- Watusi Dance
- Horsing Around
- Rien Ne Va Plus
- After All The World Goes Home
- Next Please
- The Music In Me
- Funk It
- Lilliput
- Sikin' Low
Nikt z Europy Wschodniej
nie czuje i nie nagra porządnego funku. Tak podobno mawiano w Stanach w latach
siedemdziesiątych. A tu pyk, w Nowym Jorku powstaje płyta, która jest wynikiem
pracy polskich muzyków. Co prawda sekcja jest amerykańska, ale reszta składu
jest z Polski, a i kompozycje są autorstwa ludzi ze „wschodu”. Funk Factory to
jednopłytowy twór, na czele którego stanął Michał Urbaniak...
Prócz Urbaniaka, który zagrał tu na skrzypcach, ale też na saksofonach w nagraniu wzięli udział: Urszula Dudziak (śpiew, instrumenty perkusyjne), Bernard Kafka (śpiew), Włodek Gulgowski (klawisze), Barry Finerty (gitara) oraz wspomniana już sekcja czyli Anthony Jackson (bas) i Steve Gadd (perkusja). Ale znaleźli się tu także goście, wśród których możemy znaleźć takie tuzy muzycznego świata jak Tony Levin czy John Abercrombie.
Na płycie znalazło się dziewięć utworów utrzymanych w klimatach jazz-funk, fusion-funk. Ale mniejsza o te nazwy i zaszeregowania.
Płytę otwiera instrumentalny Watusi Dance autorstwa Gulgowskiego. Świetnie buja na początek, głosy Dudziak i Kafki niczym dodatkowe instrumenty wprowadzają świetny klimat, a całość napędzają klawisze autora kompozycji.
Kolejny Horsing Around jest moim zdaniem słabszym momentem na tym albumie. To taka piosenka idealnie pasująca do amerykańskiej telewizji śniadaniowej tamtych lat. Moim skromnym zdaniem odbiór tego utworu psują tu wokale. Ale chwilę później mamy absolutnego killera tej płyty. Chodzi o utwór Rien Ne Va Plus, którego autorem jest Kafka. Swego czasu panowie z Beastie Boys sporo zaczerpnęli z tego utworu tworząc własny zatytułowany Car Thief. Kapitalnie buja ten kawałek. Gdy go słucham chciałbym cofnąć się do połowy lat siedemdziesiątych i w jakimś nowojorskim klubie pobujać się przy tej muzyce. Bardzo mocna pozycja na płycie. Kolejną kompozycją Kafki jest Next Please z fantastycznym wokalnym popisem samego autora oraz równie świetnie brzmiącym moogiem Gulgowskiego.
The Music In Me zwalnia, oczyma wyobraźni widzę afroamerykańską społeczność bujającą się do tych dźwięków wprost na ulicy gdzieś w samym sercu Queens.
Funk It to kompozycja Urbaniaka. Znakomita sekcja, świetny bas Levina, wokalizy Dudziak, ponownie Gulgowski na moogu oraz sam Michał w skrzypcowych popisach. Dochodzimy do utworu Lilliput, w którym Urbaniak gra na saksofonie co wyraźnie słychać, a Gulgowski czaruje klawiszami. No i ta sekcja Gadd-Levin.
Całość zamyka szybszy Sinkin’ Low, którego autorem jest Bernard Kafka. To tu możemy usłyszeć Johna Abercrombie grającego na gitarze. Znakomite wokalizy tak Kafki jak i Urszuli Dudziak.
Płyta w epoce raczej przeszła niemal bez echa. Dopiero po latach tak krytyka jak i sami słuchacze docenili ten album. Dzięki temu stał się on bardziej
rozpoznawalny i często uważany jest za zapomnianą perełkę tamtych lat. To
rzeczywiście prawda bo płyta naprawdę dobrze smakuje. Nie jest to co prawda
jakieś wielkie arcydzieło, ale zdecydowanie trzeba docenić to, że ludzie z tak zwanej Europy Wschodniej potrafili
stworzyć niezłą płytę utrzymaną w klimatach, w których zdecydowanie przodował
ktoś inny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz