- Danger Money
- Rendezvous 6.02
- The Only Thing She Needs
- Caesar's Palace Blues
- Nothing To Lose
- Carrying No Cross
Jak obiecałem, wracam
do tej płyty. To drugi i ostatni studyjny album w dorobku tego zespołu (później
wyszła jeszcze płyta koncertowa). Dlaczego zaczynam więc od niego a nie od debiutu?
Odpowiedź jest bardzo prosta, to tę płytę poznałem jako pierwszą. Pamiętam to
jak dziś, lato, druga połowa lat osiemdziesiątych, ciepły wiatr owiewał mi twarz.
W domu gra radio gdy nagle z głośników słyszę kapitalny utwór Randezvous 6.02.
Wryło mnie, dosłownie. Kilka lat później zdobyłem płytę i oszalałem na jej
punkcie…
Nie słuchałem tego
albumu od dłuższego czasu i dopiero w przerwie świątecznej jakoś zatęskniło mi
się za nią i głosem Wettona. Wrzuciłem placek na talerz i w trakcie słuchania pomyślałem,
że ta magia wciąż działa. Miesiąc później dotarła do nas wiadomość o śmierci
Johna Wettona. Czy to tylko przypadek, że zatęskniłem za jego głosem właśnie na
chwilę przed jego śmiercią? Nie wiem, ale na pewno był to niezwyczajny zbieg
okoliczności.
Pierwotnie w składzie
UK obok Wettona znaleźli się jeszcze perkusista Bill Bruford, klawiszowiec i
skrzypek Eddie Jobson (o jednej z jego solowych płyt pisałem już na blogu) oraz
znakomity gitarzysta Allan Holdsworth. Po nagraniu debiutu (pewnie też o nim
kiedyś wspomnę) z zespołu odeszli Bruford i Holdsworth. Na miejsce perkusisty
zatrudniony został Terry Bozzio, pałkarz z zespołu Zappy, natomiast Holdswortha
nikt nie zastąpił. Wetton i Jobson doszli do porozumienia iż poradzą sobie bez
gitarzysty. I tak oto jako trio wzięli się za nagranie nowej płyty, która
otrzymała tytuł Danger Money z ciekawą okładką autorstwa studia Hipgnosis.
Na albumie znalazło się
sześć utworów. Całość otwiera piosenka tytułowa. Początek to ciężkie organy i
mocne walenie w bębny, utwór kroczy niczym bestia, powolnie, ale mocno i
zdecydowanie. Po tym posępnym wstępie utwór nieco się ożywia i rozpogadza,
swoim głosem zaczyna czarować Wetton. W okolicach czwartej minuty Jobson przy
pomocy klawiszy zmienia ponownie nastrój utworu na bardziej posępny po czym
wraca motyw śpiewany przez Johna. Świetne otwarcie, które daje słuchaczowi
pewną wskazówkę jak będzie wyglądać reszta płyty.
Właśnie, zaraz po
otwieraczu mamy nieśmiertelną Randezvous 6.02 z przepięknym lirycznym
początkiem i końcem oraz niesamowitym środkiem w którym Jobson szaleje na
klawiszach. Przepiękna melodia, cudowny głos i bas Wettona, łza sama kręci się
w oku. Ten utwór to już klasyka. Przez te wszystkie lata przesłuchałem go setki
razy i za każdym razem czuję ten powiew ciepłego, letniego popołudnia z lat
szczenięcych. To jest właśnie siła i magia muzyki. Randezvous 6.02 już zawsze
będzie jednym z najważniejszych utworów w moim życiu.
Stronę pierwszą zamyka
The Only Thing She Needs z połamanym początkiem, który zwiastuje fajną energię,
która ma przyjść za chwilę. Tu możemy usłyszeć Jobsona, który świetnie zastąpił
partie gitary za pomocą skrzypiec. Na pochwałę zasługuje tu także Bozzio,
który trochę się tu zmęczył. Znakomity, dynamiczny, do przodu. Utwór daje
niezłego kopa.
Stronę drugą otwiera Caesar's
Palace Blues. Początek to popis Jobsona i jego gry na skrzypcach ale i Bozzio
fantastycznie tu wymiata. Dalej Eddie i jego skrzypce elektryczne występują
w roli głównej prowadząc utwór do samego końca.
Zaraz po tym jest
Nothing To Lose najkrótsza pozycja na płycie. Tu panowie mocno otarli się o
popowe rejony. Z mojej strony to wcale nie jest zarzut bo piosenka brzmi
naprawdę fajnie. Już te kosmiczne
klawisze od samego startu robią świetne wrażenie. Głowa sama się kiwa. To taka
piosenka, która idealnie nadaje się do radia. Swoją drogą w pewnym momencie
mojego życia często nuciłem sobie pod nosem kwestię Nothing To Lose w
sytuacjach gdy nie wiedziałem co robić. No i znowu Jobson daje mini koncert na
skrzypcach.
Całość zamyka fenomenalna pozycja Carrying No Cross. Ponad dwanaście minut niesamowitego klimatu. Rozpoczyna się klawiszowymi dźwiękami, które wyłaniają się niczym nimfa z wody. Ten piękny, tajemniczy a zarazem nieco niepokojący początek kończy się krzykiem Wettona Stop! Po czym John zaczyna pięknie śpiewać na klawiszowo-basowym tle. Dookoła unosi się duch Crimsonowskiego grania i klimatu. Dalsza, instrumentalna część tego utworu to niesamowity pokaz Jobsona i jego instrumentów klawiszowych, poczynając od organów przez fortepian na syntezatorach kończąc. No i tu też Bozzio mocno zaznacza swoją obecność. Energicznie bębni, dodając niesamowitej mocy tej części kompozycji. Kończy się tak jak się zaczęło, przepiękną, delikatną partią, śpiewaną przez nieodżałowanego Johna Wettona. Cudo.
Muzyka na albumie
Danger Money oscyluje w kręgu rocka progresywnego a tu mamy przecież rok 1979.
Wtedy (niestety) ta muzyka odchodziła a raczej już odeszła do lamusa,
zastąpiona punkowym jazgotem. Mimo tych trudności zespół nagrał kapitalną
płytę, zgoda, może łatwiejszą w odbiorze od debiutu ale nadal kapitalną. To
także jeden z tych albumów na którym nie znalazły się dłużyzny czy
zapchajdziury. Sześć wspaniałych utworów, utworów które przenoszą mnie w
przeszłość dzięki którym znowu mogę poczuć ten letni wiatr na mojej twarzy.
Jak niesie legenda,
podobno w latach dziewięćdziesiątych zespół zebrał się ponownie, tym razem do składu wrócił Bruford. Podobno było też wielu znamienitych gości jak Steve Hackett czy Robert Fripp. Panowie ponoć nagrali
płytę, jednak ta do dnia dzisiejszego nie ujrzała światła dziennego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz