- L'Epice
- Arrakis
- Bitonio
- Eros
Z cyklu „Atrakcyjna
Osiemdziesiątka”
Zespół powstał w Nantes
we Francji w 1976 roku pod nazwą Vegetaline Boufiol. Założyli go Francois Teillard (gitara), Laurent
Bertaud (perkusja), Jacques Bretonnierre (fortepian), Michel Blancart (bas)
oraz Pascal Vandenbulcke (flet). Jego początki to granie
coverów tak znakomitych zespołów jak Mahavishnu Orchestra, Magma czy twórczość
Franka Zappy. Od takiego grania chcieli się jednak uwolnić, chcieli tworzyć
swoje kompozycje. W związku z tym przemianowali się na Kan-Daar. Jednak na ich
twórczość nadal ogromny wpływ miały te grupy. W końcu, po zmianach personalnych
(zespół ponownie zmienił nazwę na Dune by chwilę później ustalić już tę
ostateczną Dün) nagrali swój pierwszy album, jak się później okazało pierwszy i
ostatni…
Nagrań dokonano w
Szwajcarii. Za wytłoczenie winyli (1000 kopii) zapłacił sam zespół i sprzedawane były później na ich koncertach. Dlatego dziś te płyty osiągają
bardzo wysokie ceny rzędu kilkuset euro. Szkoda, że nikt (w tym sam zespół) nie
był zainteresowany promocją chociażby ogólnokrajową. Grali koncerty właściwie
jedynie w Nantes i okolicach. Dziś są bardzo szanowanym zespołem a ich jedyny
album traktowany jest w wielu kręgach jako kultowy.
Dobrze, przejdźmy w
końcu do muzyki. Ta jest mieszanką jazzu, jazz-rocka, rocka progresywnego z
małą domieszką psychodelii i awangardowych dźwięków a to wszystko podlane
zeuhlowym sosem.
Już otwieracz w postaci
utworu L'Epice daje nam obraz czego możemy spodziewać się po tym
albumie. Początek to niesamowite kotły po których zaczyna się właściwa jazda.
Zmiany tempa, rytmów a to to wszystko między innymi dzięki znakomitym partiom gitary, fletu i
fortepianu o sekcji nie wspominając. Sporo zakrętów, łamańców i eksperymentów.
Świetne otwarcie.
Arrakis rozpoczynają
dźwięki fortepianu do którego dołącza znakomity flet, który zdaje się prowadzić
te kompozycję. Jest delikatnie i subtelnie. Z upływem czasu dołączają kolejne
instrumenty jak ksylofon czy kapitalnie brzmiący bas bezprogowy. Dalej swój popis
daje gitara elektryczna. Fantastycznie buduje się ten utwór, słuchacz jest cały
czas w napięciu i czeka na jakiś szaleńczy wybuch, który w końcu następuje w okolicach czwartej
minuty. Kompozycja zrywa się do biegu, tempo jest niesamowite. Nieprawdopodobny
taniec fletu i ten perkusyjny popis pod koniec. Fantastyczny utwór.
Na drugiej stronie winyla
również znalazły się dwa utwory. Pierwszy z nich zatytułowany Bitonio jest
utworem, którego w żaden sposób nie można opisać słowami. Niesamowite wejścia
perkusji, fletu, gitary oraz przepiękne solo fortepianu dopełniające całości. Połamane
rytmy, wyciszenia przeplatają się z wybuchami, mięsisty, podkręcony bas,
kosmiczne klawisze, jazzowe wstawki, awangardowe przejścia. Dzieje się tu tak
dużo że, jak napisałem wcześniej, nie da oddać się tego słowami. Brawa dla
całego zespołu. Fenomenalny utwór, fenomenalny.
Całość zamyka
kompozycja tytułowa, którą rozpoczynają złowrogo brzmiące obrazy. Chwilę
później szaleje flet, towarzyszy mu sekcja i fortepian. Po chwilowym zrywie
muzyka robi się łagodna, flet gra delikatnie, niemal sielankowo. Dalej mamy
już nieco bardziej połamane i pokręcone dźwięki, włącza się ksylofon. Niewątpliwie to hipnotyzujący fragment tej
kompozycji (po zażyciu grzybków można nieźle odlecieć). W okolicach siódmej minuty
dołączają kosmiczne, ale nieco zakręcone klawisze. No i pojawiają się tu na chwilę wokale
a raczej swego rodzaju okrzyki. Ładunek ekspresji i energii naprawdę robi
wrażenie w ostatnich minutach trwania tej kompozycji. Gdy pewnego razu słuchałem
tego utworu znajomy, który był akurat u mnie w odwiedzinach, powiedział „Ja pier…wyłącz
to bo oszaleję”. To powinno naprowadzić Czytelnika z czym mamy do czynienia. Niestety
do takiego grania trzeba dojrzeć i nie mówię tego z pozycji nadętego bufona. Te
dwadzieścia lat temu także miałem problem z zaakceptowaniem wielu zespołów i
tego co one grały. Wyśmienite zakończenie tej genialnej płyty.
Co można jeszcze dodać?
Chyba nic więcej poza tym, że ogromnie żałuję iż zespół wydał tylko ten jeden
album. Po kolejnych zmianach składu, a co za tym poszło i sposobu grania,
zespół się rozpadł. Szkoda. Płyta jest dość trudna do zdobycia, wznowienia
które ukazały się kilka lat temu rozeszły się na pniu. W związku z tym ceny
poszybowały w górę (za CD trzeba dać ponad stówkę, natomiast na LP trzeba wyłożyć
już kilkaset złotych). Jednak warto zdobyć ten album bo muzyka jest tu najwyższych
lotów, rzec by można arcydzieło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz