- Wave
- The Red Blouse
- Look To The Sky
- Batidinha
- Triste
- Mojave
- Dialogo
- Lamento
- Antigua
- Captain Bacardi
W piątek wieczorem
nawiedzili nas znajomi. Było dość późno więc ewentualne mocniejsze trunki zarezerwowaliśmy
sobie na kolejny wieczór. W sobotę, chwilę przed śniadaniem, odpaliłem sprzęt i
zastanawiałem się jaką płytę włączyć. Pomyślałem, jest prawie lato, słoneczko,
lód i coś mocniejszego dochodzą w lodówce i wtedy bach. Jobim,
to będzie to, choć nie powiem, miałem trochę obaw. Okazało się że niepotrzebnie, bo płyta Wave tak spodobała się znajomym, że poleciała tego dnia jeszcze
kilkukrotnie…
Przyznam szczerze, że
Jobima odkryłem w 1996 roku. A to za sprawą George’a Michaela i jego płyty
Older. Michael zadedykował ten album między innymi Jobimowi. W książeczce można przeczytać: „This album is
dedicated to Antonio Carlos Jobim, who changed the way I listened to music…”.
Czy Jobim zmienił moją
perspektywę słuchania muzyki? Nie, ale lubię od czasu do czasu posłuchać sobie
jego dokonań. Ta muzyka odpręża, relaksuje i pozytywnie nastraja. Dodać należy,
że Jobim jest współtwórcą stylu bossa nova. Początkowo sukcesy odnosił w
rodzimej Brazylii, dopiero po wielu latach, między innymi Stan Getz, rozpowszechnił
jego muzykę w Stanach Zjednoczonych. Odtąd Jobim był niezwykle popularny w obu
Amerykach. Jego muzyka była natchnieniem dla bardzo wielu muzyków. Prócz wspomnianego
już Michaela, byli to też Sting, Tony Bennett, Diana Krall, Frank Sinatra, Chick
Corea czy Herbie Hancock.
Na Wave znalazło się
dziesięć krótkich kompozycji. Całość trwa niewiele ponad trzydzieści minut.
Na albumie prócz samego Jobima, który zagrał na fortepianie, gitarze
akustycznej oraz klawesynie znalazło się kilku znakomitych muzyków. Wśród nich
kapitalny jazzowy kontrabasista Ron Carter, flecista i saksofonista Jerome
Richardson czy perkusista Dom Um Romao, późniejszy bębniarz
Weather Report. No i jest jeszcze wyśmienita sekcja smyczkowa pod batutą Clausa
Ogermana, dodająca niezwykłego uroku tym kompozycjom.
Wszystkie utwory
utrzymane są w bardzo podobnej stylistyce, ale to w niczym nie przeszkadza bo
całość przepięknie płynie. Już otwierający album utwór tytułowy (należący do
klasyki bossa novy) przenosi nas natychmiast na plaże w Rio. Znakomite partie
fortepianu, kołyszący klimat, spokój, nostalgia i nic nie musimy. The Red
Blouse usłyszałem kiedyś będąc w Miami. Plaża, mała knajpa, słomkowy kapelusz,
mojito, cygaro (wtedy jeszcze paliłem) i pary tańczące do tego utworu. Coś
wspaniałego.
Te rozmarzone smyczki i
kapitalny puzon w Look to the Sky. Nic tylko odpłynąć patrząc w miejsce gdzie
niebo łączy się z oceanem, a w międzyczasie promienie słońca miło ogrzewają nasze
ciało. Piękna współpraca fletu i fortepianu w Mojave, niezwykle leniwy klimat w
Dialogo czy Lamento, w którym zaśpiewał sam Jobim. Możliwości wokalne słabe,
ale Tom brzmi tu nadzwyczaj dobrze i jego głos idealnie pasuje do tej muzyki.
Wspomniane smyczki
dodają tej muzyce niezwykłego klimatu, filmowego zabarwienia. Czasami odnoszę
wrażenie, że idealnie pasowałyby do któregoś z filmów o przygodach Jamesa
Bonda.
No i prawie na sam koniec w kompozycji zatytułowanej
Antigua możemy usłyszeć klawesyn, który wraz z puzonem i fletem cudownie
prowadzą ten utwór.
Wave dotarła
w Stanach do piątego miejsca na liście najlepszych albumów jazzowych roku 1967.
W moim odczuciu to troszkę naciągane, bo Wave nie jest stricte jazzowym
albumem, choć sporo tu naleciałości. Ale kto by zwracał uwagę na te wszystkie
kategorie, przecież najważniejsza jest muzyka, a ta na tej płycie jest
przednia. Ładne melodie, wspaniałe orkiestracje i brazylijski klimat. Poszukując
spokoju, wytchnienia czy po prostu chcemy się dobrze nastawić na cały dzień
możemy włączyć ten album. Ten zapewni nam radość, dobry humor oraz moc uśmiechów
i z pewnością wyświetli w naszych głowach
gorące obrazy Brazylii. Goście byli zadowoleni.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń