- A Girl Named You
- No Tree Will Grow (On Too High A Mountain)
- Energy (Out Of Future)
- Higher
Kilka dni temu odbyłem
fantastyczną rozmowę z pewnym emerytowanym nauczycielem. Wyznał szczerze, że
nienawidził swojego zawodu, ale poświęcił się mu całym serem i wykonywał tę
pracę najlepiej jak potrafił. Moją ucieczką
po powrocie do domu, powiedział, były płyty i muzyka. Od słowa do słowa
zeszliśmy na tematy kanterberyjskich dźwięków i okazało się, że obaj bardzo
lubimy holenderski zespół Supersister z ich drugą płytą na czele. Gdy wróciłem
do domu, pierwsze co zrobiłem, to odpaliłem ten właśnie album i pomyślałem, że
trzeba napisać o nim w moim pamiętniku…
Supersister to
kapitalny zespół którego początki sięgają 1967 roku. Wtedy to grupa kolegów
postanawia założyć zespół, który nazwali Sweet OK Sister. Na jego czele stanął
niejaki Rob Douw, który dość szybko opuścił szeregi grupy. Pozostała czwórka
postanowiła kontynuować swoją przygodę z muzyką przemianowując się na
Supersister. W 1970 wydali swój debiutancki album zatytułowany Present From
Nancy. Rok później ukazuje się ich druga, opisywana tu płyta To The Highest
Bidder będąca swojego rodzaju kontynuacją debiutu. W moim subiektywnym odczuciu
choć pierwszy album jest świetny to na drugim osiągnęli swoje apogeum możliwości
i pomysłów. Dlatego przygodę na blogu z Supersister rozpoczynam od tej właśnie płyty.
W jej nagraniu wzięli
udział Robert Jan Stips (klawisze, śpiew), który jest kompozytorem wszystkich
utworów na tym albumie, Sacha van Geest (flet, śpiew), Ron van Eck (gitara
basowa) oraz Marco Vrolijk (perkusja). W winylowym domu mam placka, który na
okładce ma dodatkowy szczegół, którego zabrakło w wydaniu kompaktowym. Tym
szczegółem jest postać nagiej dziewczyny trzymającej tablicę, która niewiele
zasłania.
Na płycie znalazły się
cztery utwory. Całość rozpoczyna zabarwiony nieco jazzowym odcieniem A Girl
Named You, który był jednym z dwóch singli promujących ten album. Wersja
singlowa jest oczywiście zdecydowanie krótsza od wersji albumowej, trwa bowiem
nieco ponad trzy minuty podczas gdy wersja albumowa jest o siedem minut
dłuższa. Rozpoczyna się szybko, żywiołowo. Klawisze i perkusja do których
dołączają kolejne instrumenty z fletem na czele. Do tego świetny, melodyjny
wokal. Szczególnie podobają mi się tu partie fletu, który jest wszędobylski i
znakomicie sobie radzi w każdym momencie trwania tego utworu. A Girl Named You
jest dość wyraźnie osadzony w klimatach grupy Caravan. Kapitalny otwieracz.
W No Tree Will Grow
mamy złowieszczy wstęp niczym z filmu grozy, jakby zbliżało się jakoweś
niebezpieczeństwo. Wokal Stipsa, któremu towarzyszy fortepian (później dołącza
perkusja) jest delikatny i liryczny. W tle cały czas słyszymy te złowrogie
dźwięki z początku. Utwór utrzymany jest raczej w spokojnym tempie co zmienia
się na koniec jego trwania gdy zrywa się do galopu. Brawa dla fortepianu.
Utwór kończy się nieprawdopodobną salwą śmiechu członków zespołu, która udziela
się również słuchaczowi.
Na stronie drugiej są
także dwa utwory. Pierwszym z nich jest najdłuższy na płycie, bo trwający
niemal piętnaście minut, Energy (Out Of Future). Bijące bębny na początek, dalej
organy i flet. To najbardziej ambitny utwór na tym albumie. Zmiany tempa,
klimatów, mieszanina muzyki klasycznej, jazzu i rocka progresywnego a wszystko
to podane w niesamowicie ciekawy i atrakcyjny sposób. Wokale są raczej oszczędne,
górę biorą tu klawisze a i perkusja w pewnym momencie ma swoje pięć minut.
Rewelacja.
Album zamyka trwający
niecałe trzy minuty Higher. Uspokaja nas po wrażeniach poprzedniej kompozycji.
Ładne wokale wspierane dźwiękami fletu i delikatną perkusją. Bardzo sympatyczne
i klimatyczne zakończenie tej niesamowitej płyty.
Holendrzy naprawdę nie
mają się czego wstydzić, wydali na świat kilka świetnych zespołów (Focus,
Finch) z Supersister na czele. Jak wspomniałem to kapitalna płyta, w której
powinni zatonąć miłośnicy sceny Canterbury i takich zespołów jak Caravan czy nawet
Soft Machine. Do tego ich muzyka okraszona jest odrobiną humoru Franka Zappy. To
The Highest Bidder to jeden z klejnotów rocka progresywnego lat siedemdziesiątych,
który to klejnot zdecydowanie trzeba mieć w swojej kolekcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz