- Part One
- Part Two
Z cyklu "Atrakcyjna Osiemdziesiątka"
To dziś. Zaćmienie księżyca
i jak mówią niektórzy – koniec świata. W takim przypadku nie mam innej możliwości
jak włączyć jakąś płytę, która o kosmosie traktuje. Padło na Constance Demby,
amerykańską kompozytorkę, malarkę i konstruktorkę instrumentów. Novus
Magnificat uważany jest za jej najlepsze osiągnięcie. Bardzo często ten album
umieszczany jest na listach najlepszych płyt ambientowych. W pracy nad tą płytą,
kompozytorkę wspierał Michael Stearns, o którym na blogu już wspominałem…
Na płycie znalazły się dwie długie kompozycje. Przyznam, z ręką na sercu, że dla mnie każda z nich wywołuje inne skojarzenia i podczas ich słuchania myślami jestem w różnych miejscach. Kompozycja pierwsza to wyprawa w kosmos. Już jako dziecko bardzo często w wakacje lubiłem położyć się wieczorem w trawie i patrzeć w gwiazdy. Wyobrażałem sobie, że podróżuję przez niekończący się kosmos. Zawsze miałem uczucie, że gdzieś tam bardzo, bardzo daleko, na nieznanej ludzkości planecie, leży też taki chłopiec i podobnie jak ja patrzy w niebo. Czy istnieją planety na których mieszkają inne istoty? Z pewnością, ale podczas mego życia nie dowiem się o tym. Wracając do muzyki, to niesamowita podróż do gwiazd. Constance wykorzystuje tu dźwięki przeróżnych instrumentów, takich jak harfa, skrzypce, wiolonczele. A to wszystko wyczarowane z klawiszy syntezatorów. Mamy tu typowe partie charakteryzujące muzykę elektroniczną, ale też odniesienia do muzyki klasycznej, przy czym te odniesienia nie są wprost. To nie jest kopiowanie znanych kompozytorów tylko własne improwizacje. Dlatego prócz uczucia kosmicznej podróży możemy poczuć podniosłość tej muzyki. Bo choć nie są to żywe instrumenty smyczkowe, to dzięki emulacji tychże Demby uzyskała niezły efekt końcowy. W tym wszystkim wspiera ją Stearns dodając efekty, które tylko podkreślają potęgę kosmosu i jego niezmierzoną wielkość.
Część druga ma dla mnie inny wymiar. Otóż uwielbiałem jej słuchać siedząc w kościołach czy katedrach. I zdecydowanie musiały być to budowle, które czują historię, stoją majestatycznie od kilkuset lat. Najczęściej wnętrza tych budowli zdobią wspaniałe malowidła przedstawiające sceny z życia Chrystusa. I właśnie z tego powodu często chadzałem (przyznam, że teraz mi się to nie zdarza) do ów świątyń, zakładałem słuchawki i przez te pół godziny zadzierałem głowę do góry. Wyobrażałem sobie czy tak było naprawdę, czy ci ludzie tak wyglądali, czy to wszystko miało miejsce. Często twarze na tych malowidłach przedstawiono w grymasie bólu, strachu. Wtedy, wraz z dźwiękami płynącymi ze słuchawek wyobrażałem sobie apokaliptyczne sceny. Part Two niewątpliwie posiada klimat starych kościołów. To koncert organowy zaaranżowany na syntezatory. Ta podniosłość, te chóry i perfekcja wykonania. Przypominam sobie, jak jeszcze mieszkałem w Łodzi, byłem stałym uczestnikiem koncertów organowych, które odbywały się raz w miesiącu w kościele św. Mateusza na Piotrkowskiej. Nazywało się to Niedziela z muzyką u św. Mateusza. Siadałem zawsze w tym samym miejscu i chłonąłem grę mistrzów niczym gąbka wodę. Wspaniałe to były czasy i koncerty. Co mnie zawsze cieszyło, melomanów takich jak ja nie brakowało i dość licznie brali udział w tych wydarzeniach.
Słuchając tej płyty myślę czy dziś przetrwam kolejny koniec świata. Jeśli tak to do napisania w przyszłym tygodniu, jeśli nie, to do zobaczenia w innym wymiarze.
Novus Magnificat to
naprawdę dobra muzyka, ale dlaczego znajduje się na listach tych najlepszych z
kręgu ambient? Nie wiem bo ów ambientu jest tu bardzo mało, o ile w ogóle. Ale
czy to ważne? To wspaniała muzyka dotycząca kosmosu, pragnień ludzkich, ale i naszych
słabości. Album rozszedł się w ilości ponad dwustu tysięcy kopii co jest
niewątpliwym rekordem jeśli chodzi o szufladkę z napisem New Age, space music.
A ja na dzisiejszy wieczór szykuję też inne płyty z tego kosmicznego podwórka i czekam na wspaniały kosmiczny spektakl, tak na niebie jak i ten z płynący z głośników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz