięćdziesiątych walczyłem o dobry egzemplarz na winylu. Jednak zawsze było coś nie tak. To muzyka niezwykle delikatna i spokojna, wymagająca koncentracji więc każdy szum, każde pyknięcie czy trzask wydobywający się spod igły doprowadzał mnie do szału. Dlaczego nadal kupuję kompakty? Właśnie wyjaśniłem.
Briana Eno nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. To niesamowity muzyk, który zagrał na niezliczonej ilości płyt, równie przepastnie wygląda lista innych muzyków czy zespołów z którymi współtworzył lub współpracował, chociażby jako producent. Wymienić tu można takich wielkich jak Robert Fripp, Roxy Music, U2, Devo czy David Bowie.
Jak niesie legenda pewnego razu na jednym z niemieckich lotnisk na swój samolot czekał Eno. Jak to na lotniskach takie oczekiwanie może trochę potrwać. Obserwował więc ludzi i ich zachowania. Doszedł do wniosku, że wśród oczekujących istnieje niesamowite napięcie i niepokój. Ludzie są zdenerwowani i przytłoczeni tym czekaniem, co rodzi frustracje. Pomyślał więc, że stworzy muzykę, która łagodziła by ów napięcia i która pomogła by podróżnym w oczekiwaniu na samolot. Tak powstała Ambient 1 (Music For Airports).
Kompozytorem wszystkich utworów jest Eno, no prawie wszystkich. W tworzeniu pozycji otwierającej album wzięli udział Robert Wyatt (znany chociażby z Soft Machine) oraz Rhett Davies. To trwająca niemal siedemnaście minut kompozycja, która od pierwszych dźwięków pozwala się słuchaczowi odprężyć i zatonąć w innym świecie. Wyatt wygrywa tu melodię na fortepianie a Eno towarzyszy mu na syntezatorze. To wszystko jest niebywale delikatne i spokojne. Moja wyobraźnia kieruje me myśli ku wiośnie i lekkiemu opadowi deszczu. Krople miarowo spływają po szybie a ja obserwuję przyrodę i falujące gdzieś w oddali morze wyczekując jednocześnie na pojawienie się promieni słonecznych. To niesamowite jak przy pomocy kilku dźwięków człowiek może się uspokoić, zrelaksować i ukoić zszargane nerwy.
W drugiej kompozycji zatytułowanej po prostu 2/1, usłyszymy głosy, które należą do Christy Fast, Christine Gomez i Inge Zeininger. Świetne wokalizy plus syntezator Briana Eno. Słuchając tego utworu przenoszę się do prastarej katedry w której po walce ze smokiem czy też inną bestią mogę się wyleczyć przy pomocy mikstur lub czarów. Jednocześnie w tej katedrze przez cały czas delikatnie śpiewa kobiecy chór, który działa jak dodatkowe lekarstwo. Fantastycznie to brzmi.
Na stronie drugiej winylowego wydania także znalazły się dwa utwory. W pierwszym usłyszymy ponownie głosy pań oraz fortepian na którym gra Eno. To w części kontynuacja klimatu wspomnianej katedry z tym, że tu dochodzą muśnięcia klawiszy fortepianu. Spokój cisza, kruchość i wyciszenie.
Ostatnia pozycja to już sam Eno i jego syntezatory przy pomocy których tworzy dźwięki imitujące grę instrumentów dętych. Oczywiście nadal jest to utrzymane w delikatnej tonacji z tym, że te nuty mogą nam przynieść na myśl niezmierzone przestrzenie kosmosu. Ten wszechświat uzmysławia nam jak jesteśmy malutcy, niczym ziarnko pisaku na Saharze. Znakomite zamknięcie tej płyty.

Przepiękny to album, który jest pierwszym z czterech należących do serii Ambient. Zdaję sobie sprawę, że tak delikatna i niespieszna muzyka może się komuś wydać nudna ale gwarantuję, że jeżeli ma się tylko otwarty umysł i bogatą wyobraźnię to nie można się przy tej płycie nudzić ani sekundy. Przynajmniej ja tak mam, że podczas jej słuchania ulatują nerwy i niech to trwa chociażby te czterdzieści kilka minut, to warto. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz