Chciałbym zacząć nowy cykl „Co W Napędzie Piszczy”
Może cykl to za dużo
powiedziane, bo nie planuję jakiejś wielkiej systematyczności w tym temacie.
Ot, co jakiś czas będę tu wrzucał fotografię przedstawiającą albumy, które w
ostatnim czasie najczęściej gościły w moim odtwarzaczu. Pewnie Czytelnik
studiując mojego bloga zdążył się już zorientować jakiej mniej więcej muzyki
słucham. Ale rozstrzał gatunkowy jest o wiele większy i nie wszystkie płyty zostaną opisane na stronie więc…
Nie zamykam się jedynie
na rock progresywny, słucham wszelakiej muzyki, która sprawia mi ogromną
przyjemność. Obce jest mi uczucie guilty pleasure, przysięgam. W końcu to ja
słucham muzyki, mnie ma się ona podobać i sprawiać przyjemność. Ja nie słucham
i nigdy nie słuchałem konkretnych płyt aby dostosować się do panujących akurat
mód czy by dołączyć do jakiegoś towarzystwa.
Każdy etap mojego
dotychczasowego życia wiąże się z wieloma albumami, które bardzo często są od
siebie biegunowo odległe jeśli chodzi o stylistykę. Wiele z nich jest dla mnie
niezwykle ważnych, wiele z nich związanych jest z konkretnym miejscem, czasem, wydarzeniem
czy osobami. Dlatego niektóre kojarzą mi się z ogromnym smutkiem, inne z
wielkimi radościami, jeszcze inne z zakochaniem, rozstaniami, śmiercią,
uczuciem wolności, ucieczką od codzienności. Czy mam nie słuchać płyt
przypuśćmy George’a Michaela? Bo co? Bo to popik?, nuda, pedał (przepraszam),
dorośnij, bo jakiś znawca powiedział, że to muzyka niskich lotów? A pocałuj
mnie w dupę znawco! Sam sobie słuchaj czego chcesz i innym pozostaw taki wybór.
Owszem, są pewne
gatunki muzyczne, których nie słucham prawie wcale lub, których wręcz nie mogę
ścierpieć, ale nie uprawnia mnie to do tego aby kogoś kto słucha na ten
przykład death metalu określać mianem satanisty czy debila. Zgoda, dyskutujmy o
płytach, spierajmy się, wymieniajmy argumenty, ale nigdy nie róbmy wycieczek ad personam. To takie
małe.
Proszę pamiętać,
najlepszym recenzentem muzyki są nasze własne uszy. Koniec kropka. Ja na blogu
przedstawiam płyty, które sam uwielbiam co nie znaczy, że próbuję komuś
narzucić własne wybory. Mówię tylko posłuchaj, daj szansę, może Ci się spodoba.
Jak zwykle odbiegam od
tematu, ale ta dyskusja nie ma końca.
Dobra, zdjęcie i jedziemy. Przy każdej z płyt postaram się dopisać dwa trzy słowa, ale i to nie
jest pewne. Czasem będzie to samo zdjęcie, czasem coś dopiszę. Zobaczymy.
- Mike & The Mechanics - Beggar On A Beach Of Gold (1995)
-
Mike & The Mechanics - Mike & The Mechanics (1985)
-
Richard Barbieri - Planets + Persona (2017)
-
Blackfield - Blackfield V (2017)
-
Steve Hackett - The Night Siren (2017)
-
Billy Cobham - Crosswinds (1974)
-
Boston - Don’t Look Back (1978)
-
Boston - Boston (1976)
-
Soft Machine - Third (1970)
-
Camel - Nude (1981)
-
Gentle Giant - Octopus (1972)
-
Pink Floyd - A Momentary Lapse Of Reason (1987)
-
IQ - Nomzamo (1987)
-
McDonald And Giles - McDonald And Giles (1970)
-
King Crimson - In The Court Of The Crimson King (An Observation By King Crimson) (1969)
Ad. 1,2 - Obie nastrajały mnie w oczekiwaniu na ich nowy album Let Me Fly
Ad. 3,4,5 - Nowości, nowości, nowości...
Ad. 6 - Znakomity album o którym przypomniał mi kolega Paweł Pałasz z bloga Rock’n’Roll Will Never Die!
Ad. 7,8 - Dwa pierwsze albumy Boston wylądowały w moim odtwarzaczu w związku ze smutną wiadomością. Oczywiście mówię tu o śmierci Siba Hashiana, który był perkusistą tego zespołu.
Ad. 11 - Jedna z najlepszych płyt w dyskografii Olbrzymów. Często wracam.
Ad. 12 - Ogrom wspomnień, zbyt osobistych aby się nimi dzielić.
Ad. 14 - Znakomita płyta (szkoda że jedyna) muzyków, którzy brali udział w nagraniu płyty pomnika. Ów pomnik stanowi ostatnią pozycję na mojej liście najczęściej słuchanych w ostatnim czasie.
PS. Przepraszam za słabą jakość zdjęcia. Coś mi chyba aparat szwankuje. Postaram poprawić się na przyszłość. Ten blogspot też mi się pierdzieli. Nie mam siły i czasu aby to poprawić i dokonać korekty (dziura na dole).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz