- Smile Please
- Heaven Is 10 Zillion Light Years Away
- Too Shy To Say
- Boogie On Reggae Woman
- Creepin'
- You Haven't Done Nothin'
- It Ain't No Use
- They Won't Go When I Go
- Bird Of Beauty
- Please Don't Go
Wczoraj były urodziny
Steviego. Postanowiłem z tej okazji wrócić na blogu do jego
muzyki, która wczoraj królowała w moim domu. To kolejna płyta z serii tych wielkich, należąca do tak zwanego złotego
okresu w twórczości Wondera. Dodatkowym powodem sięgnięcia po ten właśnie album
jest tragiczny moment w życiu Steviego. Otóż w 1973 roku uczestniczył w wypadku
samochodowym, w którym odniósł ciężkie obrażenia. Kilka dni leżał w śpiączce.
Jednak pozbierał się i po kilkutygodniowej rehabilitacji wszedł do studia nagrać
nową muzykę. Niesamowity gość…
Pewnie gdyby któraś z
dzisiejszych gwiazdeczek uległa takiemu wypadkowi, jej fani musieliby czekać na
nową muzykę latami. A ile po drodze naczytaliby się i nasłuchali jęków, stęków,
użalania. A po ewentualnym wydaniu nowej płyty media przez lata kreowałyby ów
gwiazdeczkę na nadczłowieka. Przepraszam za te uszczypliwości, ale czy nasz
dzisiejszy świat tak właśnie nie wygląda? Kiedyś żeby nie zniknąć i nie popaść w
zapomnienie, zespoły czy artyści musieli wydawać płyty rok w rok, no najwyżej co
dwa lata. W pewnym momencie zaczęło się to zmieniać i teraz…
Kończę. Summa summarum Stevie
wszedł do studia czego wynikiem była płyta Fulfillingness' First Finale, na której znalazło się dziesięć utworów.
Smile Please otwiera ten album. Przyznam szczerze, że to chyba moja ulubiona piosenka na tym albumie. Od pierwszych nut pięknie płynie ta muzyka. Znakomite bongosy Halla i gitarowe przygrywki Michaela Sembello. Nie wiem dlaczego, ale od zawsze nastraja mnie ta piosenka i powoduje, że rzeczywiście ten uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
Chwilę później, równie urocza, Heaven Is 10 Zillion Light Years Away. Klawinet, moogowe basy i ten głos. Nie można tego pomylić z niczym innym. No i chórki, w których zaśpiewał między innymi Paul Anka. Ta piosenka to swego rodzaju wyznanie wiary Wondera. Świetny utwór.
W Too Shy To Say rozpływania się ciąg dalszy. To piękna ballada z fortepianem w roli głównej, któremu wspaniale wtóruje Sneaky Pete Kleinow grający na elektrycznej gitarze hawajskiej. Ów gitara wprowadza delikatnie countrowy posmaczek, jednak nie posuwa się zbyt daleko i nie popada całą sobą w te klimaty.
Za Boogie On Reggae Woman Wonder otrzymał jedną z nagród Grammy. Czysty Stevie, z tym Moogowym basem, bluesowym fortepianem, ale przede wszystkim tak rozpoznawalną harmonijką ustną. Noga chodzi.
Stronę pierwszą czarnego wydania zamyka piosenka zatytułowana Creepin’. Znowu zwalniamy, kontentując się znakomitymi syntezatorowymi tłami oraz harmonijką. Całość pięknie owiewa słuchacza, buja, wycisza. Piękny utwór.
Dalej? Znakomity i jakże Wonderowski klawinet Hohnera w You Haven’t Done Nothin’, w którym dostaje się Nixonowi. Delikatnie jazzujący It Ain’t No Use po którym mamy jedną z piosenek mego życia. Chodzi oczywiście o utwór They Won’t Go When I Go. Rozrywająca serce na strzępy, smutna ballada. Jak może Państwo pamiętają, pisałem o tym utworze przy okazji opisywania płyty George’a Michaela Listen Without Prejudice vol.1. I przyznam, że choć pierwotna wersja w wykonaniu Wondera jest znakomita, to wersja Michaela po prostu powaliła mnie na kolana. Proszę posłuchać oryginału oraz wersji George’a i samemu ocenić. Przepiękny utwór z jeszcze lepszym tekstem. Dalej utrzymany w iście latynowskich rytmach Bird Of Beauty i zamykający całość Please Don’t Go ze wspaniałymi chórkami i harmonijkowym solo. Świetny kapselek.
Stevie, wszystkiego dobrego, no i cały czas czekam na Twoją nową płytę, zapowiadaną już przecież od tylu lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz