wtorek, 28 lutego 2017

DÜN - Eros (1981)

Face A:
  1. L'Epice
  2. Arrakis
Face B:
  1. Bitonio
  2. Eros
 
Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Zespół powstał w Nantes we Francji w 1976 roku pod nazwą Vegetaline Boufiol. Założyli go Francois Teillard (gitara), Laurent Bertaud (perkusja), Jacques Bretonnierre (fortepian), Michel Blancart (bas) oraz Pascal Vandenbulcke (flet). Jego początki to granie coverów tak znakomitych zespołów jak Mahavishnu Orchestra, Magma czy twórczość Franka Zappy. Od takiego grania chcieli się jednak uwolnić, chcieli tworzyć swoje kompozycje. W związku z tym przemianowali się na Kan-Daar. Jednak na ich twórczość nadal ogromny wpływ miały te grupy. W końcu, po zmianach personalnych (zespół ponownie zmienił nazwę na Dune by chwilę później ustalić już tę ostateczną Dün) nagrali swój pierwszy album, jak się później okazało pierwszy i ostatni…

Nagrań dokonano w Szwajcarii. Za wytłoczenie winyli (1000 kopii) zapłacił sam zespół i sprzedawane były później na ich koncertach. Dlatego dziś te płyty osiągają bardzo wysokie ceny rzędu kilkuset euro. Szkoda, że nikt (w tym sam zespół) nie był zainteresowany promocją chociażby ogólnokrajową. Grali koncerty właściwie jedynie w Nantes i okolicach. Dziś są bardzo szanowanym zespołem a ich jedyny album traktowany jest w wielu kręgach jako kultowy.
Dobrze, przejdźmy w końcu do muzyki. Ta jest mieszanką jazzu, jazz-rocka, rocka progresywnego z małą domieszką psychodelii i awangardowych dźwięków a to wszystko podlane zeuhlowym sosem.

Już otwieracz w postaci utworu L'Epice daje nam obraz czego możemy spodziewać się po tym albumie. Początek to niesamowite kotły po których zaczyna się właściwa jazda. Zmiany tempa, rytmów a to to wszystko między innymi dzięki znakomitym partiom gitary, fletu i fortepianu o sekcji nie wspominając. Sporo zakrętów, łamańców i eksperymentów. Świetne otwarcie.
Arrakis rozpoczynają dźwięki fortepianu do którego dołącza znakomity flet, który zdaje się prowadzić te kompozycję. Jest delikatnie i subtelnie. Z upływem czasu dołączają kolejne instrumenty jak ksylofon czy kapitalnie brzmiący bas bezprogowy. Dalej swój popis daje gitara elektryczna. Fantastycznie buduje się ten utwór, słuchacz jest cały czas w napięciu i czeka na jakiś szaleńczy wybuch, który w końcu następuje w okolicach czwartej minuty. Kompozycja zrywa się do biegu, tempo jest niesamowite. Nieprawdopodobny taniec fletu i ten perkusyjny popis pod koniec. Fantastyczny utwór.

Na drugiej stronie winyla również znalazły się dwa utwory. Pierwszy z nich zatytułowany Bitonio jest utworem, którego w żaden sposób nie można opisać słowami. Niesamowite wejścia perkusji, fletu, gitary oraz przepiękne solo fortepianu dopełniające całości. Połamane rytmy, wyciszenia przeplatają się z wybuchami, mięsisty, podkręcony bas, kosmiczne klawisze, jazzowe wstawki, awangardowe przejścia. Dzieje się tu tak dużo że, jak napisałem wcześniej, nie da oddać się tego słowami. Brawa dla całego zespołu. Fenomenalny utwór, fenomenalny.
Całość zamyka kompozycja tytułowa, którą rozpoczynają złowrogo brzmiące obrazy. Chwilę później szaleje flet, towarzyszy mu sekcja i fortepian. Po chwilowym zrywie muzyka robi się łagodna, flet gra delikatnie, niemal sielankowo. Dalej mamy już nieco bardziej połamane i pokręcone dźwięki, włącza się ksylofon. Niewątpliwie to hipnotyzujący fragment tej kompozycji (po zażyciu grzybków można nieźle odlecieć). W okolicach siódmej minuty dołączają kosmiczne, ale nieco zakręcone klawisze. No i pojawiają się tu na chwilę wokale a raczej swego rodzaju okrzyki. Ładunek ekspresji i energii naprawdę robi wrażenie w ostatnich minutach trwania tej kompozycji. Gdy pewnego razu słuchałem tego utworu znajomy, który był akurat u mnie w odwiedzinach, powiedział „Ja pier…wyłącz to bo oszaleję”. To powinno naprowadzić Czytelnika z czym mamy do czynienia. Niestety do takiego grania trzeba dojrzeć i nie mówię tego z pozycji nadętego bufona. Te dwadzieścia lat temu także miałem problem z zaakceptowaniem wielu zespołów i tego co one grały. Wyśmienite zakończenie tej genialnej płyty.

Co można jeszcze dodać? Chyba nic więcej poza tym, że ogromnie żałuję iż zespół wydał tylko ten jeden album. Po kolejnych zmianach składu, a co za tym poszło i sposobu grania, zespół się rozpadł. Szkoda. Płyta jest dość trudna do zdobycia, wznowienia które ukazały się kilka lat temu rozeszły się na pniu. W związku z tym ceny poszybowały w górę (za CD trzeba dać ponad stówkę, natomiast na LP trzeba wyłożyć już kilkaset złotych). Jednak warto zdobyć ten album bo muzyka jest tu najwyższych lotów, rzec by można arcydzieło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz